niedziela, 14 grudnia, 2025
Strona głównaAktualnościWypowiedzi ekspertów w PR-owym kagańcu

Wypowiedzi ekspertów w PR-owym kagańcu

Autoryzacja to znienawidzone, ale przydatne narzędzie – twierdzi Aneta Cichla. Tylko dlaczego dziennikarz tak często, zamiast rzeczowej wypowiedzi, którą skrzętnie zanotował, dostaje zbiór oczywistości w stylu PR-owej nowomowy? – pyta.

„Czasami trzeba nazwać rzeczy po imieniu, a nie ubierać je w eufemizmy, parafrazy i wielosłowie, w czym lubują się przede wszystkim departamenty PR i marketingu” – podkreśla Cichla. W konsekwencji czytelnik traci zainteresowanie. A szkoda, bo ludzie, z którymi rozmawia, to – jak sama zauważa – specjaliści, eksperci w swoim fachu, którzy potrafią mówić o rynku z pasją, w sposób merytoryczny. Zazwyczaj są otwartymi osobami, ale „korporacyjne kagańce” nakazują im dostosować się do pewnych zasad. I wpadają w zasadzkę nudy oraz przewidywalności. „Odwagi! To jest w cenie!” – zachęca dziennikarka. Przywołuje także przykłady, kiedy to przepytywana osoba, żądając autoryzacji i przesłania jej nie tylko wypowiedzi użytych w tekście, ale i całego kontekstu, sama nanosiła poprawki w artykule. „Oczywiście istnieją kwestie, w których dziennikarz powinien skorzystać z porady eksperta i jego wiedzy, ale to nie upoważnia rozmówcy do wtrącania się każdy fragment tekstu” – uważa. Przywołuje także inny rodzaj rozmówcy – takiego, który dużo i chętnie wypowiada się publicznie, ale gdy tylko się go cytuje, jest urażony. Problem pojawia się także wtedy, gdy dziennikarz powołuje się w tekście na oficjalną informację dotyczącą firmy, która jeszcze nie wypłynęła na światło dzienne – wówczas jej przedstawiciele mają żal do mediów, że szkodzą firmie. „Być może. Mi to nawet pochlebia. O to przecież chodzi w naszej pracy – mówić ludziom, co dokładnie się dzieje” – zaznacza Cichla. (es)

ZOSTAW KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj