Bezpieczeństwo na evencie - polska rzeczywistość

dodano: 
03.03.2016

Autor:

Agnieszka Ciesielska
komentarzy: 
0

O bezpieczeństwie najlepiej nie rozmawiać. „Nic nie ma prawa się zdarzyć na moim evencie. Wszystkim może – mi nie” - takie podejście króluje w głowach wielu organizatorów wydarzeń. Liczba wypadków na eventach wciąż przybiera na sile, dlatego budzenie świadomości może czasami nas uchronić przed problemami. Przyjrzyjmy się, co się wydarzyło na przestrzeni kilku lat na polskiej scenie eventowej.

Bezpieczeństwo na imprezie masowej

Bezpieczeństwo jest jednym z kluczowych elementów imprezy masowej. Wszystkie wymogi i kryteria regulowane są ustawą z dnia 29 marca 2009 roku o bezpieczeństwie imprez masowych. Ustawa zapewnia spokój sumienia na minimalnym poziomie urzędników miejskich, organizatorów oraz uczestników. Liczba uczestników na wydarzeniu definiuje nam liczbę punktów ewakuacyjnych, sanitarnych, ochrony czy służb medycznych. UEFA podczas EURO 2012 nauczyła nas w strefach kibica budować wielkie punkty i wieże informacyjne z ogromnymi piktogramami, widocznymi z każdego miejsca imprezy – tak, aby na wypadek paniki – każdy wiedział, w którą stronę podążać. Wielkoformatowe wydruki wskazywały na wyjścia. Porządku pilnowało ponad 150 osób ekipy, blisko 200 wolontariuszy i 1000 członków służb (ochrona, medycy, strażacy). Ci wszyscy byli zaangażowani w obsługę strefy kibica przez 26 dni imprezy, w tym 6 dni meczowych, przy 1,4 mln fanów odwiedzających. W strefie była świetna organizacja i dzięki temu impreza została okrzyknięta jedną z najbezpieczniejszych w stolicy. Pominę fakt, że był jeden incydent ze strzelaniem z armatek wodnych do rozwścieczonych kibiców i osób postronnie biorących udział w imprezie. Przejdźmy teraz do sytuacji skrajnie odmiennych, z życia wziętych.

Bezpieczeństwo uczestników

Istnieją eventy obarczone wyższym poziomem ryzyka. Takimi są np. eventy motoryzacyjne. Z perspektywy agencji najważniejsze powinno być bezpieczeństwo. Powinniśmy rozpatrywać i dostrzegać różne obszary bezpieczeństwa: te dotyczące klienta, te dotyczące publiczności, uczestnika, zawodnika, i na końcu też podwykonawcy i swoje. Nasze bezpieczeństwo rajdu wiąże się z opracowaniem zabezpieczeń na trasie wyścigu, odpowiednich warunków pracy dla ekip danych obszarów. Klient, który często nam zleca organizację danego wydarzenia, stara się elementy bezpieczeństwa niwelować, pomijać, nie dostrzegać. W jego światopoglądzie tli się jedno słowo: „uda się”. A tu przychodzi taki event jak ten na Gran Turismo Polonia, zlocie superszybkich maszyn, w Poznaniu w 2013 roku. Nikt nie przewidział, że doświadczony norweski kierowca, kierujący samochodem o mocy 800 koni mechanicznych „Koenigsegg”, straci panowanie nad kierownicą, na prostym odcinku drogi samochód uderzy w krawężnik, odbije się od niego i wjedzie w widzów. W wypadku poszkodowanych zostało 19 osób, w tym dwójka dzieci poniżej 10 roku życia. Kto zawinił? Organizator. Paradoksalnie slangiem reklamowym tejże imprezy było hasło: „Wyobraź sobie swoje Ferrari, mknące z pełną prędkością na zamkniętym odcinku drogi w centrum miasta, gdy patrzy na Ciebie jakieś 60 tysięcy widzów. To niewiarygodne doświadczenie” - tak właśnie imprezę promował na swojej anglojęzycznej stronie organizator zlotu. To szwedzka spółka, która od 2004 r. organizowała wypady bogatych Skandynawów w supersamochodach na poznańskich drogach i torze wyścigowym. Organizowała. I skończyła. Bo zabrakło wyobraźni.

Niektórzy z tej lekcji na naszym rodzimym rynku branżowym wynieśli naukę. Agencja po tym wydarzeniu zadbała o zabezpieczenia konstrukcjami betonowymi torów wyznaczonych do wyścigów samochodowych w przestrzeni miejskiej na Verva Street Racing w Warszawie.

Czasem śrubka…

Są pewne momenty, których nie przewidzisz. Nie wymyślisz, że mogą się stać. I tu – kolejna anegdota. Na jednych zawodach typu „Monster Jam” spod skaczącego samochodu wyleciała śrubka. Ta śrubka poleciała w kierunku publiczności i uderzyła w siedzące na czwartym rzędzie od dołu dziecko, raniąc je śmiertelnie. Od tego czasu, na zawodach Monster Tracków, można obserwować zasłonięte i wyłączone z użytku dla gości strefy bezpieczeństwa sięgające 7-8 rzędów, do których żadna z części tych aut nie ma prawa dolecieć. I całe szczęście, że z takich wypadków wyciągamy wnioski, mogące uchronić nas przed kolejną tragedią.

Spokojnie - To tylko tyrolka

Zjazd tyrolką wydawać by się mógł lekką formą doznania adrenaliny. A czy udało Ci się sprawdzić, ile wypadków na przestrzeni ostatnich kilku lat wydarzyło się na tej atrakcji? Pierwszy przypadek dość głośnej sprawy jest spod Lublina. Grupa pracowników dwóch firm telekomunikacyjnych bawiła się na imprezie integracyjnej zorganizowanej przez lubelską firmę.W wąwozie na skraju kazimierskiego kamieniołomu, pięciu pracowników miało zjechać na linie rozwieszonej między dwoma drzewami. Różnica wysokości wynosiła kilkadziesiąt metrów. Pierwszy ruszył instruktor, następnie jeden z uczestników imprezy. Trzecia była pochodząca spod Gdańska 26-letnia kobieta. Podczas zjazdu lina asekuracyjna, służąca do wyhamowania przed ziemią, z nieznanych przyczyn, wypięła się z szelek. Dziewczyna z ogromną siłą uderzyła w drzewo. Ze złamanymi nogami, żebrami, urazem klatki piersiowej i przebitą opłucną została przewieziona helikopterem do jednego z lubelskich szpitali. Mimo szybkiej pomocy lekarskiej, zmarła. Brak zabezpieczeń pogrążył organizatora feralnej atrakcji i „czarny PR” snuje się po dziś dzień.

Pogodowe tête-à-tête

Pogodowych opowieści, które siały spustoszenie na wydarzeniu, jest równie dużo jak tych z winy bezpośrednio organizatora. Na pewnym pikniku pod Łodzią, gdzie występował Varius Manx, nagle rozpętała się wichura. Chwilę później, przez sam środek pola piknikowego, toczył się wielki lej trąby powietrznej, podrywając do góry wszystko, co napotkał na swojej drodze. Ludzie uciekali. Kilku ludzi z organizacji patrzyło z niedowierzaniem jak ich pieczołowicie przygotowane pole piknikowe z wieloma atrakcjami zostaje zrównane z ziemią na ich oczach. Z osłupienia wyrwał ich wielki grzmot dmuchawy do dmuchańców, który uderzył pół metra od nich.

Tego dnia nikt nie zginął. Ale było blisko tragedii. Pogoda i jej nagłe zmiany dotyczą też pozrywanych namiotów czy dmuchanych pneumatycznych atrakcji. W czerwcu 2015 roku podczas festynu parafialnego w miejscowości Golejkowo w Wielkopolsce, dmuchany zamek przygniótł 6-cioletnie dziecko. Wielkiego pecha w piątek trzynastego miał też Orange Warsaw Festiwal, gdzie z powodu wiatru, przy scenie Warsaw Stage, przewrócił się jeden z ekranów. Nikt nie ucierpiał, ale organizator odwołał część występów. A wzburzeni fani zażądali zwrotu pieniędzy za bilety na trzy pierwsze koncerty. I tu się wtedy przydaje sztab zarządzania kryzysowego na evencie.

Behawiorane uwarunkowania

O bezpieczeństwie nam się niewygodnie rozmawia. W psychologii behawioranej i społecznej istnieje taki nasz wewnętrzny strach przed zagrożeniami. A my – również planiści eventowi, jesteśmy na niego podatni. Gdzieś na plan dalszy zsuwamy nasze obawy, aby nie przyciągnąć złych mocy akurat na nasze wydarzenie. Często zdarza się, że drzwi pożarowe się zamyka – aby uniknąć „pasażerów na gapę” na evencie. Albo zastawia się je piękną recepcją lub ścianką prasową. Mimo iż trudniej się o tym rozmawia – zachęcam do poszerzania horyzontów. To tylko próba sprawdzenia teorii zespojenia otaczających nas czynników rzeczywistości. Burza mózgu z zespołem, typowanie zagrożeń: „co może się stać na evencie” – na pewno nikomu jeszcze nie zaszkodziła, a pomóc może zawsze, więc lepiej się przygotować.

Licho nie śpi. Chrońmy się. Powodzenia, przed sezonem piknikowym zwłaszcza.

Agnieszka Ciesielska, Event Manager, autorka bloga eventowablogerka.pl

 

Zapisz się na PRaktyczne szkolenie 20 czerwca w PRoto

EVENT MANAGEMENT - program szkolenia

Polecamy wszystkim, którzy chcą doskonalić swoje umiejętności w zarządzaniu eventami, wykonują zadania eventmanagerskie i potrzebują praktycznej wiedzy z tego zakresu.

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin