Zawód lobbysta

dodano: 
28.06.2006

Autor:

Magdalena Dobrzańska, Maciej Sankowski, Viewpoint Group
komentarzy: 
0

Wizerunek lobbingu w Polsce jest skrajnie niekorzystny. Dziś lobbing kojarzony jest przede wszystkim z łapówkarstwem, a jego medialną „twarzą” stał się Marek Dochnal. Lobbyści oskarżani są o działania antypaństwowe, a politycy konsekwentnie przypisują im wszelkie zło obecne w życiu publicznym. Lobbyści stali się symbolem toczącej nasz kraj korupcji, niejasnych interesów i wielkich wpływów. Czy słusznie?

W wywiadzie dla tygodnika Wprost prezydent Lech Kaczyński mówił o problemie z aparatem urzędniczym, który ulega różnym lobbystycznym naciskom. Wniosek z tej wypowiedzi płynie jasny: lobbyści wpływają na urzędników, by ci podejmowali „niedobre” decyzje. Zatem wszystko co złe – od służby zdrowia po bezrobocie to wina lobbystów. Ta niesprawiedliwa opinia jest doskonałym przykładem negatywnego postrzegania lobbingu nie tylko przez polityków, lecz również dużą część opinii publicznej. Lobbing w odbiorze społecznym jest działaniem sprzecznym z interesami państwa, najczęściej nielegalnym i całkowicie niejawnym. Lobbyści – wedle tych opinii - reprezentują nie do końca zdefiniowane grupy interesów, dążąc za wszelką cenę do przeforsowania uregulowań nie tylko korzystnych dla „układu”, ale przede wszystkim, z definicji będących sprzecznymi z interesami państwa. Za wszelką cenę, oznacza zaś wysoką cenę, której metaforą stała się „teczka pieniędzy” kojarzona jako nieodzowny atrybut każdego lobbysty lub „mercedes z firankami”. Ten nieprawdziwy i skrajnie przerysowany, a jednak głęboko ugruntowany w świadomości społecznej, wizerunek lobbingu wynika z kompletnego braku zrozumienia pojęcia i istoty zagadnienia oraz bierności samych lobbystów w działaniach na rzecz „ucywilizowania” tego zawodu.

Lobbing wbrew pozorom nie jest zawodem nowym. Choć za jego kolebkę uchodzą Stany Zjednoczone, to jednak wydaje się, iż nienazwany, istniał już w starożytnych demokracjach. Lobbing polega przecież na przekonywaniu decydentów do swoich racji, podjęcia określonej decyzji, w oparciu o merytoryczną i dobrze skonstruowaną argumentację. To zaś wpisane jest nie tylko we współczesny zawód lobbysty, lecz również polityka, naukowca lub publicysty. A zatem w samej istocie lobbingu nie ma nic złego. Nieporozumienie wynika więc z tego, iż w polskim dyskursie publicznym pierwotne znaczenie lobbingu zostało zniekształcone, stając się niejako synonimem nielegalnych działań w sferze polityczno-legislacyjnej. Merytoryczna argumentacja, jako metoda wpływu, została w świadomości publicznej zastąpiona przez narzędzia korupcyjne oraz kontakty towarzyskie z politykami. Ten wizerunek, choć w dużej mierze nieprawdziwy i krzywdzący dla całej branży, wyrósł z kilku głośnych afer z udziałem osób potocznie nazywanych lobbystami. Najgłośniejszym chyba przykładem jest wieloletnia działalność, przebywającego dziś w areszcie, Marka Dochnala. Publiczna aktywność Dochnala, według aktu oskarżenia, opierała się na nieformalnych kontaktach towarzyskich z najważniejszymi politykami oraz intensywnych działaniach korupcyjnych (patrz sprawa byłego posła Andrzeja Pęczaka). Nie powinno zatem dziwić, że kiedy upubliczniono szczegóły afery takiego kalibru, rykoszety trafiły w całą branżę lobbingową. A jednak istota problemu polega na tym, iż Marek Dochnal, określany przez media lobbystą, nigdy prawdziwym lobbystą nie był. Dochnala można bezpiecznie nazwać „załatwiaczem”, a jeżeli potwierdzą się zarzuty mu stawiane, najtrafniejsze będzie określenie „łapówkarz” lub po prostu „przestępca”. Wynika to niestety z nieświadomej, aczkolwiek krzywdzącej retoryki mediów, które jako skrótu myślowego używają określenia „lobbysta” wobec wszystkich osób zaangażowanych w mniej widoczną część sfery publicznej.

Na tym właśnie polu rodzi się najbardziej istotne zadanie dla branży lobbingowej, z punktu widzenia jej własnego interesu. Otóż lobbyści powinni aktywnie angażować się w walkę o prawdziwy obraz ich zawodu. Wyraźnie widać, iż zły wizerunek lobbingu wpływa negatywnie na możliwości ich działania. Lobbing nie różni się tu od innych dziedzin gospodarki – klimat polityczny w dużym stopniu determinuje koniunkturę i rozwój branży. Dlatego aktywni zawodowo lobbyści powinni zaangażować się w szeroką kampanię na rzecz zmiany ich wizerunku – rozmawiać, tłumaczyć, edukować na czym polega i jaki ma cel ich działalność. Stosować dobrze pojęty PR, jako narzędzie „oswajania” opinii publicznej z tym zawodem. Najważniejszym i jednocześnie najtrudniejszym zadaniem, jakie stoi przed lobbystami, to zmiana ich własnej świadomości i mentalności. Lobbyści muszą przestać wstydzić się swojego zawodu, wyjść z cienia i zacząć działać otwarcie. Najwyższy czas, aby firmy zajmujące się lobbingiem, przestały używać w swoich nazwach wyłącznie terminów Public Relations lub Public Affairs. To samo dotyczy licznych kancelarii prawnych.

Wydawało się, iż doskonałym początkiem normowania sytuacji w branży, będzie ustawa o zawodowej działalności lobbingowej, która weszła w życie 6 marca bieżącego roku. Ustawa, choć dziurawa i niekompletna, wprowadza zasady legalnej działalności lobbystów i tworzy dla nich ramy proceduralno-administracyjne. Firmy oraz osoby fizyczne, którzy chcą działać jako lobbyści, mają obowiązek zarejestrowania się w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji. Aby móc legalnie lobować w Sejmie i Senacie utworzono przy Kancelarii Sejmu specjalną jednostkę ds. lobbingu. Wszystkie osoby chcące zajmować się działalnością lobbingową na terenie Parlamentu mają obowiązek zarejestrować się. Lobbyści już dziś – zaopatrzeni w specjalne, okresowe przepustki, mogą działać całkowicie legalnie. Dla pełnej jawności lobbyści we wniosku muszą podać nazwy firm, których interesy reprezentują. Widać w tym szansę na prawdziwe „ucywilizowanie” zawodu i stworzenie możliwości przyjaznego funkcjonowania w przestrzeni publicznej lobbystów i polityków.

A jednak do dziś wiele podmiotów prowadzących aktywność stricte lobbingową nie zarejestrowało swojej działalności. Należy mieć tylko nadzieję, że wynika to bardziej z problemów biurokratycznych niż rzeczywistych intencji. Aby tak się stało, potrzebne jest przełamanie nie tylko w świadomości lobbystów, ale może co ważniejsze, polityków. Gdy spotkania z lobbystami przestaną odbywać się w kawiarniach i restauracjach, a przeniosą się do parlamentu, wyeliminuje to wszelkie podejrzenia o działanie korupcyjne. Gdy lobbyści będą jasno artykułować interesy, które reprezentują, być może okaże się, iż nie koniecznie są one sprzeczne z interesami społeczeństwa. I może za parę lat doczekamy wreszcie takich standardów, kiedy na widok czerwonej plakietki z napisem „lobbysta” polityk nie będzie się ironicznie uśmiechał czy wręcz nerwowo zmieniał kierunek marszu.

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin