Butik z usługami..PR

dodano: 
25.08.2008

Autor:

Kinga Kubiak
komentarzy: 
0

Gdy w wyszukiwarkę Google wpisuję słowo „butik” wyświetlają się strony z adresami internetowych sklepów sprzedających mniej lub bardziej ekskluzywne ubrania. Dlaczego więc twórcy niektórych polskich firm PR-owskich agencje nazywają „butikami” I do tego „kreatywnymi”?

„Słownik wyrazów obcych” pod red. Władysława Kopalińskiego tłumaczy dość jasno, czym butik jest i w jakim znaczeniu w polszczyźnie funkcjonuje: „»boutique« - w krajach anglosaskich nazywa mały sklep detaliczny, zwłaszcza z ubiorami w bardzo krótkich seriach, niemal ekskluzywnie projektowanych, nietanich, dostosowywanych do indywidualnych potrzeb klientów albo szytych na miarę, lub sprzedający tańszą gotową odzież nie w sezonie albo w nietypowych rozmiarach.”

Kilka niedawno utworzonych agencji PR-owskich nazywa się jednak, na przekór tradycji i historii języka, wbrew pierwotnemu znaczeniu słowa „butik”, „butikami” lub „butikami kreatywnymi”. Czasami określenie to jest częścią nazwy, czasami jest tylko - poprzedzającym nazwę właściwą - dopełnieniem. Są wśród nich choćby takie nazwy, jak: Butik Kreatywny En Vogue, Butik Talking Heades i Butik Kreatywny Pompidou.

Nazwy te przypominają językowe przeniesienia znaczeń z wyrażeń takich jak „studia paznokcia”, „galerie sukien ślubnych” czy, równie absurdalne, „galerie blatów kuchennych”.

Jako użytkownik języka zastanawiam się, na jakiej podstawie twórcy agencji przenieśli więc nazwę, która ma już swój odpowiednik w rzeczywistości na określenie agencji PR-owskiej właśnie? Jakie skojarzenie, punkt wspólny działań butiku i agencji skłonił ich do takiej nazewniczej decyzji?

Jeśli chodziło o oryginalne, zagraniczne brzmienie to chyba się udało. Niestety, trochę za bardzo, bo zupełnie nie wiadomo, o co chodzi. Firma swoją nazwą nie komunikuje branży, w jakiej działa, ani usług, które oferuje.

Jeśli zaś „butik” w nazwie miał kojarzyć się z modą to …w tym kontekście broni się jedynie nazwa Butik Kreatywny En Vogue, którego twórcy deklarują na stronie www, że mają „modowy rodowód” i „specjalizują się w projektach lifestylowych”(choć nie wiadomo, dlaczego chwalą się obsługą firm i marek, które z modą nijak się nie kojarzą, takich jak International Paper, Zelmer czy Centralwings).

Jeśli nazwa „butik” ma zasugerować potencjalnym klientom, że ich usługi będą jak ekskluzywne i na miarę szyte ubrania, pojedyncze i wybrane tylko dla najbogatszych, to rzeczywiście coś w tym jest. Klienci chętnie postawią na nieszablonowe pomysły i dobrą znajomość sztuki komunikacji. Pytanie tylko, czy chętnie za takie usługi słono zapłacą…

Być może także, nazywając się butikami, małe, kilkuosobowe agencje, chcą się odróżnić charakterem od wielkich, bezdusznych korporacji. Tak o małych agencjach, choć raczej reklamowych niż PR-owskich, mówią Anglicy. Tyle, że określenia tego nie włączają do nazwy agencji; to raczej część branżowego żargonu. Ponadto, duże sieciowe agencje zatrudniają w Anglii po kilkuset pracowników, są korporacjami z prawdziwego zdarzenia, podczas gdy w Polsce największe agencje nie liczą więcej niż 50 pracowników, a standardowo – nie więcej niż 7-10 osób. Jaki przy takich proporcjach jest sens w nazywaniu siebie butikiem?

To wszystko prowadzi tylko do jednego wniosku: nazwanie firmy nie jest sprawą prostą, ale prostotą powinny kierować się osoby, które takie nazwy tworzą. Prostotą i pamięcią o tym, że żyjemy w Polsce i powinniśmy mówić po polsku właśnie.

Ciekawi mnie zaś, co o nazywaniu agencji butikami myślą nasi Czytelnicy?

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin