Kto zawala kampanię?

dodano: 
21.03.2008
komentarzy: 
0

W sobotę 15 marca na posiedzeniu Rady Politycznej Prawa i Sprawiedliwości przedstawiono raport przygotowany przez specjalną komisję kierowaną przez posła PiS-u Adama Lipińskiego. Dotyczył on przyczyn porażki wyborczej tej partii w ubiegłorocznych wyborach.

Jak relacjonował Nasz Dziennik (W. Wybranowski, Kto zawalił kampanię?, 17.03.08 r.): „…ustalono w nim, że przyczynami porażki są błędy w procesie decyzyjnym popełnione przez osoby odpowiedzialne za prowadzenie kampanii wyborczej. A to zarazem druzgocąca krytyka poczynań Adama Bielana, szefa sztabu wyborczego”.

Nie zagłębiając się zbytnio w zapisy wspomnianego dokumentu, można postawić tezę, że to nie spoty wyborcze, uczestnictwo w debatach telewizyjnych, czy też takie, a nie inne decyzje członków sztabu wyborczego sprawiły, że PiS utracił władzę. Osobą odpowiedzialną za klęskę PiS w ostatnich wyborach jest …prezes tej partii.

Prawo i Sprawiedliwość to partia wodzowska, którą de facto jednoosobowo kieruje Jarosław Kaczyński. On podejmuje wszystkie najważniejsze decyzje, dobiera współpracowników, jest twarzą i najważniejszym głosem partii. Tym samym i on decyduje o wizerunku partii w oczach wyborców. Jego działania i wypowiedzi mają decydujący wpływ na jej strategię marketingową i przekaz, z jakim stara się ona dotrzeć do elektoratu.

O ile jeszcze przed wyborami 2005 r. można było mówić o „dziele zbiorowym”, jakim była ówczesna kampania wyborcza, o tyle, kampania ubiegłoroczna – w sensie strategicznym – była z pewnością naznaczona piętnem indywidualizmu Jarosława Kaczyńskiego.

Jak stwierdza Nasz Dziennik: „Podstawową i - jak wskazuje raport - błędną decyzją było osadzenie niemal całej kampanii wyborczej w realiach walki z korupcją”. W mojej ocenie, niestety sztabowcy PiS-u nie mieli tu innego wyjścia. Wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego (ale także innych prominentnych polityków tej partii) sprawiły, że tylko taki przekaz mógł trafić do potencjalnych wyborców tej partii.

Przez dwa lata swoich rządów PiS zraził do siebie praktycznie wszystkie środowiska: dziennikarzy, inteligencję, prawników, służbę zdrowia, emigrację, dotychczasowych koalicjantów itd. Dlatego też na ich poparcie nie mógł za bardzo liczyć.

Z tego też powodu, jedyną grupą wyborców, która była do zdobycia, była grupa niezadowolonych z przemian zachodzących w III RP. Dla nich przekaz o „korupcyjnym układzie rządzącym Polską”, jako przyczyny ich niepowodzeń, był (i jest) zrozumiały. I okazał się on skuteczny. Przecież tuż po wyborach to politycy PiS-u mówili o sukcesie wyborczym – faktem jest przecież powiększenie elektoratu tej partii o prawie 2 mln głosów w stosunku do 2005 r.

Dlaczego raport A. Lipińskiego mówi o klęsce wyborczej? Bo PiS stracił władzę.

To jednak nie jest zasługą marketingu wyborczego, ale polityki realizowanej przez prezesa Kaczyńskiego, której wręcz imperatywem jest zasada „dziel i rządź”. I o ile „dzielenie” społeczeństwa - wyborców do tej pory udaje się liderowi PiS-u doskonale (vide ratyfikacja Traktatu Lizbońskiego), o tyle jego „rządzenie” można uznać za krótki epizod w historii III RP.

Dlaczego „krótki epizod”? – bo Jarosław Kaczyński robi wyraźnie wszystko, aby nie zyskiwać nowych wyborców, i jak pokazują sondaże, tracić tych, którzy nie tak dawno go popierali, mimo iż cały czas deklaruje otwieranie PiS na nowe środowiska (inteligencja) i walkę o nowy elektorat (wielkomiejski).
 
Głośna ostatnio wypowiedź o internautach - to utrata szansy na pozyskanie kolejnego, i tak niezbyt przychylnego PiS-owi, środowiska (a głosowanie przez Internet jest, czy to się komuś podoba czy nie, realną perspektywą).

Obecny spór wokół ratyfikacji Traktatu – nie wchodząc w jego merytoryczne aspekty – jest w kategoriach walki wyborczej kolejnym „strzałem w stopę”. Jak od dłuższego już czasu pokazują wyniki badań opinii publicznej, kraj nad Wisłą zamieszkuje największa na kontynencie liczba euroentuzjastów. Dla kilku milionów Polaków, Europa stała się też już domem i miejscem pracy.

Mając w ręku argument pt. „to my wynegocjowaliśmy dla was ten traktat” PiS mógłby rozpocząć walkę o ten elektorat, którego siłę boleśnie odczuł w październiku. Niestety, Jarosław Kaczyński po raz kolejny stara się udowodnić, że nic i nikt nie jest w stanie przekonać go o tym, że „białe jest białe, a czarne jest czarne”.

W ten sposób ma szansę na przegranie kolejnej bitwy o poparcie społeczne. I o ile bowiem do referendum (i ewentualnych wyborów) dojdzie – to walka o głosy zostanie sprowadzona do walki pomiędzy „euroentuzjazmem” a „eurosceptycyzmem” (podobnie jak w 2005 r. - pomiędzy Polską liberalną i solidarną). A tej walki – obserwując chociażby sondaże - Kaczyński nie ma szansy wygrać, niezależnie od sztuczek, jakie zastosują PiS-owscy spece od marketingu politycznego: Kamiński, Bielan czy Kurski.

„W świecie polityki nie wystarczy mieć rację, trzeba się jeszcze podobać i umieć zachować” - mawiał dziewiętnastowieczny francuski dyplomata, a „podobanie się” elektoratowi, to przede wszystkim wypowiadanie poglądów zgodnych z jego przekonaniami. Można to nazywać populizmem, ale trzeba mieć świadomość, że tylko w ten sposób można wygrać wybory. Nawet pijany internauta, oglądający gołe d… w Internecie pozostaje wyborcą – osobą, od której decyzji zależy, czy polityk zdobędzie upragnioną Władzę.

Jak napisał Nasz Dziennik: „Działacze PiS obawiają się, że Jarosław Kaczyński nie zdecyduje się na wyciągnięcie personalnej odpowiedzialności wobec winnych błędów kampanii wyborczej i zostaną one popełnione po raz kolejny”. Obawiam się, że tak będzie. I historia się powtórzy: PiS podzieli los PC, a sam prezes może odejść w polityczny niebyt, podobnie, jak jego niedawni koalicjanci: LPR Romana Giertycha czy Samoobrona Andrzeja Leppera.

Wojciech K. Szalkiewicz

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin