O sondażach słów parę

dodano: 
15.07.2009
komentarzy: 
0

We współczesnym świecie polityki sondaże (badania opinii publicznej) są już przemysłem kreowania postaw ludzi w kwestiach, które nierzadko są im całkiem obojętne. Takie podejście wywodzi się ze stwierdzenia, że: opinia publiczna to ta część prywatnych opinii obywateli, którą rząd uznaje za stosowne rozpatrywać, a dobitniej – rozważnie jest, by ich nie pomijał. Dlatego też są traktowane w sposób, w jaki zdefiniował to jeden z moich znajomych: sondaże są jak latarnia – można się nimi podeprzeć, ale do domu nie zaprowadzą.

Od czasu, kiedy George Gallup dowiódł, że opinię publiczną można stosunkowo tanio i dokładnie wysondować w dowolnym czasie, zmienił się dzień pracy polityków. Przy porannej kawie czytają przede wszystkim wyniki najnowszych sondaży, w mniejszym stopniu zwracając uwagę na inne informacje. Dzięki temu przez kolejne godziny pracy mogą „czarować” opinię publiczną, mówiąc to, co jest zgodne z poglądami większości. Unikając przy tym zajmowania jasnego czy sztywnego stanowiska w sprawach, które są – jak wynika z sondaży – kontrowersyjne. W ten sposób starają się nie zrażać do siebie żadnej większej grupy wyborców. Dzięki Gallup’s polls narodził się nowy typ polityka – wet-finger politician, co w wolnym tłumaczeniu oznacza: polityka poślinionego palca – od sprawdzania, skąd wieje wiatr wyborczej koniunktury.

Jednak, ten typ działalności publicznej jest stosunkowo ryzykowny.
Obecnie, także w Polsce, mamy bowiem do czynienia z „nadprodukcją” badań. Praktycznie codziennie różne media „atakują” swoich odbiorców wynikami różnych sondaży, epatując przy tym ich „sensacyjnymi” wynikami. W ten sposób przeciętny obywatel (a jednocześnie ankietowany) gubi się w podobno „swoich” opiniach. Bo Polacy (ale także i inne nacje) – jak dowodzą zresztą badania opinii publicznej – powtarzają głównie to, czego dowiedzieli się z mediów. Te opinie powtarzają ankieterom. Koło się zamyka. Owocem tego stanu rzeczy jest sytuacja, w której każdy kolejny sondaż przynosi rozbieżne wyniki. I konia z rzędem temu, kto potrafi z nich wyciągnąć prawidłowe wnioski.

Przeprowadzanie sondaży i interpretacja wyników są zajęciem dla fachowców, posiadających niezbędną do tego wiedzę i doświadczenie. Renomowane ośrodki badania opinii publicznej, którym zależy na rzetelnych odpowiedziach, zadają sobie wiele trudu, żeby przeprowadzić, na ile to możliwe, obiektywne badania. Ci, którzy usiłują je wykorzystywać do swych celów nie są już tak staranni.

Politycy, jak jeden mąż, zgadzają się z tym, że badania są bardzo ważne. Jednak największy problem mają z ich interpretacją. Zgodnie z zasadą, że: jeśli fakty są złe, tym gorzej dla faktów, każdej partii zależy, aby plasować się w rankingach popularności jak najwyżej, więc „stara się”, żeby badania wyszły dla niej „dobrze”, a nie prawdziwie. Jeżeli fakty „są złe” to pojawia się stwierdzenie, że „my się sondażami nie przejmujemy, bo sondaże kłamią” i pojawia się znany bon mot: bo przecież statystycznie, gdy człowiek wychodzi z psem na spacer, to każdy z nich ma po trzy nogi.

Systematyczne prezentowanie wysokich notowań w różnego rodzaju ankietach, rankingach czy sondażach wywołuje mechanizm samospełniającego się proroctwa – jeżeli na podstawie wyników przewiduje się, że jakaś partia przegra, szansa na to jest większa, niż gdyby tej przepowiedni nie było. Mechanizm jest stosunkowo prosty: część elektoratu lubi przekładać głosy na silniejszego, żeby „się nie zmarnowały”. Jeśli tylko istnieje jakikolwiek związek między poglądami silniejszego, a własnymi, dochodzi do „przenoszenia” poparcia. Głosy wyborców o poglądach nieustabilizowanych stają się premią dla partii zyskującej w sondażach. Kiedy jednak jej poparcie spadnie, zostanie dodatkowo ukarana. Odejdą od niej ci, którzy nie lubią stawiać na przegrywającego. Stąd m.in. biorą się „niedoszacowania” sondaży. Warto jednak wspomnieć o innym zjawisku związanym z tą sytuacją. Część ludzi właśnie dlatego nie chodzi na wybory. Znając wyniki sondaży i poparcie dla partii oraz polityków, uważają bowiem wynik wyborów za z góry przesądzony.

Trzeba tez pamiętać, że każde badania odzwierciedlają preferencje w momencie pomiaru i niczego więcej nie można im przypisywać. To ważne, bo w naszym kraju spora część elektoratu (wg różnych badań ok. 1/3) nie ma określonych preferencji wyborczych i może je zmieniać praktycznie z dnia na dzień.

Jednak właśnie takie zmiany stanowią dla mediów atrakcyjny „towar”. Jeśli tylko wynik jakiegoś sondażu przeczy dotychczasowym tendencjom, z pewnością trafi na czołówkę, nawet jeżeli wartość badań budzi duże wątpliwości. Zmiany tendencji i gwałtowne zwroty interesują ludzi i… jak już wspomniano bezpośrednio wpływają na politykę. Demokracja i sondaże to obecnie zjawiska nierozłączne. Wobec obydwu formułowane są dość wygórowane oczekiwania. Warto zatem pamiętać o ich naturalnych ograniczeniach, a także o ich podatności na manipulację. Dla przykładu czytając w prasie wyniki sondaży „prezydenckich”, nigdy nie wiemy, czy wyniki odnoszą się do ogółu próby, czy może tylko do tych, którzy zadeklarowali udział w głosowaniu? A to zupełnie różne punkty odniesienia, zmieniające wartość podawanych procentów.

Tego typu informacje, zamieszczane w mediach, mają podobną wartość informacyjną, jak wyniki audiotele, pokazywane w czasie audycji publicystycznych w telewizji. Nakłanianie do telefonowania czy wysyłania SMS-ów i pokazywanie na ekranie wyników nie jest dowodem jakiegokolwiek społecznego poparcia, ponieważ dzwonią tylko zagorzali zwolennicy lub przeciwnicy osób lub partii zaproszonych do studia. Są też ograniczenia techniczne: nie wszyscy mają telefony komórkowe, co skorelowane jest z poziomem wykształcenia i zamożności, a w dalszej kolejności z preferencjami politycznymi. To zwyczajne zakłamanie, tymczasem wyniki audiotele podaje się jako news – ukoronowanie rozmowy w studio.

I ostatnia uwaga. Polscy politycy wykazują zdecydowaną nadwrażliwość w kwestiach dotyczących ich oceny, zaufania do nich i popularności ich partii. Nie widać natomiast, by ci sami politycy, w takim samym stopniu reagowali na propozycje merytoryczne, na proponowane przez ludzi rozwiązania kwestii socjalnych, ekonomicznych, podatkowych czy dotyczących polityki zagranicznej. W tym przypadku uważają, że nie mogą kierować się zmiennymi nastrojami ludzi – opiniami przypadkowego społeczeństwa.

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin