Polityczna „mizeria”

dodano: 
12.01.2015

Autor:

Wojciech Szalkiewicz
komentarzy: 
0

W ubiegłym tygodniu: „zarząd SLD rekomendował Magdalenę Ogórek na kandydatkę Sojuszu w wyborach prezydenckich. To symbol zmiany pokoleniowej i otwarcia polskiej polityki” – oświadczył szef SLD Leszek Miller. „Jesteśmy pewni, że doktor Magdalena Ogórek jest symbolem zmiany, także pokoleniowej, symbolem otwarcia polskiej polityki na młode europejskie pokolenie Polek i Polaków, jest symbolem zgody narodowej, nie jest przedstawicielem czy szefem żadnego z walczących w Polsce plemion czy partii politycznych, jest bezpartyjna” – powiedział szef SLD po posiedzeniu zarządu” (PAP, 9.01.2015).

Pomysł wystawienia do wyborów osoby młodej, bliżej nieznanej, spoza układów władzy nie jest nie tylko w polskiej polityce nowy. Ostatni raz, w najbardziej prestiżowej walce wyborczej, został skutecznie zrealizowany w 2008 roku w Stanach Zjednoczonych. Takim kandydatem był wówczas Demokrata – Barack Obama, od dwóch kadencji 44. Prezydent USA. Tyle, że Obama nie był za bardzo „nową” twarzą (chociaż też i niezbyt znaną) w amerykańskiej polityce: do 1998 roku był członkiem senatu stanowego, a od 2005 roku – Senatu USA. W dniu wyborów na urząd prezydenta nie był też i najmłodszy – miał 47 lat.

Miał za to jedną szczególną „zaletę” – od lat pracował dla niego, jego przyjaciel – David Axelrod, jedna z najważniejszych postaci współczesnego marketingu politycznego. On, szczegółowy plan kampanii prezydenckiej Obamy, która toczyła się w drugiej połowie 2008 roku, miał przygotowany już grubo rok wcześniej i konsekwentnie go realizował.

Takiej „zalety” niewątpliwie nie ma Leszek Miller – wygląda bowiem na to, że w tej sprawie nikt mu nie doradza i lider lewicy „idzie na czuja”, bez żadnego planu na dalszą przyszłość. A powinien – przynajmniej na starcie kampanii prezydenckiej nie „spaliłby” tej – skąd inąd nietypowej w polskiej polityce – kandydatury.

Nie ogłasza się takiej ważnej partyjnej nominacji w dniu, w którym umiera jeden z liderów lewicy – Józef Oleksy. Jakkolwiek cynicznie to zabrzmi, z punktu widzenia marketingowego nie łączy się tak istotnych i „przeciwstawnych” w swej wymowie wydarzeń, bo medialnie „znoszą” się one. Przy czym, w tym przypadku „bardziej nośna” zawsze będzie informacja o zgonie byłego marszałka Sejmu i premiera. W tym kontekście, wypowiedź Millera: „Człowiek lewicy umiera, ale lewica nie umiera, odradza się ciągle na nowo, a symbolem tego odrodzenia jest Magdalena Ogórek” ociera się już o nekromarketing polityczny.

Takiej nominacji, która powinna być samodzielnym eventem – jako ważne wydarzeniem w życiu partii, nie powinno się również ogłaszać wraz z informacją o zawieszeniu w prawach członka innego lidera ugrupowania, byłego przewodniczącego SLD – Grzegorza Napieralskiego. W sytuacji, w której nie ma zgody w Sojuszu, trudno uwierzyć w zapewnienia Millera, że „nowa twarz lewicy”, czyli dr Ogórek jest „…symbolem otwarcia polskiej polityki na młode europejskie pokolenie Polek i Polaków, jest symbolem zgody narodowej”.

O sposobie sprzedaży tego „eventu” nie warto już chyba wspominać – bez żadnej „celebry”, bez wizyt w głównych stacjach telewizyjnych…!?

Patrząc tylko na ten „debiut” kandydatki, widać wyraźnie, że SLD nie tylko nie ma dobrego kandydata na prezydenta, ale przede wszystkim nie ma dobrych spin doctorów. A, nie tylko liderowi SLD, warto przypomnieć jedną z żelaznych zasad współczesnej walki politycznej: najważniejsza decyzja kandydata nie dotyczy dziś sfery poglądów w jakiejś kwestii, lecz wyboru doradcy, który umiejętnie sprzeda go w trakcie kampanii. Współcześnie, to konstruktorzy przyzwolenia, spin doktorzy, konsultanci polityczni itp. decydują, kto wygra wybory.

Stąd też trudno nie zgodzić się z opiniami, że L. Miller wystawił p. Magdalenę, tylko po to, aby na jakiś czas odwrócić uwagę członków partii od „umiarkowanego sukcesu” jakim były dla SLD niedawne wybory samorządowe i jego odpowiedzialności za tę porażkę.

I jeszcze drobiazg. „Zdaniem szefa Sojuszu, Magdalena Ogórek ma wszystkie niezbędne kompetencje, by wypełniać wszystkie powinności związane z urzędem prezydenta”. To zdanie L. Millera. Moim zdaniem natomiast – kandydatka lewicy ma za to bardzo niewielkie szanse, aby zdobyć urząd prezydenta. Z całym szacunkiem, ale już samo nazwisko kandydatki, będzie doskonałym tematem do deprecjonowania jej kandydatury, co już czynione jest na forach internetowych – np.: „z tej Ogórek to będzie tylko mizeria”. I trudno się z takimi opiniami nie zgodzić, i nie wróżyć lewicy kolejnej spektakularnej klęski – tym razem w wyborach prezydenckich.

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin