Wiara cudu nie uczyni?

dodano: 
24.10.2008
komentarzy: 
0

„Wierzę w to, że w 2011 r. prezydentem będzie nadal Lech Kaczyński, a na fotel premiera wróci Jarosław Kaczyński” - powiedział Dziennikowi (21.10.08 r.) rzecznik PiS Adam Bielan. „Wiara czyni cuda”, ale te w polskiej polityce zarezerwowała już sobie Platforma Obywatelska.

W rozmowie z Dziennikiem Adam Bielan krytykował m.in. Donalda Tuska za to, że „prowokuje prezydenta” i zachowuje się „irracjonalnie”. Niestety, prezydent i bez szczególnych „prowokacji”, również zachowuje się „irracjonalnie”, czym raczej oddala się niż przybliża do reelekcji.

Przykład ostatniej wymiany zdań z red. Moniką Olejnik pokazuje, że może i prezydent chciałby zmienić swój wizerunek, ale mu to słabo wychodzi. Grożenie (przy świadkach!) dziennikarce – „Stokrotka, stokrotka, jest pani na mojej krótkiej liście, pożałuje pani tego, wykończę panią, nie obronią pani agenci służb specjalnych Walterowie” (właściciele stacji TVN) - w wykonaniu głowy, średniej wielkości środkowoeuropejskiego państwa, jest wydarzeniem może nie precedensowym (bo palmę pierwszeństwa dzierży tu premier Włoch Silvio Berlusconi), ale bardzo znamiennym.

Jeżeli przypomni się tu jeszcze słynną „małpę w czerwonym”, to trudno liczyć na zmianę postaw dziennikarzy wobec Lecha Kaczyńskiego i szansę na dobrą prasę przed wyborami. I nie pomoże tu nawet ręczne sterowanie Wiadomościami w TVP, opisane w Gazecie Wyborczej (21.10.08r.). Rzekome wstrzymanie informacji, w której mowa była „o raczej marnych, szansach prezydenta na reelekcje” (bo jak wynika z sondażu dla Dziennika największe obecnie poparcie - 23 proc. - ma Donald Tusk, a Lech Kaczyński, z 7 proc., jest dopiero na piątym miejscu), przypomina trochę walkę z gorączką, za pomocą tłuczenia kolejnych termometrów.

Nota bene – jak donosiła Gazeta Wyborcza – o groźbach Lecha Kaczyńskiego pod adresem Moniki Olejnik, Wiadomości, jako jedyny program informacyjny, do tej pory nie poinformowały. Również ostatnie „mijające się z prawdą” wypowiedzi szefa Kancelarii Prezydenta ministra Piotra Kownackiego nie poprawiają wizerunku Lecha Kaczyńskiego. A przecież to on miał być tą postacią, na której barkach miała znaleźć się „poprawa” nienajlepszych notowań prezydenta. Nic dziwnego, że Lech Kaczyński szybko wycofał się m.in. z zapowiedzi ministra o ubieganiu się o reelekcję: „Ja wiem, że jeden z moich bliskich współpracowników (…) tutaj się trochę zagalopował. To nie było uzgodnione ze mną. Nie ma tego rodzaju jednoznacznej decyzji. Może jest w sercu, to trudno powiedzieć”. W tym bowiem kontekście peregrynacja głowy państwa po Polsce z okazji 90. rocznicy odzyskania niepodległości, nabierała zupełnie innego znaczenia.

Jednak mleko się rozlało, a w dementi prezydenta można doszukiwać się fałszywych tonów. Wystarczy przypomnieć to, co jeszcze w ubiegłym roku deklarował jego brat: „będziemy gryźć trawę, aby władzę odzyskać”, a jednym ze strategicznych celów działań PiS, już od 2005 r., jest druga kadencja dla Lecha Kaczyńskiego.

Może i prezydent nie podjął jeszcze decyzji o kandydowaniu w 2010 r., ale decyzję o tym, podjął już wcześniej jego brat: „I żadne krzyki i płacze nas nie przekonają, że białe jest białe, a czarne jest czarne”, bo jeśli nie Lech, to kto? Przecież nie, i tak już zbyt popularny, Zbigniew Ziobro.

Z punktu widzenia prezydenta wydaje się, że dużo lepszym rozwiązaniem byłaby jasna deklaracja: tak kandyduję i zrobię wszystko, aby na głosy wyborców zapracować, a nie krygowanie się, jak nie przymierzając Włodzimierz Cimoszewicz w 2005 r.

Wtedy nie musiałby zaprzeczać, kluczyć, dementować ani się obrażać. Również dla wyborców byłby to jasny sygnał. Podobnie z resztą powinien zachować się i premier Donald Tusk (chociaż ten polityk w stacji TVN już stwierdził: „Byłbym obłudnikiem, gdybym powiedział: kompletnie mnie to nie interesuje”). Konflikt o samolot do Brukseli nabrałby od razu jasnego, wyborczego sensu.

Nie ma co się oszukiwać, nowa kampania wyborcza zaczyna się dzień po wyborach, a nikt nie lubi tracić władzy. Widać to najlepiej na przykładzie prezesa PiS i jego otoczenia (w tym i Adama Bielana), którzy do tej pory wierzą, że Jarosław Kaczyński był Premierem Tysiąclecia, a władzę utracił nie dlatego, że to jego działania pozbawiły go poparcia wyborców, ale dlatego, że „wykończył” go jakiś bliżej nieokreślony „układ”.

„Powoli wychodzimy z kryzysu, w jaki wpadliśmy, oddając władzę. Nie mamy żadnej konkurencji w opozycji. Jesteśmy coraz silniejsi” – zapewniał na łamach Dziennika Adam Bielan. Jak wynika z badań, opinia publiczna ma, przynajmniej na razie, na ten temat zdanie odmienne.

Wojciech K. Szalkiewicz

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin