Paulina Smaszcz-Kurzajewska o kobietach, karierze i branży PR

dodano: 
04.02.2016
komentarzy: 
1

PRoto.pl: Tytuł Pani doktoratu brzmi „Portret społeczny polskich kobiet 40+ w walce z dyskursem publicznym i własną rzeczywistością”. Pada tu słowo „walka” – czy oznacza to, że kobiety nadal muszą walczyć?

Paulina Smaszcz-Kurzajewska, rzecznik nc+: Uważam, że „nadal” nie jest odpowiednim słowem. Kobiety muszą cały czas walczyć i nie będzie takiego momentu, że będą mogły już przestać, bo już wszystko wywalczyły. To jest proces - bardzo długi. Oczywiście, u nas, w Polsce, nie było jakiejś rewolucji feministycznej lub przełomowego wydarzenia, które zmieniłoby nasze myślenie na temat pozycji kobiet w Polsce. U nas to się działo w sposób płynny. Dużą zmianą było wybranie pani Hanny Suchockiej na premiera.

PRoto.pl: Czy możemy mówić o jakimś przełomie?

P.S.K.: Myślę, że takim przełomowym momentem mogło być to, że w Polsce pojawiła się pierwsza premier kobieta. Zmienia się świat wokół nas, ale dzieje się to powoli. Nie wierzę w parytety. Tylko zmiana mentalności zmieni myślenie o kobiecych predyspozycjach zawodowych. Cały czas trzeba walczyć o pozycję na rynku. Badania np. GUS pokazują, że nadal, mimo wszystko, jesteśmy gorzej wyceniane, a np. lepiej wyedukowane w stosunku do mężczyzn. Target wiekowy, którym się zajmuję w doktoracie, jest siłą napędową tego kraju i w to mocno wierzę!!!. Nikt, poza niektórymi mediami, artykułami i dywagacjami, tego nie zauważa. Nadal istnieje pejoratywne postrzeganie kobiety 40+, która nagle zmienia swoja karierę zawodową, swoje życie prywatne. Mówią „rycząca czterdziestka”, a nie kobieta sukcesu, bo doświadczyła, wie, rozumie, potrafi odrzucać i dobrze wybierać. To jest życiowy proces ośmioetapowy, o którym mówią psychologowie Michael Mary i Henny Nordholt w „Ukryty plan życia”, wyd. PZWL.

Każdy etap niesie ze sobą pewne możliwości, ograniczenia, refleksje. Towarzyszy mu odniesienie do tego czy być, czy mieć oraz kiedy zdobywać kompetencje, a kiedy z nich korzystać. Kobiety w wieku 40+ są właśnie w tym momencie życia, żeby się zastanowić do dalej - czego chcą, czego nie chcą. Myślę, że trzeba wciąż o tym mówić. Jeśli chodzi natomiast o rynek zawodowy, myślę, że  mają doskonały moment na to, żeby zreflektować się, zastanowić się nad tym, co im w życiu wyszło, a co nie, podjąć decyzję - co odrzucić, a w którą stronę pójść. Mają jeszcze bardzo dużo czasu na to, żeby swoje zawodowe kompetencje rozwijać. Jednak rynek headhunterski wcale tych szans tak naprawdę nie daje. Ich telefon nie dzwoni…

PRoto.pl: Wspomniała Pani o premier Hannie Suchockiej. Jak według Pani, radzą sobie Polki w polityce?

P.S.K.: Mamy takie skrajności: piękne i mądre, które są odrzucane oraz brzydkie i niekoniecznie mądre, ale są nam bliższe, bo wyglądają jak panie z PKP i wtedy czujemy się przy nich bezpieczniej. Są również takie, które w ogóle się nie powinny wypowiadać i wstydzimy się, że mają nawet tytuły profesorskie albo naukowe, bo nie tak sobie wyobrażamy profesorkę, która w jakiś sposób powinna nas inspirować, otwierać, pokazywać świat nauki od tej dobrej strony. Od skrajności w skrajność.

PRoto.pl: Jest Pani dowodem na to, że kobiety osiągają sukcesy w branży PR. Czy trudno było zacząć?

P.S.K.: Sukces… hmmm…. Nie nazwałabym mojej pracy sukcesem, tylko bardzo ciężką pracą. Każdemu jest trudno zacząć. Myślę, że nie ma znaczenia, czy jest to kobieta czy mężczyzna. Najtrudniejsza jest weryfikacja własnych potrzeb i możliwości, bo szkoły PR-u w Polsce nie mamy. Kiedy zaczynałam swoją karierę 23 lata temu w PZU, moje stanowisko nazywało się „specjalista ds. prewencji marki”, dlatego, że takiego określenia jak „Public Relations” w ogóle nie było. Mniej więcej chodziło o to, żeby logo PZU  pokazywało się w szanowanych miejscach, wizualizacja była ujednolicona i spójna, żeby pisało się o PZU w rzetelnych artykułach. Wtedy również nie było prasy plotkarskiej… Było spokojnie, nieagresywnie i kłamliwie. Dla kobiety jest ważne, by nie iść pod prąd, tylko odpowiedzieć sobie na pytania: w czym jestem dobra, a w czym zła, w czym się sprawdzam, gdzie są moje plusy i minusy. Każda powinna zweryfikować swoje mocne i słabe strony. Niestety kobiety w Polsce – widzę to też w moich zespołach PR-owych – stawiają sobie zbyt wysoko poprzeczkę, zbyt dużo chcą, pragną być idealne we wszystkim. Tak się nie da. Nie mamy tyle siły, czasu, wytrzymałości emocjonalnej i fizycznej. Oczekiwania wobec siebie powinny odpowiadać możliwościom w danym momencie, w konkretnej sytuacji życiowej i zawodowej, we wskazanej społeczności i odpowiadać na wartości życiowe, które nosimy w sercu.

PRoto.pl: Jak wygląda Pani zespół? Stawia Pani na płeć żeńską?

P.S.K.: Bardzo pilnuję tego, żeby zespoły PR-owe były zespołami koedukacyjnymi. Uważam, że potrzebna jest zarówno czerwona energia – zarządzająca, jak i żółta – empatyczna, bo PR polega przede wszystkim na dobrych relacjach, umiejętności odpowiedzenia na pewne zapotrzebowanie. Energia czerwona mówi o egzekucji i jest bardzo istotna. Zespoły koedukacyjne świetnie się sprawdzają, dlatego, że nie ma wtedy piętrzenia emocji i babskich histerii, ale nie ma też ciszy sali chirurgicznej i emocjonalnej lodówki. Nie lubię, gdy kobiety udają mężczyzn. Nie akceptuję myślenia: jak ja się sztywno ubiorę, będę niemiła i ostra, to będę wtedy partnerem biznesowym, któremu każdy będzie ufać. To nieprawda, tak wcale nie jest! To, że ktoś mówi głośno, nie znaczy, że mówi mądrze. To, że ktoś wygląda ostro, nie znaczy, że nie może sobie pozwolić na odrobinę emocjonalności. Balans się sprawdza. Mam nadzieję, że większość osób zarządzających zespołami PR-owymi jest podobnego zdania.  

PRoto.pl: Najpierw była telewizja - była Pani reporterką, prezenterką. Od dłuższego już czasu pracuje Pani w PR-ze. Czy jest to Pani miejsce?

P.S.K.: To jest moje miejsce od dawna. Niestety, niewiele osób wie, że nigdy nie pracowałam tylko w telewizji. Zawsze pracowałam w firmie, a telewizja była raczej dodatkiem. Moje doświadczenia telewizyjne to był rzetelny warsztat. Dał mi umiejętność, która pozwala na postrzeganie tego, czego potrzebuje dziennikarz, co go może zainspirować, co spowoduje, że przyciągnę jego uwagę. Ten warsztat uzupełnia moją pracę PR-ową, która jest dla mnie nadrzędna. Wszystkie moje zajęcia w mediach traktuję jako doskonałe doświadczenie. Chciałabym mieć osoby w zespole, które zanim zaczną przygotowywać materiały, informacje i kontaktować się z dziennikarzami, pójdą na taki staż w mediach. Chciałabym, żeby zobaczyły w jaki sposób się tam pracuje, żeby umieć odpowiedzieć na potrzeby, a nie działać na zasadzie „a mnie się wydaje”. Doświadczenie w dziennikarstwie otwiera myślenie. W moim przypadku świetnie się składa, ze jestem teraz w nc+, bo to jest telewizja. To jest miejsce, na które czekałam w karierze PR-owej.

PRoto.pl: Można spotkać się ze stwierdzeniem, że PR-owcy pozostają w cieniu swoich klientów. Pani jest jednak osobą publiczną. Czy łatwiej jest dbać o własny czy czyjś wizerunek?

P.S.K.: Doskonale znam swoje miejsce w szeregu. PR jest narzędziem marketingu. W mojej pracy to również narzędzie programingu. Jeżeli PR-owcowi się wydaje, że jest w stanie istnieć bez marketingu to jest w dużym błędzie. Musimy mieć spójną strategię i spójną wizję. Mówiąc szczerze, z przyjemnością chowam się za plecami mojego prezesa i członków zarządu, dlatego, że oni są wybitnymi specjalistami w swoich dziedzinach, wiedzą, co mówią i co robią. Do moich zadań należy stworzenie im możliwości pokazania, że są najlepszymi ekspertami na rynku. Fakt, że w jakiś sposób jestem rozpoznawalna, naprawdę w wielu przypadkach pomaga – „tam, gdzie nawet diabeł nie może to Smaszcz-Kurzajewską wpuszczą.” Z drugiej strony, też czasami przeszkadza, bo w pewnych sytuacjach lepiej być niewidocznym. Wtedy więcej człowiekowi powiedzą, bardziej zaufają, nie czują się osaczeni. Plusów jest znacznie więcej.

PRoto.pl: Ma Pani profil na Facebooku. Czy łatwo jest w mediach społecznościowych oddzielić sferę prywatna od zawodowej?

P.S.K.: Istnieje zasada, że jak się coś znalazło w internecie, to nie można mówić o prywatności. Myślę jednak, że oddzielenie sfery prywatnej od zawodowej jest bardzo trudne. Na swoim prywatnym profilu facebookowym mam wśród znajomych wyłącznie ludzi, których znam. Jeśli chodzi o PR firmy, to wydaje mi się, że transparentność, dostępność, otwartość są bardzo istotne. Zawsze znajdą się ludzie, którzy piszą donosy, dziennikarze brukowców, którzy kłamią i oczerniają, ludzie, którzy narzekają i nienawidzą bez powodów. Moja zasada: LEPIEJ BYĆ SOBĄ NIŻ PODOBAĆ SIĘ BYLE KOMU. Pracuję w nowoczesnej telewizji nc+, która w ofercie ma genialny kontent (filmy, sport, lifestyle, parenting), dużo tu kolorowych motyli i barwnych osobowości, korporacyjnych pracusiów i telewizyjnych gwiazd. TO JEST MOJE MIEJSCE!

Rozmawiała Anna Kozińska

Anna Kozińska, dziennikarka PRoto.pl. Pisze o kobietach w branży PR, kampaniach społecznych, edukacji czy biznesowych aspektach PR-u. Magister polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim.

X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin