Wywiad o... tym, jak Polska komunikuje się w Parlamencie Europejskim

dodano: 
24.03.2011
komentarzy: 
0

PRoto.pl: Stanowisko rzecznika polskiej sekcji prasowej nie jest funkcją wybieralną. Czym trzeba się wykazać, aby dostać tę posadę? Jaka jest procedura?

Andrzej Sanderski, szef polskiej sekcji prasowej w Parlamencie Europejskim: Z reguły zatrudnienie uzyskują osoby, które pomyślnie przeszły konkursy organizowane przez Europejski Urząd Doboru Kadr (EPSO). Procedura konkursowa jest wieloetapowa i kończy się wpisaniem kandydatów, którzy pomyślnie przebrnęli przez wszystkie jej etapy na listę rezerwową. Z tej listy każda instytucja zaprasza na rozmowę kwalifikacyjną i zatrudnia osoby, których profil lub umiejętności odpowiadają wymaganiom na stanowisku, na które prowadzony jest nabór. W przypadku serwisu zajmującego się obsługą mediów, szczególną uwagę zwraca się na umiejętność redagowania tekstów, zdolność analizowania i syntezy informacji, komunikatywność i ogólne umiejętności interpersonalne.

PRoto.pl: Przygodę z PE zaczął Pan w 2005 roku. Od tego czasu wiele się zmieniło – również w standardach obsługi posiedzeń i dziennikarzy przez polską sekcję prasową. Na lepsze?

A.S.: Myślę, że na lepsze, choć nie jest to bynajmniej wynikiem tylko naszych wysiłków. Od czasu przystąpienia Polski do Unii Europejskiej stopniowo wzrasta zainteresowanie sprawami europejskimi. W Parlamencie na dobre zadomowili się polscy deputowani. Polska delegacja jest liczna, wielu naszych parlamentarzystów  zajmuje lub zajmowało kluczowe stanowiska w komisjach i organach instytucji. Przewodniczącym Parlamentu jest Jerzy Buzek. Polacy są widoczni i aktywni. W kraju rośnie świadomość, że większość przepisów, które wpływają na codzienne życie obywateli, bierze swój początek w Brukseli i Strasburgu. Polska opinia publiczna jest przychylnie nastawiona do Unii Europejskiej. To wszystko sprawia, że komunikacja przychodzi łatwiej, gdyż jest naturalne zainteresowanie i zapotrzebowanie na informowanie o Unii Europejskiej i Parlamencie Europejskim. My sami także staramy się usprawniać naszą pracę, planujemy kampanie informacyjne na wybrane tematy legislacyjne z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, prowadzimy nieustanny monitoring mediów w państwach członkowskich, chcemy znać charakterystykę rynku i wiedzieć, co interesuje media i mieszkańców, aby odpowiednio dopasować nasze formy komunikowania do specyfiki danego kraju.

PRoto.pl: Co interesuje polskie media i polskich obywateli?

Staramy się zainteresować czytelników merytoryczną działalnością Parlamentu. Nasz kraj jest częścią Unii Europejskiej, ale także – może nawet bardziej – Unia Europejska jest cząstką Polski. Unia Europejska nie jest odrębnym bytem, nic nam nie daje ani nie odbiera, nic też nie nakazuje sama z siebie. Decyzje podejmowane są nie przez "Brukselę", a jedynie w Brukseli przez przedstawicieli państw członkowskich reprezentujących interes wspólnotowy (w Parlamencie Europejskim) lub narodowy (w Radzie). Dlatego też ważne jest, by postrzegać te decyzje jako własne. Różna jest waga, jaką media w różnych krajach przykładają do tych samych zagadnień. Kraje z południa interesują rozwiązania dotyczące imigracji, azylu, albo polityki morskiej i rybołówstwa. Skandynawowie zwracają uwagę na kwestie dotyczące równouprawnienia, transparentności, praw obywatelskich. Nas najbardziej interesuje polityka zagraniczna, zwłaszcza jej wymiar wschodni, bezpieczeństwo energetyczne, wspólny rynek, zwłaszcza rynek usług, oraz oczywiście budżet i przyszłość polityki rolnej oraz polityki spójności (fundusze strukturalne).

PRoto.pl: Czy międzynarodowy charakter „pracodawcy” to duże utrudnienie? PE nadaje w około 23 językach oficjalnych, stąd potrzeba również utworzenia polskiej sekcji. Znajomość języków obcych to podstawa w codziennej komunikacji? Jak radzą sobie z tym polscy parlamentarzyści?

A.S.: Jedna trzecia rocznego budżetu Parlamentu Europejskiego to koszty związane z zapewnieniem funkcjonowania tej instytucji w 23 językach urzędowych UE. Jednak Parlament jest jedyną instytucją, której przedstawiciele są wybierani w wyborach powszechnych i która dzięki temu reprezentuje głos wszystkich mieszkańców Unii Europejskiej. Obywatele mają prawo wiedzieć, jakie decyzje podejmowane są w ich imieniu i mają prawo do tej informacji w swoim języku ojczystym. Parlament chce być instytucją, która jest transparentna i której działania są zrozumiałe dla wszystkich. Jednak w 23 językach toczą się tylko prace oficjalne - sesja plenarna i posiedzenia komisji parlamentarnych. Na co dzień obowiązują trzy języki robocze i to znajomość któregoś z nich, zwłaszcza angielskiego lub francuskiego, a najlepiej obu, jest kluczowa. W podobnym stopniu dotyczy to pracowników Parlamentu, jak i deputowanych.

PRoto.pl: W związku z wyborami do PE w 2009 r. utworzono specjalną stronę z informacjami, Polskie Biuro działało na Naszej Klasie. Jak Pan ocenia działania promujące wybory za pośrednictwem social media?

A.S.: Wybory europejskie w 2009 roku to był prawdziwy poligon doświadczalny, jeśli chodzi o kampanię informacyjną, a szczególnie o wykorzystanie nowych form komunikowania, takich jak Internet i media społecznościowe. To wtedy Parlament Europejski zaistniał nie tylko w tradycyjnych kanałach informacji, takich jak prasa, radio, telewizja czy kampania outdoorowa, lecz także w serwisie Twitter, na Facebooku, a w Polsce także w Naszej Klasie. Parlament uruchomił własne strony lub profile w takich serwisach, jak YouTube, MySpace czy w galerii Flickr. Dobre przyjęcie działań w tamtym okresie sprawiło, że obecność Parlamentu w nowych  mediach jest nieustannie wzmacniana i każda kolejna kampania informacyjna uwzględnia już nie tylko media tradycyjne, lecz także serwisy społecznościowe.

PRoto.pl: Co sześć miesięcy kolejne państwo członkowskie Unii Europejskiej sprawuje prezydencję i tym samym nadaje jej kierunek polityczny i gra kluczową rolę na wszystkich polach aktywności UE. W lipcu tego roku to Polska będzie pełnić taką rolę. Podołamy? Jakie nastroje wyczuwa się w związku z tym w Strasburgu i Brukseli?

A.S.: Przed Polską tylko trzy nowe kraje UE przewodniczyły jej pracom – Słowenia, Czechy i obecnie Węgry. Naturalne jest więc, że przewodnictwo Polski będzie obserwowane z baczną uwagą. Po wejściu w życie Traktatu z Lizbony rotacyjne przewodnictwo dotyczy praktycznie tylko jednej instytucji – Rady Unii Europejskiej. Unia posiada stałych przedstawicieli w osobie przewodniczącego Rady Europejskiej i wysokiego przedstawiciela do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa,  dlatego rotacyjne przewodnictwo ma charakter bardziej techniczny, choć nadal wiąże się z ogromną odpowiedzialnością, prestiżem, i stanowi okazję do pokazania kraju z jak najlepszej strony. Sprawowanie prezydencji jest też podstawą do oceny przez innych, musimy o tym pamiętać. Na razie przygotowujemy się do tego poszerzając kontakty i nawiązując bliższą, roboczą współpracę z polskim przedstawicielstwem rządowym w Brukseli.

PRoto.pl: Jak bardzo rozbudowaną strukturą jest polski dział prasowy?

A.S.: Dla wygody operujemy pojęciem polski dział lub sektor prasowy albo redakcja polska, które jednak formalnie nie istnieją. W serwisie prasowym Parlamentu istnieje tylko stanowisko narodowego attache prasowego, którego zadaniem – na dodatek wcale nie jedynym – jest obsługa mediów polskojęzycznych i to głównie tych, które mają stałych korespondentów w Brukseli. Dodatkowo w biurach informacyjnych Parlamentu w każdym państwie członkowskim mamy jednego attache prasowego do kontaktów z mediami krajowymi i regionalnymi. Te dwie osoby odpowiadają za obsługę mediów w kraju i dziennikarzy akredytowanych w Brukseli. Ta struktura odwzorowana jest dla każdego języka, w którym komunikujemy o pracach Parlamentu.

PRoto.pl: Posiedzenia plenarne to kulminacja działalności Parlamentu. Odbywają się one głównie w Strasburgu - siedzibie Parlamentu Europejskiego, część spotkań jednak ma miejsce w Brukseli. Ciągłe przemieszczanie się z jednego miejsca w drugie nie jest czasem uciążliwe?

A.S.: W Strasburgu odbywa się dwanaście sesji plenarnych w roku. W Brukseli, oprócz kilku dodatkowych sesji planarnych, odbywają się wszelkie inne posiedzenia i spotkania, takie jak posiedzenia komisji, spotkania grup politycznych i wysłuchania publiczne. Oczywiście, częste i regularne wyjazdy służbowe, nawet do tak urokliwego miasta jak Strasburg, potrafią być uciążliwe. Jednak te wyjazdy mają także swoją unikalną atmosferę. Podczas sesji łatwo daje się odczuć, że to w Strasburgu bije serce europejskiego parlamentaryzmu. Ponieważ wszyscy są w delegacji i nikt nie spieszy się do codziennych obowiązków po pracy, łatwiej jest także rozwijać koleżeńskie kontakty zawodowe i prywatne.

PRoto.pl: Mówi się, że w tym zawodzie istnieje pewna „mobilność”. Rozważa Pan pewne zmiany?

A.S.: Dziennikarstwo to zawód zaufania publicznego, w którym mobilność może oznaczać podróż tylko w jedną stronę. W przypadku pracy w serwisie prasowym PE możemy mówić o mobilności w sensie dosłownym i to nie tylko dlatego, że każdego miesiąca jeździmy na sesje plenarne do Strasburga. Osoby zatrudnione na większości stanowisk merytorycznych mają obowiązek zmiany stanowiska co kilka lat. Przed rozpoczęciem pracy w Parlamencie pracowałem jako specjalista w dziedzinie handlu międzynarodowego, a następnie europejskiego rynku energii, dlatego nie wykluczam, że będę chciał wrócić do którejś z nich. Niemal na pewno jednak będzie to zmiana w ramach instytucji unijnych, gdyż – podobnie jak w przypadku większości osób tu zatrudnionych – projekt europejski i proces integracji gospodarczej, społecznej i politycznej kontynentu jest moją zawodową pasją i trudno byłoby się z nią tak zupełnie rozstać.

 

rozmawiała: Edyta Skubisz

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin