Redakcja PRoto.pl: Maciej Budzich i Natalia Hatalska, autorzy znanych polskich blogów o mediach, marketingu i dziedzinach pokrewnych, biorą udział w kampanii reklamowej Microsoftu. O czym to Pana zdaniem świadczy?
Jarosław Rybus, właściciel agencji Unipublica.com, reżyser powstającego filmu o blogerach „Blogersi”: Pewnie o samej kampanii można by mówić dopiero po jej zakończeniu, a ja nie znam jej celów, choć to, do kogo reklamowany przez blogerów produkt (system operacyjny) jest kierowany, określa także konkretną grupę odbiorców.
Z tego punktu widzenia wybór ambasadorów marek, jakimi stali się Budzich i Hatalska, wydaje się trafny. Nie wiem, na ile to jest eksperyment, na ile to marketingowe wykorzystanie blogerów wpisuje się w pewien trend, który wydaje mi się obecny na polskim rynku od sierpnia tego roku. Dla mnie wiąże się on z pierwszymi zdjęciami do filmu i zaistnieniem idei filmu w świadomości mediów. I fajnie żeby tak było, choć nie mam pewności, czy jest tak rzeczywiście i pewnie nie jest. (śmiech)
Popularnego blogera – Kominka – w swoich kampaniach wykorzystał też Burger King, prezydent Wrocławia próbował zaprosić blogerów na spotkanie przeznaczone specjalnie dla nich, swoją akcję promocyjną robi też blox.pl. Krótko mówiąc – blogerzy wychodzą marketingowo spoza komputerów i to jest dobre. Podobnie aktorzy biorą udział w kampaniach.
Red.: Dla mnie pojawienie się blogerów w reklamie kończy pewien etap wiarygodności blogów i stawia pytanie o etykę ich twórców. Zaczynam zastanawiać się, czy blogerzy nie zaczynają być celebrytami i jednocześnie – w moim odczuciu – nie grzebią gdzieś swoich ideałów nonkonformizmu i uczciwości.
JR: Ktoś nawet powiedział, że popularni blogerzy to tacy celebryci blogosfery. W naszym odczuciu blogerzy to osoby, które formułują swoje sądy wbrew temu, co chcą usłyszeć o sobie wielkie koncerny czy powiedzieć komercyjne media.
Bloger kojarzy nam się z niezależnością. Jednak to, czy wykorzystywanie blogerów w reklamie zepsuje ich dobre imię i naruszy ich niezależność, moim zdaniem zależy wyłącznie od nich. Oczywiście jeśli za pół roku na blogu któregoś z nich pojawi się pozytywny wpis nt. Microsoftu, to jego czytelnikom, zwłaszcza tym świadomym, włączy się pewnie czerwona lampka. Nie sądzę jednak, żeby wykorzystani w kampanii blogerzy byli na tyle krótkowzroczni, by zachwiać marką swoich blogów, na którą pracowali latami. Być może – choć może zabrzmi to kontrowersyjnie – oni swoim występem w reklamie działają właśnie dla dobra swoich blogów i blogosfery w ogóle – pokazują, że blogerzy istnieją naprawdę, wychodzą do realu i mają tej realnej, nie tylko wirtualnej, rzeczywistości coś do powiedzenia, promują swoją markę, polską blogosferę. Ich marka zaczyna funkcjonować obok innej rozpoznawalnej marki. To, w jaki sposób to będzie odbierane przez czytelników ich blogów i blogów w ogóle, zależy od nich.
Red. Maciej Budzich to także bohater produkowanego i reżyserowanego przez Pana filmu. Skąd pomysł na taką produkcję w Polsce? Zainspirowały Pana filmy o Facebooku czy rzeczywista siła oddziaływania blogerów na polską rzeczywistość medialną?
JR: To się akurat fajnie złożyło, choć nie ma nic wspólnego z filmami o Facebooku. Idea filmu, którego jestem pomysłodawcą, wyklarowała się w czerwcu, lipcu 2010. Iskrą zapalną było spotkanie premiera Tuska z blogerami (luty), na którym premier miał rozmawiać m.in. o ustawie wprowadzającej rejestr stron niedozwolonych. Potem były spotkania kandydatów na Prezydenta RP tylko z blogerami. Okazało się, że są oni głosem, który warto brać pod uwagę, nawet jeśli to jest kampania wyborcza. Oprócz tego od 10 lat działam w Internecie, w jakiś sposób, jako rzecznik Gadu-Gadu, go współtworzyłem, interesował mnie rozwój blogosfery polskiej, tego, w jaki sposób rosła ona w siłę, urzeczywistniając także piękno Internetu – wolność.
Podejmując temat blogosfery, chciałem pokazać, że blogi to kolejny etap rozwoju mediów w Polsce i demokracji wolności słowa. Postanowiłem więc zebrać tych najważniejszych i najpopularniejszych blogerów – narratorów naszej rzeczywistości i nakręcić o nich film, opowiedzieć historię o nich (oczywiście nie wszystkich, bo wówczas musiałaby powstać istna saga blogerów). Im spodobał się ten pomysł. Mamy nadzieję, że film odczaruje kilka negatywnych stereotypów o blogerach, o tym, że bloger to pryszczaty nastolatek, który tylko pizzę zapija wieczorem colą, ale człowiek, który myśli o świecie, analizuje, formułuje swoje niekoniecznie popularne sądy, ocenia, potrafi pisać. Choć muszę od razu uprzedzić, że film nie jest laurką, nie jest tylko filmem promocyjnym blogerów. Staramy się pokazać blogerów z różnych stron.
Red.: Jednak Panu także blogosfera kojarzy się z wolnością słowa, a nie marketingowym wykorzystaniem jej twórców…
JR: Podczas kręcenia filmu nie mieliśmy świadomości tego, że Maciek wystąpi w reklamie, wątpię, żeby on sam o tym wiedział, bo przecież kampania pojawiła się kilka miesięcy po zakończeniu zdjęć, które umawialiśmy w sierpniu. Myślę jednak, że nie ma to wpływu na to, co film będzie mówił o tej rzeczywistości, że film rozpocznie dyskusję o blogach z zupełnie nowego pułapu.
Red.: Czy blogosfera jest aż tak istotną częścią Internetu, że warto kręcić o niej film? Znalazłam wyniki czytelności blogów w Ameryce sprzed kilku lat i jasno z nich wynikało, że tylko 9% użytkowników Internetu często czyta blogi, a 66 % nigdy nie czyta blogów. Czy w blogach rzeczywiście tkwi siła innych mediów?
JR: Blogerów jest ponoć 3 miliony w Polsce, to prawda, że większa część z nich nie pisze blogów odwiedzanych regularnie przez tysiące zagorzałych fanów. Ale są wśród nich istotni liderzy opinii, którzy poruszają tematy rozwijane potem w opiniotwórczych mediach ogólnopolskich. Czasami nawet nie zdajemy sobie sprawy, że jakaś sprawa została wyciągnięta, zainicjowana przez blogera, a miliony widzów czy czytelników dowiedziało się o niej z telewizji czy prasy. Dzieje się też odwrotnie – informacje z mediów bardziej tradycyjnych omawiane są na blogach. Zmienia to trochę układ sił na rynku mediowym, media tradycyjne coraz bardziej chcą się dostać do Internetu, blogerzy zaś piszą o mediach. Film ma też odpowiedzieć więc na pytanie, na ile bloger jest dziennikarzem, na ile podpada pod prawo prasowe i pokazać, że te światy się przenikają, bo przecież duża część dziennikarzy to blogerzy.
Red.: Tak jak media tradycyjne coraz bardziej chcą się dostać do Internetu, tak chcą się też dostać firmy. Co sądzi Pan o blogach korporacyjnych? Czy nie stały się one oczywistością dla dużych koncernów, którą wypada prowadzić, skoro robi to konkurencja, ale których nie czyta nikt poza garstką pracowników?
JR: Firm jest tysiące i blogów firmowych są tysiące. Dla mnie to jest narzędzie, dzięki któremu firma komunikuje się w sposób mniej formalny ze swoimi grupami docelowymi, dziennikarzami czy klientami. Pewnie w jakimś stopniu to jest moda, choć są i tacy blogerzy, którzy są poczytni.
Red.: Czy w filmie występuje choć jeden bloger, który pisze bloga korporacyjnego?
JR: Tak, choć nie będzie się w filmie wypowiadał w kontekście swojej pracy, koncernu. a swojej wielorakiej roli – PR-owca, dziennikarza i blogera jednocześnie…
Rozmawiała Kinga Kubiak