wywiad z... Marcinem Czachorskim, rzecznikiem prasowym Roberta Kubicy

dodano: 
17.04.2008
komentarzy: 
0

Redakcja: Czy można powiedzieć, że Robert Kubica jest już marką?

Marcin Czachorski: Zależy jak się na to spojrzy. W pewnym sensie każde nazwisko, i moje i Pani, jest marką, jesteśmy postrzegani przez otoczenie przecież przez pryzmat tego, co robimy i jacy jesteśmy. Albo jesteśmy postrzegani jako ktoś rzetelny, uczciwy, odpowiedzialny, komu warto zaufać, albo wręcz przeciwnie.

Z drugiej strony ktoś, kto traktuje swoje nazwisko jak markę należy do wąskiego grona ludzi, którzy chcą z tego faktu robić użytek. A w przypadku Roberta Kubicy jedynym fokusem i celem jest jego kariera sportowa, z naciskiem na „sportowa”. Robert generalnie nie lubi sformułowania „kariera”, stroni od tej gwiazdorskiej oprawy Formuły 1. Tak naprawdę uważam, że jeśli by mu na tym zależało nie schodziłby z pierwszych stron gazet, a nad tym panuje.

Red: Czyli zainteresowanie mediów Kubicą jest tylko wynikiem jego osiągnięć sportowych, a nie zabiegów medialnych?

MC: Jest bezpośrednią konsekwencją jego charakteru i osobowości. To jest bardzo ciekawa osoba. Ma dzisiaj 23 lata i 19 lat życia spędził na uprawianiu sportu. Nie wiem, czy w Polsce można wskazać innego sportowca, który taki procent swojego życia poświęcił na wykonywanie tego, co kocha robić. Właśnie dzięki temu Robert potrafi doskonale definiować cele i je realizować. Jest bardzo na tym skupiony.
 
Według mnie, największy sukces PR-owski Roberta polega na tym, że udało mu się przekonać dziennikarzy do tego, żeby go postrzegali takim, jakim naprawdę jest.

Red: A osiągnął to tylko siłą charakteru, czy jednak skorzystał z pomocy doradców?

MC: Od debiutu Roberta w Formule 1 jego PR-em zajmuje się zespół BMW Sauber F1 Team.

Kiedy Robert był na wcześniejszych etapach kariery, wydawało nam się, że będziemy potrzebowali funduszy na finansowanie jego kariery w przyszłości, dlatego rozumieliśmy, że PR jest ważny. Okazało się jednak, że o przyszłości Roberta zadecydował jedynie talent. Natomiast na początku jego drogi sportowej trzeba było faktycznie mądrze pokierować komunikacją, w tym współpracą z dziennikarzami. Świat mediów rzeczywiście dostrzegł w Robercie prawdę i zaczął go przedstawiać takim, jakim jest. I bardzo dobrze, bo uważam, że jest kapitalnym wzorem do naśladowania dla młodych ludzi.

Red: To jest ścieżka sportowa, a jak te wydarzenia sportowe były „rozgrywane” medialnie, PR-owo?

MC: Ponieważ Robert jest kierowcą polskim największe prawdopodobieństwo zdobycia sponsorów było właśnie tutaj, dlatego istniała konieczność komunikowania się z polskimi mediami. Dlatego wszystkie te wydarzenia nagłaśnialiśmy. Wtedy byliśmy jeszcze bardzo skorzy do korzystania z każdej szansy pokazania się w mediach. Pamiętam takie wydarzenie pod koniec 2005 roku, kiedy Daniele, manager Roberta, załatwił mu możliwość startu, jako „kierowca piątkowy”, testowy w najsłabszym zespole Formuły 1, tylko w piątek i tylko w ramach dwóch treningów. Postanowiliśmy to dobrze rozegrać medialnie.
 
Udaliśmy się do programu Dzień Dobry TVN w niedzielę rano, Robert sam powiedział redaktor prowadzącej, że wystartuje. I to był dzień, w wyniku którego bardzo ucierpieliśmy. Dlatego, że dzień czy dwa później Gazeta Wyborcza zasugerowała, że to wszystko to była medialna spekulacja, która miała doprowadzić do wzrostu zainteresowania i do zdobycia dużych budżetów sponsorskich. Panowie z Wyborczej dawno już przeprosili niemniej wtedy pozostał niesmak. Oni uderzyli przede wszystkim w naszą wiarygodność. Więc musieliśmy bardzo mocno pracować, żeby z tej sytuacji wyjść obronną ręką. Było to jedno z poważniejszych wyzwań mediowych.

Red: Media teraz darzą Roberta Kubicę sympatią i zainteresowaniem, ale medialne uczucia nie są stałe. Czy macie scenariusz, pomysł, jak prowadzić relacje z mediami w momencie spadku formy Kubicy? Jak zapobiec zapomnieniu mediów o sportowcu, kiedy jego sukcesy nie będą już tak spektakularne?

MC: Należy pamiętać o sile oddziaływania Formuły 1. To jest potężna dyscyplina sportu. Według mnie nie mieliśmy żadnego Polaka, który uprawiałby dyscypliny o tak dużej sile oddziaływania. Poza tym, znając potencjał Roberta, nie sądzę, żeby trzeba było się martwić o jego przyszłość, też po zakończeniu kariery.

Nie sądzę też, żeby musiał się troszczyć o ewentualną niechęć dziennikarzy w przypadku ewentualnych porażek, przecież ubiegły rok był bardzo nieudany dla Roberta, a jego wizerunek medialny wcale tak nie ucierpiał.

Red: Czasami Kubicy zarzuca się, że jest bardzo spięty, a jego zachowanie odbiega od wizerunku kierowcy wyścigowego – „króla życia”. Czy to nie niesie niebezpieczeństwa, że dziennikarze przestaną go po prostu lubić?

MC: Po pierwsze on nie jest spięty tylko poważny. A poza tym, jak mówiłem, to jest człowiek niewiarygodnie sfokusowany na realizacji swoich celów. Ostatnio rozmawiałem z jego lekarzem, fizjoterapeutą, który ma 20 letnie doświadczenie w Formule 1, i on stwierdził, że przez cały czas swojej pracy nie spotkał sportowca, który w tak genialny sposób dystrybuował swoją energię.

Kubica to jest taki facet, który w każdej chwili, kiedy nie ma potrzeby pełnej aktywności, włącza sobie tryb „stand by”, tryb czuwania i nie jest podatny na rozmowy, plotki, na cokolwiek, co odciąga jego uwagę od tego, co jest istotne.

Red: A czy to nie jest trochę kłopotliwa cecha w relacjach z mediami?

MC: Może czasami, ale Robert potrafi rozmawiać z mediami. Byłem w zeszłym roku świadkiem wywiadu z Małgorzatą Domagalik, ta dziennikarka potrafiła poruszyć czułe strony i zmusić Roberta do ciekawej i długiej rozmowy. A Robert odpowiada niezwykle konkretnie. Wie co i jak chce powiedzieć i z reguły nie daje się wciągnąć w dłuższą rozmowę.

Red: Czyli jest takim typem osoby, która robi, co do niej należy, wykonuje zadania, a cała oprawa medialna, to zamieszanie jej nie interesuje?

MC: Dokładnie tak.

Red: Czy to trudne być odpowiedzialnym za wizerunek osoby o tego typu osobowości?

MC: Bardzo:)

Red: Co jest najtrudniejsze?

MC: Właśnie przełamać tę barierę. Czasem zmusić do tego, żeby powiedział więcej niż tego sam potrzebuje.

Red: Przynajmniej nie ma niebezpieczeństwa, że powie za dużo?

MC: O nie. Robert jest wysokiej klasy dyplomatą. Być może to wynika z tego, że przebywa w takim, a nie w innym środowisku. To środowisko, w które są zaangażowane potężne pieniądze, i panuje wysoki profesjonalizm, a młody człowiek, który się szybko rozwija, chłonie świat, który go otacza i naturalnie przejmuje te standardy.

Pamiętam początek kariery Adama Małysza, czasem jego wypowiedzi były zbyt skąpe, czasem zbyt obszerne, co potem dziennikarze wykorzystywali, ale jestem przekonany, że gdyby Adam Małysz rozwijał się w takiej dyscyplinie, jaką jest Formuła 1, to mielibyśmy powtórkę z zachowań Roberta Kubicy.

Red: Czyli to przeciwieństwo np. naszych piłkarzy, którzy są gwiazdami medialnymi, jakby wbrew rzeczywistym osiągnięciom sportowym?

MC: Warto mieć w życiu wysoko postawiona poprzeczkę i warto od siebie dużo wymagać. A niestety wiele przypadków w polskim sporcie daje taki smutny przykład, że kiedy zapominamy o tych ważnych celach, zaczynamy zajmować się byle czym. I tu kariera sportowa w praktyce się kończy. Dlatego, że zaczynamy zadawalać się naszą aktualną sytuacją, w pewnym momencie wchodzimy do tzw. wielkiego świata, zaczynają nas otaczać znani ludzie, dziennikarze, pieniądze, a to bardzo negatywnie wpływa na karierę sportową. Zaczynamy zapominać o tym, dlaczego tam się znajdujemy. Dlatego doświadczamy w Polsce wielu krótkich karier, które mogłyby być dużo dłuższe i piękniejsze.

Red: Czy polscy sportowcy mają kiepskich doradców?

MC: Nie tylko o PR tutaj chodzi, ale generalnie o zarządzanie sportem, a w tym PR-em, wizerunkiem sportowców. Potrzebują oni mądrych i przyjaznych doradców. Ale posłużmy się przykładem z podwórka PR. Mieliśmy do czynienia z nie do końca sympatycznymi zachowaniami mediów wobec Adama Małysza, po jego ostatnich nieudanych występach. Jakby media zapomniały, że jest to człowiek, który osiągnął tak dużo, że już nie musi niczego udowadniać, tymczasem ktoś mu źle doradził. Osoby, które publicznie wypowiadały się w jego imieniu obiecywały mediom zbyt dużo, a jeśli coś się obieca nie można się potem dziwić, że rosną oczekiwania, presja, a jeśli nie spełnimy tych oczekiwań zostaniemy poddani krytyce.

Trzeba bardzo uważać z deklaracjami. Proszę spojrzeć jak skromne są wypowiedzi Roberta przed wyścigami. Lepiej skupić się na tym, co mam wykonać, niż słuchać tej wrzawy medialnej i samemu ją rozpoczynać. Późniejsze ewentualne krytyki są bezpośrednio winą otoczenia sportowca.

Red: Brak profesjonalizmu widać też np. w kiepskich decyzjach sponsorskich, takich, które nie budują marek tych sportowców.

MC: To prawda, ale to też trochę wynika z braku profesjonalizmu osób z działów marketingu które same nie zawsze wiedzą jak ten sponsoring, to, że „mają gwiazdę” wykorzystać dla dobra firmy.

Red: Z którymi mediami, polskimi, czy zagranicznymi trudniej jest Panu pracować?

MC: Myślę, że trudniej jest w Polsce. W krajach, w których Formuła jest popularna od lat, mamy do czynienia z dużą liczbą dziennikarzy, którzy znają się na tym temacie, potrafią zaakcentować właściwe rzeczy, dzięki temu praca w dużej części dokonuje się sama.

U nas z uwagi na to, że dziennikarze nie mają potrzebnej wiedzy, bardzo często spekulują. Od kilku miesięcy obserwuję wysyp dziennikarskich talentów, ekspertów od Formuły 1. Ich wypowiedzi w mediach są nienajlepsze z dwóch przynajmniej powodów. Po pierwsze, dlatego że ktoś taki decyduje się iść przed kamerę, udzielać tak kiepskich wywiadów, wprowadzać kibiców w błąd swoimi spekulacjami, a po drugie żenuje też fakt, że różne stacje bezkrytycznie zapraszają takich „ekspertów”. Ostatnio miałem „przyjemność” oglądania w jednej z trzech czołowych stacji 19-letniego „eksperta”, który pokusił się o ocenę wyścigu, choć w życiu na oczy nie widział samochodu Formuły 1. To trochę tak, jakby pozwolić na dokonanie operacji chirurgowi, który w życiu nie stał przy stole operacyjnym.

Red: Jeszcze raz zapytam na koniec, czy jest jakaś strategia medialna na ewentualny spadek formy Roberta Kubicy?

MC: Nie boimy się tego, bo nie obawiamy się o spadek formy Roberta.

Red: Ale to trochę takie podejście życzeniowe: „nie mam scenariusza kryzysowego, bo mnie się kryzys nie zdarzy”?

MC: Nie, to nie jest tak, Pani mówi o zachowaniu beztroskim. My bierzemy pod uwagę, ze mogą być trudne okresy. My już takie chwile załamania przeszliśmy i one w żadnej mierze w dłuższej perspektywie nie wpłynęły źle na wizerunek Roberta. Zawsze wychodził z tego obronną ręką. Proszę pamiętać, że jednym z powodów jest ta jego zdolność do niedostarczanie zbyt wygórowanych oczekiwań. To jest też konsekwencja tego, czego nauczył się wcześniej.

Rozmawiała Paulina Szwed-Piestrzeniewicz

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin