Wywiad z... Marianną Lutomską, kierownikiem działu cywilizacji PAP i byłą dyrektor wydawniczą PRoto.pl

dodano: 
02.10.2014
komentarzy: 
0

PRoto.pl: Pamiętasz pierwszy dzień w PRoto?

Marianna Lutomska, kierownik działu cywilizacji PAP: Pierwszego dnia tak dokładnie nie pamiętam, natomiast mam w pamięci młody zespół fajnych dziewczyn, do którego dołączyłam.

PRoto.pl: Do PRoto dołączyłaś w styczniu 2007 roku. W tym właśnie roku odbyła się pierwsza edycja PRotonów, których organizacja przypadła Tobie.

M.L.: W marcu odeszła redaktor naczelna Magda Klimkiewicz, więc na dobry początek pracy trafiło mi się zorganizowanie pierwszej edycji.

PRoto.pl: Jak wspominasz przygotowania do tych PRotonów. Pewnie było sporo stresu…

M.L.: To było coś nowego. Nie mieliśmy pewności czy sprawdzi się system głosowania, choć go wielokrotnie testowaliśmy. Do tego przygotowanie samej gali, jeszcze ambitnie zaplanowaliśmy, żeby przed samą galą zorganizować panel ekspercki - Dialog PR, więc w efekcie impreza rozciągała się na cały dzień. Ten Dialog wypadł profesjonalnie, ale organizacyjne zrobienie jednego dnia gali PRotonów i jeszcze Dialogu wcale nie ułatwiało zadania (śmiech). Ale z drugiej strony mieliśmy wsparcie ze strony partnerów, więc ostatecznie wszystko wyszło całkiem fajnie.

PRoto.pl: Ciężko było nakłonić Akademię Ekspertów do głosowania?

M.L.: Nie, nie było to w ogóle problemem. Mam wrażenie, że było zapotrzebowanie na tego typu konkurs. Członkowie świeżo powołanej Akademii też chcieli w nim uczestniczyć, rodziło się coś nowego a PRoto, przez wcześniejszą, nie tylko moją pracę, zyskało zaufanie. I dzięki niemu można było rozwinąć konkurs. Ale nie było problemu z tym, aby ktoś nie chciał głosować albo występować na gali.

W odróżnieniu od Złotych Spinaczy, które promowały konkretne projekty, my stawialiśmy na ludzi i ich talent. Nie staraliśmy się zastąpić żadnych innych nagród i to też sprawiło, że wszystko dobrze poszło. Choć oczywiście stresu było co niemiara.

PRoto.pl: W sumie organizowałaś cztery gale PRotonów. Czy któraś z edycji konkursu dała się najbardziej we znaki, ze względu na nieprzewidziane zwroty akcji w trakcie przygotowań?

M.L.: Zwykle wszystko było całkiem nieźle zorganizowane. Pamiętam jak przed PRotonami w 2010 roku bałam się, że nasz audytor nie przyjedzie z wynikami. Miał być pół godziny wcześniej, ostatecznie dotarł w momencie rozpoczęcia imprezy i wszystko się szczęśliwie zakończyło. Ale przez chwilę braliśmy pod uwagę sytuację, że wyniki nie dotrą na czas i gala się opóźni. W sumie nasza współpraca z audytorem układała się świetnie. Bardzo pomógł nam przy tworzeniu regulaminu konkursu.

Na szczęście nie mieliśmy przy okazji PRotonów większych wpadek, głównie za sprawą świetnego, sprawnego zespołu. Również w trakcie gali z 2010 roku musiałam łapać mikrofon spadający ze sceny. Dobrze, że się nie roztrzaskał (śmiech). Prowadzący też zawsze byli w pełni profesjonalni. Katarzyna Pakosińska, prowadząca galę dwóch pierwszych edycji konkursu, swoim zaraźliwym śmiechem wprowadzała dużo luzu. Artur Orzech też prowadził bardzo swobodnie. To ważne, aby dzięki prowadzącym goście mogli się czuć lepiej, nieskrępowani. Zresztą gale zawsze planowaliśmy też tak, aby były krótkie, dynamiczne.

PRoto.pl: Po rozstaniu z PRoto pozostałaś w dziennikarstwie. Nie zastanawiałaś się nad przejściem do PR-u? Bo to zwykle druga najczęstsza ścieżka rozwoju po pracy w naszej redakcji.

M.L.: Zastanawiałam się i miałam z tym związane propozycje, ale to przejście z dziennikarstwa do PR-u jest jednorazowe i do mediów już się nie wraca. Tymczasem stanęła przede mną możliwość pracy w takim medium jak Polska Agencja Prasowa, czyli w stuprocentowym, bardzo odpowiedzialnym dziennikarstwie na najwyższym poziomie, najwyższych obrotach. I nie sposób było nie podjąć takiego wyzwania. W porównaniu do PRoto na moim aktualnym stanowisku – kierownika Działu Cywilizacja - jest więcej pracy koncepcyjnej, kreowania zawartości serwisu, zarządzania pracą wielu dziennikarzy, wreszcie redagowania tekstów. Praca na stanowisku dyrektora wydawniczego PRoto polegała w większej mierze na kontaktach z agencjami, firmami partnerskimi. To było ciekawe, i pozwoliło poznać branżę PR, ale także ludzi z innych dziedzin: prawników, badaczy, konsultantów. No i dzięki pracy w PRoto.pl można nabrać także szacunku do pracy specjalistów od PR-u.

Natomiast w dziennikarstwie, mediach, bo wcześniej miałam okazję pisać m.in. dla Newsweeka i Rzeczpospolitej, stosunek do PR-owców był mocno sceptyczny. Nie do końca dziennikarze mieli do nich zaufanie.

PRoto.pl: Zdążyłaś odpowiedzieć na pytanie o plusy pracy w PRoto, zanim zdążyłem je zadać (śmiech).

M.L.: Praca w PRoto.pl umożliwiła mi zaznajomienie się z pracą dziennikarza i PR-owca jednocześnie, poza tym doskonale poznaje się branżę. I do tego można się wyszkolić także w działce headhuntingu. Do dzisiaj pamiętam biogramy niektórych osób pojawiających się na PRoto.pl w bazie who is who, choć ta wiedza nie jest już dziś mi niezbędna. Pamiętam, kto gdzie rozpoczynał karierę, gdzie później przeszedł. Baza who is who, o ile się ją zachowa w głowie, może się przydać także w innych dziedzinach, na przykład przy rekrutowaniu pracowników.

PRoto.pl: Dalej śledzisz branżę PR i utrzymujesz kontakty z czasów pracy w PRoto?

M.L.: Do teraz śledzę zmiany kadrowe. Zwłaszcza informacje dotyczące osób, z którymi dziś współpracuję – rzeczników ministerstw, instytucji kulturalnych, naukowych, historycznych, szefów biur politycznych czy prasowych. Z nimi utrzymujemy stały kontakt. Poza tym PRoto przeglądam także z sentymentu i aby zobaczyć jak radzą sobie osoby, z którymi kiedyś współpracowałam. Wtedy myślę sobie: „a przecież ta pani zaczynała tu i tu”.

Rozmawiał Karol Schwann

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin