Wywiad z... Mariuszem Sokołowskim, rzecznikiem prasowym Komendanta Głównego Policji

dodano: 
21.04.2011
komentarzy: 
0

PRoto.pl: Rzecznik prasowy policji to dosyć specyficzny zawód. Czy trudno jest być „adwokatem” służb, które mają za zadanie chronić obywateli, dbać o porządek i przestrzeganie prawa, a czasem zdarza się im zaliczać poważne „wpadki”? Czy wysokie oczekiwania społeczne wobec policjantów dają się odczuć w Pana pracy?

Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendanta Głównego Policji: Jest to zadanie jednocześnie bardzo trudne, ale i bardzo wdzięczne. Jesteśmy instytucją publiczną, która w Polsce cieszy się bardzo dużym zaufaniem publicznym. Wszystkie badania opinii publicznej pokazują, że oprócz trzech głównych stacji telewizyjnych i trzech stacji radiowych kolejną instytucją, którą się najlepiej ocenia, jest właśnie policja. Jest to dla nas niezmiernie ważne, bo przekłada się na naszą skuteczność. Większe zaufanie to większa liczba informacji od zwykłych ludzi, ale  za tym idą także oczekiwania ze strony obywateli, bo dobra ocena wartości policji nie jest wartością stałą i my musimy sobie zdawać z tego sprawę. Musimy też robić wszystko, żeby sprostać oczekiwaniom społecznym.

PRoto.pl: Co w kwestii komunikacji może policja zrobić, by tego zaufania nie stracić?

M.S.: Najprościej rzecz ujmując: sprostać oczekiwaniom obywateli. Ale to nie zawsze jest takie proste, jakby się wydawało. Każdego dnia mamy dziesiątki tysięcy interwencji i każda z nich może rodzić konflikt. Gdy mamy do czynienia z łamaniem prawa, jedni oczekują ukarania, inni pomocy. Nawet, jeżeli policja ma być rozjemcą w konflikcie, to jednego z uczestników uznaje się za winnego, drugiego nie. Czasem kieruje się wniosek do sądu. Tak czy inaczej, ktoś jest niezadowolony. W sferze komunikacyjnej musimy edukować, informować ludzi o tym, co i dlaczego robimy, pokazywać naszą pracę. Wiele lat temu postawiliśmy na otwartość w polityce komunikacyjnej i to się opłaciło. Informujemy o wielu zdarzeniach, wychodzimy z tą informacją do mediów, dzielimy się także informacjami negatywnymi – tymi, które mogą nieść za sobą obawę wobec naszej instytucji. Bo niestety, na te setki informacji pozytywnych może się trafić i taka, która dotyczy funkcjonariusza łamiącego prawo, niegodnego, by być w szeregach policji… i o tym też mówimy, pokazując jednocześnie działanie wewnętrznego systemu, związanego z eliminowaniem z szeregów policji tych, którzy nie zasłużyli, by nosić odznakę.

PRoto.pl: No właśnie. Ostatnio pojawiła się informacja o zbyt wczesnym podaniu dziennikarzom przez rzecznika zachodniopomorskiej policji informacji o śmierci 6-latka. Najpierw dowiedziały się media, potem matka chłopca. To nie jedyny taki przypadek. Jak ocenia Pan stopień szkodliwości takiego działania? Rzecznik dopuścił się poważnego zaniedbania, czy popełnił zwykłą pomyłkę?

M.S.: Oczywiście to był błąd. Z tego, co wiem, przyznał się i przeprosił. Nie oceniałbym jednak jego działania kategorycznie negatywnie, bo sprawa nie jest taka prosta, jakby się wydawało na pierwszy rzut oka. Proszę zauważyć, że ta informacja nigdzie nie wyciekła. Sprawa zaginięcia dziecka bulwersowała lokalną społeczność i media. Rzecznik zachodniopomorski umówił się z dziennikarzami, że jeśli tylko będzie miał informację dotyczącą zaginionego dziecka, to ją im przekaże. Tak też zrobił. Dosłownie kilka minut później, po wysłaniu smsa z informację do dziennikarzy, dowiedział się, że matka dziecka w ciągu najbliższych 15-20 minut będzie poinformowana o tym dramacie przez policjantów.

PRoto.pl: Nie powinien jednak tego sprawdzić, zanim przekazał informację mediom? Jaka jest procedura w takich przypadkach? Chyba nie bazuje na „własnych przekonaniach”?

M.S.: Rzecznik Kimon powinien był sprawdzić, czy dopełniono wszystkich czynności. Liczył na to, że informacja, którą otrzymał jest już w formie, którą może przekazać. Chwilę później dostał kolejny telefon, że jednak tak nie jest, że trzeba poczekać 10 minut. Próbując naprawić wszystko,  poprosił dziennikarzy w kolejnym smsie o wstrzymanie się z podawaniem informacji przez najbliższe kilkanaście minut. Dotarł do wszystkich zainteresowanych zdarzeniem i informacja ta rzeczywiście wówczas nie ujrzała światła dziennego. Wszyscy to zrozumieli, oprócz jednego dziennikarza, który postanowił upublicznić smsy.  Dla niego to był ciekawy temat.

PRoto.pl: Szkoli Pan rzeczników prasowych ministrów i wojewodów, sądów i prokuratur oraz policjantów. Co poradziłby Pan w tym konkretnym przypadku? Jak należało zachować się w trakcie wydarzenia i po nim, w kwestii wyjaśnienia?

M.S.: W tej sytuacji ewidentnym błędem było niedopytanie, czy matka dziecka została już powiadomiona. Musimy liczyć się z tym, że dzisiejszy świat mediów to świat, który działa pod olbrzymią presją czasu i szybkość dostarczenia newsa odbywa się często kosztem jego jakości. Pytanie: na ile tej presji musimy ulegać. Uważam, że zasada „podajmy na szybko, a potem to się zweryfikuje”  jest zaprzeczeniem funkcji informacyjnej mediów i służb prasowych.  Jeżeli reprezentujemy poważną instytucję, instytucję zaufania społecznego, to zawsze musimy sprawdzić, co mówimy. Niedopuszczalne jest kłamstwo, wprowadzenie opinii publicznej w błąd. Jeżeli czegoś nie jest się pewnym, trzeba to sprawdzić dokładnie. W sytuacji, kiedy musimy informować, bazując na informacjach nie w pełni potwierdzonych – powiedzmy wyraźnie, że są to informacje wstępne, że są weryfikowane, ustalane. Unikajmy hipotez i podawania nieprawdziwych wiadomości, bo to się na nas zemści. W sytuacji z województwa zachodnio-pomorskiego na szczęście udało się przeciwdziałać zbyt szybkiemu upublicznieniu informacji. Mleko się nie rozlało.

PRoto.pl: Co z sytuacjami, gdy mleko się jednak rozlewa?

M.S.: Jeszcze raz podkreślę zasadę, że mówimy to, co jest sprawdzone. Najpierw ustalamy z prowadzącymi dochodzenie bądź śledztwo, co można powiedzieć, a czego nie. Policjant, który jest rzecznikiem, nie zawsze sam wie, jaką informację może przekazać, tak by nie utrudnić pracy policjantom pracującym nad rozwiązaniem sprawy. Może rozważać tę kwestię jedynie od strony etycznej, czy moralnej, ale z punktu widzenia prowadzonego postępowania już nie – musi uzgodnić to albo z policjantem prowadzącym postępowanie albo nawet z prokuratorem. Jeżeli chodzi o przekazywanie informacji o śmierci członków rodzin – zawsze to oni w pierwszej kolejności muszą się dowiedzieć o wydarzeniu, a dopiero potem opinia publiczna. W takich przypadkach liczymy na zrozumienie ze strony mediów. Na szczęście dziś, zdecydowana większość z nich wydaje się być i nie idzie w kierunku newsa za wszelką cenę. To widać zarówno w przypadku tak ekstremalnych sytuacji jak wojna w Iraku, czy w Afganistanie itd. Większość stosuje się do tych zasad, ma szacunek do emocji rodzin ofiar, niestety nie wszyscy. Stąd nigdy nie ma gwarancji, że nie będą mieć miejsca takie sytuacje. Nie wszyscy chcą po prostu czekać.

Była kiedyś taka sytuacja, gdy pytano policję, czy Anna Dąbrowska została zatrzymana za narkotyki na jednym z łódzkich basenów. Rzecznik z Komendy Miejskiej Policji w Łodzi wówczas potwierdził tę informację, bo taką osobę rzeczywiście zatrzymano. Pojawiła się ona w TVN24, a za tą stacją podały to inne media. Po kilkunastu minutach okazało się, że zatrzymana osoba nosi po prostu to samo imię i nazwisko, co gwiazda polskiej sceny muzycznej. Nie zgadzał się natomiast wiek zatrzymanej. Sprawę w mediach trzeba było jak najszybciej wyjaśnić, bo myślę, że z punktu widzenia piosenkarki nie było jej wówczas do śmiechu. To ważne -nie zawsze warto się spieszyć.

PRoto.pl: Jak widać, relacje między dziennikarzami a rzecznikami poszczególnych instytucji są bardzo bliskie. Czy warto zatem w przypadku takiego błędu oskarżać dziennikarzy - tak jak zrobił to Przemysław Kimon - o zbyt szybkie działanie? Tu chyba relacje te zostały nadszarpnięte.

M.S.: Z tym dziennikarzem akurat tak. Natomiast muszę przyznać, że po rozmowach z innymi dziennikarzami, większość z nich wiedziała, że zostali poinformowani o czasie i że ten rzecznik zrobił to w dobrej wierze, dla ułatwienia ich pracy. Jaka była motywacja dziennikarza radia Tok Fm, aby pokazać to potknięcie – cóż, tylko on ją zna. Myślę, że w tym konkretnym przypadku zaważyła jeszcze jedna kwestia. Rzecznicy, pełniąc swe obowiązki, starają się sprostać oczekiwaniom dziennikarzy. To jest wpisane niejako w nasz zawód. Trzeba jednak pamiętać, że nie wszystko jest do podania – to, co dotyczy ochrony dóbr osobistych, ochrony wizerunku, danych dotyczących osób pokrzywdzonych, tym bardziej dziecka – tego się nie mówi. Równie wrażliwą jest informacja o śmierci, tym bardziej dziecka. W sprawie, o którą pani pyta, błąd popełniony na początku został szybko naprawiony i dzięki szybkiej reakcji rzecznika informacja nie trafiła do obiegu.

PRoto.pl: A nie dzięki dziennikarzom i ich wyczuciu?

M.S.: Wydaje mi się, że dziennikarze nawet nie zdążyli podać tej informacji. Tematem dyskusji było nie to , że matka dowiedziała się o sprawie z mediów, ani to, że media opublikowały informację zbyt wcześnie, ale dwa smsy wysłane przez rzecznika.

PRoto.pl: Czy Panu zdarzyło się kiedykolwiek wypuścić zbyt szybko jakąś informację do mediów lub nieopatrznie skomentować na gorąco jakiś temat?

M.S.: Jakieś 5 lat temu miałem podobną sytuację. Dziennikarz jest zawodem szczególnego zaufania społecznego – przynajmniej ja tak to widzę. Jeżeli rozmawiam z nim i umawiamy się na określony termin publikacji, to mam prawo uznać, że tej naszej niepisanej umowy nie złamie. Okazuje się jednak, że nie wszyscy są w stanie to zrozumieć i w imię walki o newsa chcą być przed wszystkimi. Kosztowało mnie to trochę nerwów. Na szczęście nic poważnego z tego nie wyniknęło. Nie chcę jednak zdradzać, czego dotyczył incydent.

PRoto.pl: Co w takim razie policjantom, którzy przychodzą na kurs doskonalenia z obycia z mediami, sprawia największe trudności?

M.S.: Policja jest firmą, która ma na co dzień wiele sytuacji kryzysowych i to jest wyzwanie dla rzecznika. Trudności jest sporo, a to, czy kandydat sobie z nimi poradzi zależy w dużej mierze od jego predyspozycji. Są tacy, którzy nadają się na rzecznika i tacy, którzy nigdy nim nie zostaną. W niektórych sytuacjach można nad tym pracować, w innych nie. Zawsze podkreślam, że w pracy z mediami trzeba być aktywnym, nie reaktywnym. Czyli - nie czekaj tylko i wyłącznie na pytania, wychodź z informacjami sam, bo tu obowiązuje zasada „pomóż dobrym informacjom, złe poradzą sobie same”. Informuj zatem na tyle, na ile możesz, pokazuj swoją instytucję, bądź pomocny dla dziennikarzy. Traktuj dziennikarza jako partnera. Jeżeli umawiasz się z nim na określony czas – dochowuj terminu, jeżeli nie zdążysz z materiałem, bo różnie się zdarza – to poinformuj go o tym. Dziennikarz musi mieć co do ciebie przekonanie, że jest równy w tej relacji. Dwa główne cele w pracy rzecznika to informowanie mediów i utrzymywanie dobrych relacji z nimi. I te dobre relacje to m.in. wzajemny szacunek, który zawsze do ciebie wraca. Nie wolno być nastawionym z góry na „nie”, warto się zastanowić, jak można pomóc dziennikarzowi, a on z pewnością w perspektywie czasu to doceni.

Jest takie przekonanie wśród osób, które przychodzą na kurs, że rzecznikowanie, to praca lekka, łatwa i przyjemna, że rzecznik siedzi i czyta gazety, przegląda telewizję i raz na jakiś czas wyjdzie przed kamery, by coś powiedzieć. Nie zauważa się całej otoczki, tymczasem niesamowicie ważna jest umiejętność myślenia trzy kroki do przodu, a nie każdy potrafi temu podołać. Te trzy kroki to: nie myśl o tym, co będzie jutro, nie myśl też, że odpowiesz dzisiaj i dziennikarzy da się tym zadowolić. Pomyśl raczej, co będzie za dwa – trzy dni lub gdy sytuacja będzie miała zupełnie inny obrót, niż ty to sobie założyłeś. Bądź przygotowany na taką ewentualność. Jeśli już mówisz – bądź tego pewny, dlatego staraj się sprawdzać informacje. Musisz umieć też wychodzić z opresji, bo nie ma rzecznika, który nie popełnił błędu.

PRoto.pl: Pańskie było strasznie trudno znaleźć…

M.S.: Na błędach się uczymy. Na szkoleniach omawiam również te, które sam popełniłem. To jest kwestia doświadczenia – zarówno zawodowego, jak i życiowego. Na szkoleniach staramy się omawiać właśnie sytuacje kryzysowe – na konkretnych przykładach. Niektóre elementy takich sytuacji mogą się powtórzyć a my wyciągając wcześniej pozytywne wnioski omijamy to, co może niekorzystnie nakręcać sytuację.

PRoto.pl: Jakie?

M.S.: Jedną z poważniejszych sytuacji kryzysowych, która przychodzi mi do głowy, jest na przykład śmierć Przemka Czai w Słupsku. To był naprawdę olbrzymi problem – mieliśmy do czynienia z wprowadzaniem opinii publicznej w błąd, co skutkowało przełożeniem się negatywnych emocji na ulicę. Kolejne to: sprawa wyjazdu do Siedlec dwójki policjantów, którzy zginęli potem w radiowozie, sprawę śmiertelnego postrzału motocyklisty w województwie lubelskim, czy też wyprowadzenie byłych sióstr z klasztoru Betanek w Kazimierzu Dolnym. Każdorazowo, na naszych wewnętrznych spotkaniach temat omawia właściwy rzecznik, zwracając uwagę na to, co było dobre, co było nieprawidłowe. Rozważamy wspólnie, jak można było sobie z taką sytuacją sobie poradzić. Oczywiście każda sprawa jest inna i to, z jednej strony wymaga znalezienia właściwego rozwiązania, właściwie skonstruowanej polityki medialnej, z drugiej zaś tkwi w tym piękno pracy rzecznika. W naszej pracy każdy dzień jest inny, a rozwiązywanie kolejnych problemów daje dużo satysfakcji.

PRoto.pl: Ostatnio obchodziliśmy rocznicę katastrofy smoleńskiej. Czy nie jest trochę tak, że próbuje się stawiać policję po którejś ze stron? Rzecznik PiS wydał ostatnio oświadczenie, że policja nie pozwoliła politykom tej partii złożyć wieńca na Krakowskim Przedmieściu i że funkcjonariusze poturbowali niektórych posłów.

M.S.: Sprawy, które mają podtekst polityczny zawsze stwarzają wiele trudności. Działaniom policji próbuje się wówczas nadać polityczny charakter. Interpretuje się je dowolnie, w zależności jak komu pasuje to do wyrażanych przez siebie poglądów. Czasami takie samo działanie przy takiej samej sytuacji jest różnorodnie oceniane. My zaś musimy robić to, co do nas należy. Wyznacznikiem naszych działań jest prawo a nie polityka. Niektórzy zapominają, że Policja to instytucja apolityczna.

W kontekście wydarzeń z przed Pałacu Prezydenckiego uważam, że jeżeli stawia się jakąś linię bezpieczeństwa, to należy pamiętać, że jest to podyktowane względami bezpieczeństwa. Przeskakiwanie policyjnych płotów jest czymś niewłaściwym, także w przypadku, gdy przeskakującym jest poseł. Jeżeli w tym samym czasie pojawiają się w stosunku do policjantów (którzy także przeżywają na swój sposób żałobę, bo także są Polakami i jednoczą się z ofiarami tragedii) okrzyki typu „ZOMO”, czy „Gestapo”, to jest to delikatnie mówiąc niewłaściwe. Sprawa ta jest bardzo wnikliwie analizowana.

PRoto.pl: Istnieje jeden śmieszny plebiscyt – „Złota Pała”. Miał Pan kilka nominacji, ale nigdy nie otrzymał Pan nagrody głównej. Jak to możliwe, przez tyle lat pracy?

M.S.: Powiem tak: Jeszcze się taki nie narodził, który by wszystkim dogodził. Policja to ponad 120-tysięczna formacja, i nie każda przekazana informacja przez wszystkich jest  dobrze przyjmowana, każdy rzecznik musi sobie zdawać z tego sprawę. Często powodem do nominacji w tego typu plebiscytach jest wypowiedź na temat stanowiska kierownictwa formacji w jakiejś sprawie. Ostatnią, jaką sobie przypominam, dostałem za słowa: „Nie prowadzimy statystyk mandatów karnych nakładanych przez policję”. Słowa, które są prawdą, ale nie wszyscy chcą ją przyjąć.

Rozmawiała: Edyta Skubisz

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin