wywiad z ... Michałem Toberem

dodano: 
03.12.2009
komentarzy: 
0

Redakcja: Dlaczego Pan – dyplomowany prawnik - został rzecznikiem prasowym – najpierw SLD, a później szefa rządu Leszka Millera?
Michał Tober:
Źródeł pracy w roli rzecznika upatruję głównie w swojej politycznej drodze, a nie w formalnym wykształceniu. Wstąpiłem do SdRP – poprzedniczce SLD – mając 18 lat. Jako jeden z członków założycieli SLD, byłem bliskim współpracownikiem kierownictwa partii, najpierw Józefa Oleksego, a później Leszka Millera. Zostałem rzecznikiem partii, ponieważ jej szefostwo uznało, że jestem młody, „wygadany” i mam elementarną odpowiedzialność za słowo.

Podobnie było w przypadku objęcia funkcji rzecznika rządu. Potrzebna była „świeża krew” na nowe „otwarcie”. Kiedy obejmowaliśmy władzę, padało wiele nazwisk w przypadku różnych rządowych stanowisk. W kwestii stanowiska rzecznika rządu nie było jednak giełdy nazwisk. Wszyscy uznali chyba, że moje rzecznikowanie partii musi mieć rządowe konsekwencje. No i oczywiście, jak to mówiła moja poprzedniczka Ewa Wachowicz, „premierowi się nie odmawia”.

Szczerze powiedziawszy, nigdy nie marzyłem o tej funkcji. Nie budowałem politycznej kariery pod rzecznikowanie. Choć nie ukrywam, była to największa przygoda mojego życia i nie żałuję ani jednego dnia w tej roli.

Red.: Co rzecznikowi, w pełnieniu swych funkcji, przydało się z prawnika, a co prawnikowi w dalszej karierze zawodowej z rzecznikowania?
MT:
Moje wykształcenie ma się nijak do roli rzecznika. Przydało się później, kiedy byłem wiceministrem kultury - podczas pracy nad ustawą medialną i sprawami związanymi z legislacją w Ministerstwie Kultury, a także kiedy wykonywałem swoje zadania jako poseł w merytorycznych komisjach sejmowych.

W pewnym sensie doświadczenie rzecznika przydaje mi się obecnie. Jestem radcą prawnym, a każdy dobry prawnik musi posiadać umiejętność prezentowania się, płynnego wypowiadania, argumentacji i mieć pewną ogładę językową. Dzięki aktywności publicznej i współpracy z mediami człowiek nabiera pewności siebie.

Red.: Czy w swej pracy wzorował się Pan na kimś konkretnym?
MT:
Nie, nie wzorowałem się na nikim. Uważam, że wszelkie naśladownictwo jest szkodliwe. Każdy musi wykształcić swój własny styl. To oczywiście nie znaczy, że żywiłem pogardę do starszych i bardziej doświadczonych. Wsłuchiwałem się w ich głosy, zwłaszcza w te krytyczne. Pochlebców nie warto słuchać. Krytyków - zawsze!

Red.: A jaki wpływ na Pana miała Pańska poprzedniczka, Aleksandra Jakubowska? Dawała Panu jakieś rady, co do pracy w roli rzecznika?
MT:
Kiedy byłem rzecznikiem ona pełniła funkcję szefa gabinetu politycznego premiera. Bardzo dobrze wspominam tę współpracę. Ola niezwykle szanowała podział kompetencji – własnych i cudzych. Do tego jest bardzo taktowna. Nigdy nie dała mi odczuć, że jako była rzeczniczka rządu może narzucać mi swoje zdanie.

Red.: Mówił Pan, że ważne są głosy krytyczne, kto więc i za co krytykował?
MT:
Przede wszystkim dziennikarze i polityczni oponenci.
Kiedy byłem rzecznikiem SLD dziennikarze chwalili mnie za to, że miałem dużo młodzieńczego luzu, byłem pewny siebie, czasami wręcz prowokacyjny. Wynikało to przede wszystkim z młodego wieku. Kiedy zostałem urzędnikiem państwowym mediom te cechy zaczęły wadzić. Początkowo jako rzecznik rządu w niewystarczający sposób doceniałem różnicę między światem polityki, czyli pracą dla partii politycznej, a wymogami pracy jako urzędnik państwowy. Innymi słowy, inaczej mógł się wypowiadać Michał Tober – poseł i polityk, a inaczej musiał mówić Michał Tober - rzecznik premiera. Musiałem więc nieco ograniczyć zadziorność na rzecz „urzędniczej ogłady”.

Red.: Jak Pan sam ocenia swoje rzecznikowanie?
MT:
Nigdy nie uważałem się za speca od PR-u i marketingu. Zawsze myślałem o sobie, jak o polityku, któremu powierzono funkcję rzecznika. Zbierałem dobre oceny od dziennikarzy za komunikatywność, rzeczowość i dyspozycyjność. Nigdy nie było takiej sytuacji, żebym dowiedział się czegoś od dziennikarzy, a nie od swoich przełożonych. Miałem stały kontakt i dobre relacje z premierem Millerem, dzięki temu wiedziałem o wszystkich ważnych sprawach rządowych. Tak poinformowany rzecznik jest, moim zdaniem, dla mediów partnerem. W kontaktach z dziennikarzami zawsze też trzeba być uczciwym. W tym fachu można oszukać tylko raz. Nie warto!

Red.: Czy w ciągu tych 10 lat od czasu, kiedy rozpoczął Pan pracę jako rzecznik, zmieniły się relacje mediów ze światem polityki?
MT:
Ogromnie. Wielki przełom nastąpił w efekcie pojawienia się w Polsce dwóch nowych zjawisk – z jednej strony tabloidów, a drugiej - całodobowej telewizji informacyjnej. Przez tabloidy zmienił się zupełnie język polityczny. Stawiają polityków pod ścianą, bazując na najbardziej prymitywnych ludzkich instynktach. Nie winię za to mediów; to są przedsiębiorstwa, których zadaniem jest zarabianie pieniędzy w sposób przez siebie wybrany. Psuciu debaty politycznej winni są sami politycy. Dziś politycy w relacjach z mediami „nie mają jaj”. Nie chcą pójść pod prąd, a przekrzykują się tylko w populizmie. Robią wszystko, żeby podlizać się tabloidom i wpisać się w format politycznego komiksu.

Swoją cegiełkę, ale tę lepszą, dołożyła do zmiany oblicza polskiej polityki także telewizja newsowa. Zmieniła ona obraz funkcjonowania sceny politycznej, w tym parlamentu. Dziś mamy festiwal briefingów, konferencji czy wywiadów polityków. Cel jest jeden – aby każda sprawa polityczna była ograna, obfotografowana i komentowana w mediach. Każdy polityk marzy o tym, aby „setka” z jego nagraniem była grana non stop – od rana do wieczora.

Polska polityka spłyciła się i sprymitywizowała. Kilkanaście lat temu politycy mieli wyższe ambicje, mówili o sprawach trudniejszych, nie zawsze podlizując się przy tym i ścigając w populizmie. Proszę wyobrazić sobie jak prezentowano by dziś Plan Balcerowicza na okładkach tabloidów… Szkoda gadać.

Red.: Myśli Pan, że w tym kierunku zmierzają relacje mediów ze światem polityki? A może można przełamać ten trend?

MT: Mam nadzieję, że - jak w dojrzalszych demokracjach - wszystko z czasem odzyska właściwe proporcje.

Red.: Czy to z powodu „psucia” się polityki odszedł Pan z niej? Rozczarował się Pan?

MT: Nie, zatęskniłem po prostu za wyuczonym zawodem. Uznałem, że jeśli nie wrócę do pracy prawnika w wieku trzydziestu paru lat, to już nigdy mi się nie uda. Do polityki wrócić mogę zawsze.

Red.: A chce Pan tego?
MT:
Na razie nie.

Rozmawiała Aleksandra Łuczak

Michał Tober, rzecznik prasowy rządu Leszka Millera w latach 2001-2003. Później do 2004r. pełnił funkcję wiceministra kultury. Poseł na Sejm IV i V kadencji, obecnie pracuje jako radca prawny.

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin