czwartek, 17 lipca, 2025
Strona głównaPublikacjeWywiad z... Radosławem Kotarskim, twórcą pierwszego popularnonaukowego programu w internecie „Polimaty” oraz...

Wywiad z… Radosławem Kotarskim, twórcą pierwszego popularnonaukowego programu w internecie „Polimaty” oraz założycielem sieci twórców internetowego wideo „LifeTube”

PRoto.pl: Czy straszenie prawnikami opłaca się firmom? Gdyby nie pozew Sokołowa, prawdopodobnie nikt by dziś nie pamiętał o sprawie. A teraz wygląda to tak, jakby wielka firma wykorzystała swoją machinę do dręczenia bezbronnego blogera.

R.K.: Władze firmy zawsze muszą wyważyć, czy w danym momencie ważniejsza jest walka o własny produkt i opinię (przy pomocy sztabu prawników) czy zagryzienie zębów i pozostanie cicho, aby nie „rozdmuchiwać” sprawy. Zarówno nazwisko pozwanego, jak i jego popularność w sieci mogły wskazywać, że o sprawie zrobi się głośno. Dlatego w mojej opinii wybór ścieżki wojennej w tym przypadku był błędem.

PRoto.pl: Ta sprawa jest ciekawa choćby ze względu na strategię przyjętą przez Sokołów. Firma najpierw chciała przeczekać całe zamieszanie, a następnie wystąpiła z pozwem. Czy zabrakło jej konsekwencji?

R.K.: A może Sokołów wcale nie chciał przeczekać, ale zwyczajnie o sprawie dowiedział się zbyt późno? To wskazywałoby na to, jak bardzo nieistotne jest dla firmy utrzymywanie relacji z klientami w internecie. Oczywiście równie dobrze mogła to być również zła strategia opierająca się na założeniu: „przeczekajmy… albo jednak nie”. W jednym i drugim przypadku możemy mówić o błędach.

PRoto.pl: Działania firmy to jedno, ale czy Ogiński nie przesadził z komentarzami do swojego testu? Bo właśnie to było powodem złożenia pozwu.

R.K.: A który program kulinarny nie ma skłonności do przesady? Przecież tylko wtedy jest dla widza ciekawy. Gdyby kucharz na koniec zrobienia potrawy oznajmił, że „jest względnie dobra” albo „raczej nie nadaje się do spożycia”, to nigdy nie osiągnąłby popularności. Widzowie wręcz wymagają radykalnych opinii od kucharza po drugiej stronie ekranu. Odcinek Piotra Ogińskiego o tatarze w niczym nie odbiegał od jego naturalnej konwencji. I zaznaczę jeszcze jedno, o czym zapominamy, intencją autora „Kocham Gotować” nie było zaszkodzenie firmie, ale postawienie się w roli zwykłego konsumenta.

PRoto.pl: Sokołów zarzucił dodatkowo blogerowi, że ten próbuje wypromować się poprzez wprowadzanie konsumentów w błąd. Czy – paradoksalnie – firma mu się właśnie w ten sposób nie przysłużyła?

R.K.: To dlaczego Piotr Ogiński jest tak popularny wynika nie z tego, że promuje się „wprowadzając konsumentów w błąd”, ale dlatego, że jest w opinii ludzi ich dobrym znajomym, który pomaga im w kuchni. Przecież gdybyśmy z przyjaciółmi sami dokonali podobnego testu, to doszlibyśmy do identycznych wniosków, do których doszedł Piotr Ogiński. Jesteśmy tylko ludźmi, więc mamy również prawo do tego, aby rozmawiać o swoich osądach i opiniach, a nie robimy tego po to, „aby się wypromować”. Dlatego ludzie stanęli murem za Piotrem Ogińskim.

PRoto.pl: Czy rzeczywiście marka straciła na samym zamieszczeniu filmu z testem mięsa? Jak zauważył bloger Maciej Budzich, Facebook nie jest najważniejszym medium dla Sokołowa, bo dla tej marki podstawa to gazetki w hipermarketach i reklamy telewizyjne.

R.K.: Maciej Budzich ma całkowitą rację. Sokołów nie zniknąłby z rynku po teście Piotra Ogińskiego. Czy dzisiaj upadła znana sieć pizzerii tylko dlatego, że topowi twórcy internetowego wideo powiedzieli, że pizza z tej firmy jest obrzydliwa i nie da się jej jeść? Nie, większość osób nie wie nawet, o jaką sprawę chodzi. Identycznie byłoby w przypadku Sokołowa.

PRoto.pl: Załóżmy, że mamy markę X, która ma podobny problem co Sokołów: kogoś, kto we własnym teście podważa jakość jej produktów, po czym wyniki publikuje w sieci. Jak reagować? Starać się przeczekać zamieszanie czy jak najszybciej spróbować wejść w dialog z taką osobą?

R.K.: Trzeba przede wszystkim ocenić skalę naruszenia naszego dobrego imienia. Jeśli byłbym odpowiedzialny za renomę jakiejś marki mięsnej, a w internecie zobaczyłbym program, w którym mogę usłyszeć kategoryczne zdania, że mój produkt truje ludzi, zawiera rakotwórcze i radioaktywne związki chemiczne, a dodatkowo każda osoba, która tego spróbuje skróci swoje życie o 3 lata, to nie zawahałbym się ani chwili – zażądałbym usunięcia materiału, a jeśli by to nie pomogło – natychmiast skierowałbym sprawę do sądu. W tym przypadku sądy autora programu nie były tak kategoryczne i krzywdzące, abstrahując od jego metod badawczych. Dlatego cała sprawa budzi takie emocje – zwyczajnie dobrano złe środki w relacji do stopnia naruszenia dobrego imienia firmy.

PRoto.pl: Czy wyrok w sprawie Ogińskiego będzie stanowił precedens? Jakie wnioski powinni wyciągnąć blogerzy i specjaliści od komunikacji marek?

R.K.: Pamiętajmy, że nasz system prawny nie opiera się na precedensach, dlatego z punktu widzenia prawa nie będzie miało to większego znaczenia. Jednak cała sprawa pokazuje, niezależnie od tego jaki będzie wyrok, że blogerzy i twórcy internetowego wideo są traktowani bardzo poważnie, jako znaczący liderzy opinii. To nakłada na nich sporą odpowiedzialność, ale z drugiej strony nakazuje specjalistom od komunikacji marek bardzo ostrożne obchodzenie się z nimi.

Rozmawiał Karol Schwann

Majewska o marce, która spotyka się z blogerem… w sądzie

Co było powodem pozwu?

ZOSTAW KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj