Wywiad z... Wojciechem Malajkatem, dyrektorem naczelnym i artystycznym w Teatrze Syrena, o promocji teatrów

dodano: 
09.08.2012
komentarzy: 
0

PRoto.pl: Jak wygląda obecna sytuacja teatrów? Czy to walka o widza?

Wojciech Malajkat, dyrektor naczelny i artystyczny w Teatrze Syrena: Nie odczuwam „walki na łokcie”, natomiast walczyć trzeba. Nie wystarczy wyprodukować dobrą sztukę, a tylko takie warto, trzeba się postarać, by o niej usłyszał świat. Nadal bardzo dobrze – i mam nadzieję, że to się nigdy nie zmieni – działa promocja szeptana, w której znajomi znajomym polecają różne przedstawienia. Szczególnie że w dzisiejszym świecie nie można obyć się bez promocji.

PRoto.pl: Czy promuje się tylko sztuki? Czy to jednak coś więcej? Na czym to polega?

W.M.: Samo mówienie już nie wystarcza. Na przykład kończy się już doba plakatu. Kiedyś wieszało się plakat, który rzuca się w oczy: znana twarz czy jakiś przyciągający tytuł. A teraz plakat się już skończył, choć szansę ma jeszcze ten, który szokuje czy bulwersuje. Krótko mówiąc: nie wystarczy mówić, nie wystarczy powiesić plakat czy wyemitować spot radiowy lub telewizyjny – to wszyscy robią, więc trzeba wyprodukować coś, co jest niebanalne, co sprawi, że będziemy pierwsi.

Oczywiście to wszystko to banał, oczywista rzecz. Chyba, że ktoś żyje na innej planecie.

PRoto.pl: Wydaje się, że zależy to od odbiorcy. Są tacy, którzy sami szukają inspirujących przedstawień, jednak są i tacy, którzy w ogóle nie interesują się teatrem.

W.M.: Liczymy głównie na takich odbiorców, którzy albo w dzieciństwie zakochali się w teatrze, albo na takich, którzy jako dorośli poszli na przedstawienie i „oszaleli”. Ile procent ludzi w Polsce chodzi do teatru?

PRoto.pl: Zbyt mało.

W.M.: 5 proc.? Oczywiście strzelam, ale obawiam się, że tak to wygląda. W końcu trzeba odliczyć miejsca bez bezpośredniego dostępu do teatru – małe miejscowości, większe miejscowości bez teatru – i to jest ogromna liczba. Myślę, że w Warszawie to tylko 10 proc. mieszkańców, którzy chcą chodzić do teatru.

PRoto.pl: Ponadto ceny biletów niestety nie zachęcają, bo nie jest to tania rozrywka. To trochę zabawa dla koneserów.

W.M.: Obecnie nawet ceny biletów do kina nie są już takie niskie. Niestety wszystkie ceny rosą, stąd i bilet teatralny ma swoją wysokość. Wiem też, że jest to ograniczenie i problem, np. dla studentów. Choć teatr kłania się w ich stronę, są np. wejściówki. Sam byłem studentem, wiem jak to działało. Jednak studiowałem kierunek, który pozwalał mi za darmo chodzić do teatru.

PRoto.pl: Czy pełnienie funkcji dyrektora naczelnego i artystycznego wiąże się z jakimiś kompromisami?

W.M.: Niestety, w ogóle trzeba iść na kompromisy, a one zabijają sztukę.

PRoto.pl: W jaki sposób to hamuje? Czy uniemożliwia to wystawienie, np. bardzo ambitnych sztuk?

W.M.: Teatr Syrena ma swoją tradycję, wieloletni styl, a ja go zmieniam, lecz nie w stopniu, w którym bym chciał – idę na kompromis. Jednak nie jest on tak bolesny. Gdybym zaczął wystawiać Hamleta to nie miałbym publiczności. Do Syreny przychodzą stali bywalcy – ich chcę zatrzymać, ale też zaproponować coś innego.

PRoto.pl: A jak pan zmienia Syrenę?

W.M.: Wprowadzam tytuły, które nie tylko kojarzą się z komedią, śpiewaniem i tańcem, a taki był wizerunek tego teatru. Głownie zmieniam go repertuarowo, bo moim żywiołem jest teatr aktorski i na niego stawiam. Nigdy nie pociągało mnie, jako widza, pójście na rewię, bo nie jest to dla mnie rozrywką. Jako dyrektor artystyczny stawiam na swój gust, dlatego są komedie kryminalne, jest dramat („Skazani na Shawshank”), a także „Zamach na Mozarta”, gdzie Zamachowski śpiewa wspaniałe piosenki, zarówno sentymentalne, jak i zabawne.

PRoto.pl: Jak się wyróżnić spośród wielu teatrów, szczególnie, że wiele z nich jest sygnowane wielkimi nazwiskami, takimi jak: Janda, Karolak, Żebrowski? W końcu to nazwiska, które przyciągają.

W.M.: Liczę, że moje też przyciąga. Poza tym nie biorę tego pod uwagę. Teatr Syrena ma pełne sale, więc nie mam problemu z tym. Wydaje mi się, że ludzie wybierają spośród tych nazwisk albo chodzą kolejno do teatrów prowadzonych przez aktorów – wybierają ze względu na osobę, która prowadzi teatr. Wydaje mi się, że widz wie jaki mam gust przez to, co gram. Potem bierze „rozkład jazdy” dla Warszawy i wybiera sobie czy pójdzie do Jandy, czy do Malajkata.

Wyróżniamy się markami artystycznymi. Nawet mi do głowy nie przyszło, by przesadnie zachwalać swój teatr, krzycząc „Mój teatr jest najlepszy, przyjdziecie tu”. Gdy ktoś nie jest aktorem, jak Maciej Englert, który prowadzi Teatr Współczesny, to wtedy idzie się na markę teatru. Tu chyba nie ma innych możliwości, jest jak jest – Janda, Karolak, Malajkat, Englert w Narodowym, Englert we Współczesnym, Gliński w Powszechnym – i albo się idzie do Powszechnego, albo do Romy.

Proto.pl: Czyli można powiedzieć, że wszystko opiera się na marce teatru?

W.M.: Tak i tę markę się buduje. Natomiast jeśli stworzy się nowy tytuł, to tu trzeba zapracować: by ludzie dowiedzieli się, że jest nowy tytuł i by ich przyciągnąć. Promocja powinna być nakierowana na zaistnienie nowego tytułu w świadomości odbiorców, że jest coś nowego w Teatrze Syrena – my to stale budujemy, bo przyjdą Ci, którym już coś się tutaj spodobało. Gdy się coś nie uda to ciężko zapracować na ponowne zainteresowanie widzów.

PRoto.pl: Jakby Pan ocenił sposób promowania się teatrów? Czy jest on skuteczny? Jak to kiedyś wyglądało?

W.M.: Nigdy się nie dowiemy, czy jest skuteczne, bo nie wiem, co najbardziej wpłynęło na ludzi: czy ulotki, które rozdajemy, reklama w metrze czy reklama w gazetach, bo takich badań nie prowadzimy. Nie wiemy, czy ludzie przyszli, bo zobaczyli tytuł w metrze, czy dlatego że chcieli przyjść do Teatru Syrena, bo już na czymś byli, czy dlatego że wiedzą, że jestem tutaj dyrektorem. Natomiast próbujemy wszystkich metod, które przyczyniają się do bycia skutecznym. Ze względu na to, że wszyscy to robią, to ja tego nie mogę nie zrobić. Marka teatru, marka aktora, tradycja, a także promocja – wszystko składa się na skuteczność.

PRoto.pl: Jak duży budżet przeznaczany jest na promocję?

W.M.: Tak naprawdę, ja nie mam w ogóle pieniędzy. Strasznie bym się ucieszył, gdyby wszyscy dyrektorzy się skrzyknęli i stwierdzili, że nie robimy promocji – nie wydawajmy pieniędzy na promocję, niech się ludzie sami dowiedzą. Ci, co będą chcieli i tak się dowiedzą, jednak i tak repertuar do gazety trzeba dać. Ucieszyłbym się bardzo, gdyby nie trzeba było wydawać pieniędzy na duże bannery rozwieszane w mieście.

Proto.pl: Jak duże są to koszty? Czy teatry dużo pieniędzy przeznaczają na promocję?

W.M.: Nie mogę odpowiadać za wszystkie, ale wiem, że Teatr Narodowy pewnie nie liczy się z kosztami, bo mają ogromne budżety. Stąd ogromne bannery na mieście.

PRoto.pl: A jak wygląda sytuacja Teatru Syrena?

W.M.: Staram się ograniczać te koszty, ponieważ mamy niewielką dotację. Musimy dużo pracować na wytworzenie własnych środków, więc staramy się jak najmniej wydawać.

PRoto.pl: Hanna Gronkiewicz-Waltz zapowiadała, że w tym roku na warszawskie teatry będzie przeznaczone 77 mln zł. Czy to jest duża dotacja, czy ma to realny wpływ na lepsze funkcjonowanie teatrów?

W.M.: Naturalnie, Teatrowi Syrena obcięto w tym roku 20 proc. dotacji. Co roku tych pieniędzy jest coraz mniej.

PRoto.pl: W jaki sposób teatry rekompensują sobie te braki? Jak teatr się otwiera na otoczenie, czy podejmuje się jakiś inicjatyw? Czy teatr tylko wystawia sztuki, czy ma dodatkowe aspiracje?

W.M.: Teatr to wystawianie sztuk, ich granie. Natomiast ważne jest, dla kogo jest grane. Na przykład Syrena otwiera się na taką inicjatywę, że mamy trzy tytuły, które możemy zaoferować w ramach szkoleń z empatii. Mamy sztukę „Trener życia” czy „Lawrence & Holloman”, w której dotykamy problemu życia w korporacji. A ludzie potrzebują uczyć się nowych form współżycia, np. w korporacjach. Mamy zamiar otworzyć „pakiet”- cały dzień szkoleń – pokazy, treningi, a wieczorem grane jest przedstawienie, związane z tym, czego dotyczyło szkolenie. I jest to forma zarabiania pieniędzy. Poza tym istnieje możliwość kupienia przedstawienia, a następnie zrobienia bankietu.

PRoto.pl: Kto w teatrze Syrena zajmuje się promocją?

W.M.: Mamy cały dział promocji, który zajmuje się wymyślaniem plakatów, układu repertuaru, zajmują się sprzedażą biletów. Oni także kontaktują się z mediami czy aktorami. Ponadto wiele z pani pytań powinno być do nich skierowane.

PRoto.pl: Jednak pan jako dyrektor posiada doświadczenie i wie jak sobie radzić w trudnych sytuacjach. Możemy powiedzieć, że jest mało pieniędzy, ale pytanie, jak sobie z tym poradzić.

W.M.: Nie można sobie nie radzić. Jest oczywiście także próg tej dotacji, którą dostajemy od miasta, poniżej którego nie będziemy w stanie nic zdziałać. Poza tym sala ma swoją pojemność, nie można także zmusić aktorów, by grali trzy razy dziennie, nie mówiąc już o tym, kto przyszedłby rano do teatru.

PRoto.pl: A jak będzie wyglądał nowy sezon w Teatrze Syrena?

W.M.: Będzie adaptacja „Halo, Szpicbródka”- scenariusza filmowego Starskiego i Jahody. Są jeszcze inne plany, ale to już zależy od budżetu

Rozmawiała Kinga Górka

 

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin