Wybierz dowolny tekst i kliknij ikonę, aby posłuchać!
niedziela, 27 lipca, 2025
Strona głównaAktualnościCholewińska: dlaczego marketing zjada PR?

Cholewińska: dlaczego marketing zjada PR?

Wymyśliłam sobie temat i od razu pożałowałam. Bo właściwie po co robić zamieszanie? Wałkować zależności między PR i marketingiem, kiedy branża zajmuje się tym od lat? Każdy wie, jak powinno być… no może poza tymi, którym PR kojarzy się tylko z politycznymi zagraniami i jedynie dlatego, że im się coś kiedyś o uszy obiło.

Gryzie mnie to, że marketing zjada nam PR. Może nie zawsze i nie wszędzie, ale czasami bezczelnie, zostawiając okruszki, po prostu zżera go i zajmuje po nim miejsce. Ot, taki chytry kanibalizm w świecie komunikacji. A ja się na to nie godzę, mnie to uwiera, bo tak się dzieje przez zwykły oportunizm, tabelkomanię i zacieranie granic.

Proszę mnie źle nie zrozumieć. Ja uważam, że PR i marketing powinny współgrać, żyć ze sobą w zgodzie, bo się uzupełniają pełniąc różne funkcje i zadania. Tylko sprzeciwiam się takiemu trendowi: X było mało aktywne reklamowo w tym roku u nas – na nich nie zarabiamy, z nimi nie rozmawiamy. Jak się marketing zdecyduje na Y to jeszcze jakoś fajnie uzupełnimy to „PR-kiem”. Ktoś powie – taka rzeczywistość, dzisiaj nie ma nic za darmo. Przecież można podziękować i nie korzystać. Prawda, ale machając na to ręką pozwalamy żeby marketing tak sobie dalej wchłaniał PR – bo w końcu – w marketingu są budżety, tabelki, które ładnie wyglądają, tam jak się liczby zgodzą to każdego zachwycą. Sprawy robią się prostsze jak wiesz, że dostaniesz, a nie musisz się napracować, by kogoś czymś zainteresować. A nie daj Boże, gdy za PR w filmie odpowiada marketingowiec z widzeniem tunelowym. Tak się niestety czasem zdarza – obie dziedziny łączy się w jednym, w końcu i to komunikacja, i to. Wtedy czasami trafia się na zafiksowanych na szybkich efektach, którymi można dać innym po oczach. I nagle taki człowiek czuje, że ten PR to dla niego piąte koło u wozu, którym też musi kręcić i jakoś tak strasznie przy tym namęczyć, żeby efekty się pokazały. To myśli sobie, a po co mi ten PR jak to taka niewiadoma? Napocę się za dwóch, nawymyślam, naorganizuję a potem mówią mi, że muszę czekać, bo czasami trzeba się wstrzelić w odpowiedni moment i tu przecież chodzi o efekt długofalowy, który buduje się powoli. To jak ja się wykażę na koniec miesiąca? Przecież ja tu mam rozwiązanie na tacy, o w tej ofercie z działu reklamy Z. Dostanę to samo i w dodatku zaraz. No cóż, dla mnie nie to samo, bo PR to nie nazwa kolejnego formatu reklamowego, który sobie można najzwyczajniej kupić.

Gryzie mnie też to, że definicji PR i marketingu jest tyle, że można sobie z nich dowolnie wybierać i interpretować, w zależności od potrzeb. I przez to coraz częściej się zdarza, że nazwą PR opatrywane są działania nieeleganckie, nieetyczne, a nawet nielegalne, czyli to wszystko czego PRAWDZIWY PR nie robi. Za to marketing przypisuje sobie bardzo dużo działań leżących zwykle w zakresie PR, tylko nadaje im własne nazwy, koniecznie z członem „marketing” właśnie. Niestety przez to część managerów nie potrafi ocenić różnicy, ani właściwie zakwalifikować działań komunikacyjnych. Istotą efektywności staje się dla nich „marketing jakiś tam”, najlepiej jeśli z długą i mało zrozumiałą zagraniczną nazwą, podczas kiedy w PR robimy identyczne działania nazywając je po imieniu i biorąc za nie ułamek marketingowych pieniędzy.

Niestety oportunistów na świecie jest wielu, z każdej strony i jak się takich dwóch spotka, to z PR robi się dodatek w sam raz do pożarcia.

Marcelina Cholewińska, account director, FIRST Public Relations

ZOSTAW KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Wybierz i posłuchaj