Gazeta Prawna pyta, czy publiczne używanie określenia „afera Orlenu” narusza dobre imię spółki, która nie jest bezpośrednio związana z aferą, a także czy i jak w podobnych sytuacjach spółki mogą bronić się przed psuciem ich wizerunku. „Przy formułowaniu umownej nazwy »komisja ds. zbadania afery Orlenu« nie zwrócono uwagi, że posłużono się w aferalnym kontekście znakiem towarowym” – odpowiada na wątpliwości Gazety Prawnej prof. dr hab. Ewa Nowińska z Kancelarii Prawnej Szwaja, du Vall, Nowińska. „Są to błędy nowej demokracji, gdzie nie dostrzega się, że niedokładność w używaniu nazw w życiu publicznym może spowodować spore straty gospodarcze”. Nowińska pisze również, że jest już za późno na znalezienie osób, które sformułowały takie określenie i pociągnięcie ich do odpowiedzialności. Winą spółki jest to, że w odpowiednim czasie nie zareagowała – teraz może jedynie odcinać się od całej sprawy. Z kolei prof. Andrzej Jakubecki z UMCS w Lublinie twierdzi, że jeśli przyjąć, iż tego typu określenie używane jest w środkach masowego przekazu i rzeczywiście narusza dobre imię spółki, istnieje możliwość obrony na podstawie przepisów kodeksu cywilnego o ochronie dóbr osobistych. Profesor zaznacza, że nie można jednoznacznie powiedzieć, czy taka obrona byłaby skuteczna: „Roszczenie, które wynika z dóbr osobistych, jest roszczeniem o zaniechanie, jeśli istnieje ryzyko dalszych naruszeń (…). Można wyobrazić sobie, że jakieś czasopismo w publikacji prasowej na temat sprawy, która jest przedmiotem zainteresowania komisji śledczej, używa takiego określenia, a firma wytacza powództwo sądowe o zakazanie używania określenia »afera Orlenu«”. W takim przypadku zanim doszłoby do rozstrzygnięcia merytorycznego, możliwe jest na drodze zabezpieczenia roszczenia orzeczenie tymczasowego zakazu używania takiego określenia.