Firma Qumak oskarżyła dziennikarza Jarosława Jakimczyka o zniesławienie, choć ten nie zdążył opublikować tekstu na jej temat. Co więcej, o pozwie nie została poinformowana agencja PR współpracująca z firmą.
Jarosław Jakimczyk, redaktor naczelny portalu KompromatRP.pl badał sprawę komputerowych dysków sprzedanych przez firmę Qumak, na których miały się znajdować dane klientów banku Pekao. Przygotowując tekst zwrócił się do Sebastiana Krawczyka z reprezentującej firmę agencji ITBC Communication. Jak czytamy w serwisie press.pl, Jakimczyk zapytał m.in., w jaki sposób doszło do sprzedaży przez Qumak dysków twardych komputerów, na których znajdowały się wrażliwe dane. Otrzymał odpowiedź, że do sprzedaży nie doszło. Co ważne, pytania zadane zostały mejlowo, więc nie zostały upublicznione.
Oprócz odpowiedzi Jakimczyk otrzymał od firmy także akt oskarżenia o zniesławienie. Spółka uznała bowiem, że znieważa ją sama treść zadanych pytań. Firma Qumak w oświadczeniu tłumaczy, dlaczego jej prawnicy oskarżyli dziennikarza o zniesławienie, choć nie pojawiła się na jej temat żadna publikacja. „Spółka Qumak jest zobowiązana wobec akcjonariuszy chronić swój wizerunek i musiała dać jasny sygnał, że nie będzie akceptować szkodliwych działań dziennikarza” – czytamy w komunikacie. W ocenie firmy zadane pytania „godzą w dobre imię spółki” i niosą „nieprawdziwą tezę, jakoby rzekomo Qumak sprzedał dyski twarde banku z danymi wrażliwymi jego klientów”.
W rozmowie z press.pl Jakimczyk zastanawia się, jak ma weryfikować informacje, nie pytając firmy, której dotyczą. „Przecież na etapie zbierania materiałów nie mam obowiązku mieć pełnej wiedzy. Pytam, żeby ustalić prawdę” – podkreśla. Dodaje też, że ta sytuacja pokazuje, „jak można postępować z dziennikarzami, za którymi nie stoją duże media”.
Sebastian Krawczyk w rozmowie z PRoto.pl wyjaśnia, że ruch prawników klienta nie był konsultowany z agencją ITBC, nie została ona o nim także poinformowana. „Zdecydowanie rekomendowalibyśmy, żeby go nie podejmować, mimo że pytania zawierały nieprawdziwe, a być może i uwłaczające spółce, tezy” – tłumaczy. Podkreśla też, że „władze spółki są otwarte na współpracę ze wszystkimi dziennikarzami, szanują wolność wypowiedzi i rozumieją potrzebę udzielania odpowiedzi na wszystkie pytania, nawet tendencyjne i insynuujące”. Dalej zauważa jednak, że trzeba wziąć pod uwagę motywację klienta i „wyjątkowe okoliczności, które najwyraźniej wymagały wyjątkowych środków”. Choć, jak twierdzi, z perspektywy postronnego obserwatora działania firmy mogą wydawać się przesadzone i niedorzeczne, sprawa ma jednak dużo szerszy i poważniejszy kontekst, o którym dla dobra postępowania nie może teraz mówić ani spółka, ani agencja.
Małgorzata Baran