Najpierw projekt, potem wizja, a na końcu strategia – PR w kulturze

dodano: 
27.01.2011
komentarzy: 
2

„W kulturze zazwyczaj najpierw jest projekt, potem wizja, a na końcu strategia. A powinno być odwrotnie” – tak kondycję PR-u w kulturze skomentował Paweł Potoroczyn na spotkaniu „Kawa, herbata, PR” zorganizowanym wczoraj przez Związek Firm Public Relations.

Ewa Czeszejko-Sochacka (Pełnomocnik Prezydenta m.st. Warszawy ds. uzyskania tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2016), Paweł Potoroczyn (dyrektor Instytutu Adama Mickiewicza) oraz Paweł Płuska (dziennikarz TVN 24) podjęli trud omówienia problemów i perspektyw współpracy PR-owców z instytucjami kulturalnymi.

Zdaniem ekspertów wszystkie podmioty zajmujące się tematyką kultury chcą zagarnąć jak największe budżety. Te jednak wciąż są zbyt małe. Doprowadza to do sytuacji, gdy wszystkie chwyty są dozwolone.

Szczególną uwagę zwrócono na niewielkie zainteresowanie polskich mediów tematami kulturalnymi. Paweł Płuska tłumaczył, że wynika to z małego zapotrzebowania na kulturę u odbiorców. „Media elektroniczne i komercyjne ponoszą częściową winę za ten stan rzeczy, bo tak ukształtowały swoich odbiorców. Dziś o kulturze mówi się w przypadku zgonu kogoś ważnego. Liczą się słupki oglądalności” – twierdzi dziennikarz TVN24 i dodaje, że na początku działalności stacji były założenia, by emitować więcej informacji związanych z kulturą, jednak wyniki badań telemetrycznych przesądziły w tej sprawie na niekorzyść.

Kolejną sprawą jest brak zrozumienia ludzi kultury dla realiów, jakimi rządzą się media - dlatego m.in. informacje kulturalne słabo się w nich przebijają. Wspominano o trudnościach w nawiązaniu relacji z instytucjami. Dziennikarze skarżyli się na zbyt późne reakcje wobec mediów – w momencie, gdy jakaś informacja ma być newsem, nie można sobie pozwolić na tydzień zwłoki i „czas na przygotowanie wypowiedzi”. Jak zauważa Paweł Płuska takie sytuacje to chleb powszedni. Szeroko omówiono również temat sponsorowania wydarzeń. Paneliści zauważyli dwa główne problemy. Po pierwsze wybór dużych firm pada na nośne medialnie wydarzenia typu Opener, czy Orange Warsaw Festival, które mają charakter głównie rozrywkowy i tym samym nie reprezentują pełnego spektrum kultury. Drugi problem to zależność mediów od reklamodawców. Media zarabiają na reklamie, dlatego nie będą informować o imprezie kulturalnej wspieranej przez konkurenta.

Ewa Czeszejko-Sochacka wspomniała o „porzuceniu dyktatury wielkiego logo” i przyznała, że program Europejskiej Stolicy Kultury pozwala spojrzeć na PR jako na mniej inwazyjny względem instytucji w ramach współpracy przy kreowaniu wydarzeń. Wszyscy uczestnicy zgodnie przyznali, iż gros problemów tkwi w braku odpowiednich środków na edukację społeczeństwa – do tej pory państwo przeznaczało na ten cel 0,5 proc, w tym roku kwota ta została zmniejszona do 0,45 proc. Dodatkowo zwrócono uwagę na słabo przygotowane do komunikowania o kulturze kadry PR. Mimo trudności jakie napotyka PR w temacie kultury, bezsprzecznie jest jej potrzebny. (es)

komentarzy:
2

Komentarze

(2)
Dodaj komentarz
27.01.2011
14:36:21
czytelnik
(27.01.2011 14:36:21)
inna powód to że za cudze pieniądze sie tak nie trzeba starać, często organizatorzy wydarezń kulturalnych maja to tak naprawde w d...e, czy będzie duży akcja PRowa czy nie, cz esto jest tak ze strona festiwalu czy wydareznia organizowanego z pieniedzy panstwowych rusza dwa tygodnie przed wydarzenie, a informacje w mediach pojawaiaj sie na ostatnia chwile, Komercyjni sponsorzy jak juz dadza kase to rozliczaja z wynikow agencje. instytucje kulturalne sa rozliczane z faktur a nie z efektow i tu lezy problem
27.01.2011
10:33:18
parowóz
(27.01.2011 10:33:18)
Temat de facto spłycony do jednej kwestii: "czy powiedzą o nas w TV". Bo przecież w kraju nad Wisłą tak się rozumie "pijar", nieważne czy dotyczy kultury, biznesu, czy polityki. Media są be, bo nie informują, a jak informują to tylko o tych, którzy płacą. Odbiorcy to motłoch, który nie chce poszerzać kulturalnych horyzontów. "Kadry PR" niedouczone. Gdzieś tam tylko przebąknięte o tym, że instytucje nie potrafią nawet wystąpić wspólnym głosem w danej sprawie. Szkoda, że nie rozwinięto pierwszego zdania, bo właśnie w nim zawiera się podstawowe wyzwanie. No, ale żeby mu podołać, trzeba patrzeć trochę dalej niż z perspektywy wygodnego fotela w ministerstwie, czy szacownej instytucji kultury.
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin