Moda na promocję miast rozpoczęła się wraz z wejściem Polski do Unii Europejskiej. Podczas gdy władze miast szykują kampanie reklamowe, mieszkańcy stawiają pytania o efektywność tych działań.
Jak informuje Gazeta Finansowa, miasta chcąc przyciągnąć turystów, nowych mieszkańców, inwestorów czy studentów, zaczęły otwarcie ze sobą konkurować. W walce wspierają je eksperci i agencje marketingowe, które z zadowoleniem obserwują pojawienie się na rynku tak szerokiego grona nowych klientów. „Z początku mówiono, że najlepszymi ambasadorami marek miejskich są ich mieszkańcy, oczywiście zadowoleni. Dlatego oficjalnie liczono się z ich zdaniem, zapraszano do udziału w konsultacjach społecznych, a w badaniach marketingowych sprawdzano, jak podobają im się logotypy czy billboardy” – zaznacza Marek Tobolewski, autor artykułu. Jak dodaje, samym zainteresowanym, rola potulnych słuchaczy szybko przestała wystarczać. Mieszkańcy są bowiem przeciwni zamianie centrów miast w komercyjne wizytówki.
Jak więc zadbać o wizerunek miasta i zadowolić mieszkańców? Według Tobolewskiego istotną rolę odgrywają w tym przypadku rozwijające się w Polsce tzw. budżety partycypacyjne. Dzięki nim to mieszkańcy decydują, na co warto wydać pieniądze. „ I choć tego typu rozwiązania dopiero u nas raczkują i dotyczą ledwie marginesu miejskich budżetów, otwierają drogę do lepszej, bo bliższej potrzebom ludzi alokacji środków, a także pogłębienia lokalnej demokracji” – dodaje.
Jak czytamy, w ciągu najbliższych lat władze miasta będą kładły nacisk na dialog z mieszkańcami i walkę o pozyskanie inwestorów. „Obie mogą i powinny iść ze sobą w parze. A ich wspólny mianownik, czyli poprawa jakości życia i kwalifikacji kadr, przyniosą korzyści bardziej wymierne niż kosztowne kampanie wizerunkowe” – uważa Tobolewski. (mw)
Marketing miejsc – sprawdź moduł kursu internetowego Akademii PRoto


