Kanapowi aktywiści

dodano: 
01.02.2011
komentarzy: 
8

Media społecznościowe i wszelkie formy cyfrowego zaangażowania przeżywają teraz okres intensywnego rozwoju. Zachwycamy się możliwościami jakie dają Facebook i Twitter, odkrywamy zalety zbiorowych interakcji, współtworzymy społeczności oparte na zaufaniu i otwartej wymianie wiedzy. Oprócz tego, przy pomocy tych samych narzędzi, wielu z nas angażuje się w akcje i inicjatywy o charakterze społecznym, proekologicznym, wspieranie ‘słusznej sprawy’. Bycie społecznikiem walczącym o lepszy świat nigdy nie było łatwiejsze – wystarczy kliknąć „Lubię to!” i nie tylko automatycznie znajdujemy się w tłumie aktywistów, ale od razu też dajemy sygnał naszym wirtualnym znajomym, że oto właśnie poparliśmy jakiś ważny cel. Ale ilu z nas weryfikuje czy po kliknięciu świat rzeczywiście się zmienia?

Często stosowanym pojęciem jest w tym kontekście ‘aktywizm’ czy też ‘cyfrowy aktywizm’– nowa forma aktywności społecznej i obywatelskiej prowadzona ‘wirtualnie’. Można zaryzykować stwierdzenie, że w Polsce, gdzie ogólny poziom aktywności społecznej jest bardzo niski (według danych CBOS z 2010 roku 73% dorosłych Polaków nie działa w żadnej organizacji obywatelskiej, a od 2004 stale maleje liczba gotowych do współdziałania na rzecz lokalnej społeczności[1]), aktywizm internetowy jest zjawiskiem zbawiennym: pomaga budować kapitał społeczny i otwiera Polaków na współdziałanie. Nie tylko nasze społeczeństwo na tym korzysta. Internet i nowe technologie dają szansę na „zaistnienie” w światowym systemie gospodarki  wykluczonym z niej do tej pory jednostkom i całym społecznościom. Platformy, takie jak Kiva.org i jej podobne, pozwalają udzielać bezpośredniego wsparcia drobnym lub początkującym przedsiębiorcom w krajach rozwijających się, łącząc możliwości jakie dają mikrofinanse z globalnym zasięgiem i dostępnością, jaką oferuje internet. Inicjatywy, takie jak akcja Czerwonego Krzyża, dzięki której zebrano 25 mln dolarów na pomoc poszkodowanym podczas trzęsienia ziemi na Haiti w 2010 roku, pozwalają w rekordowo krótkim czasie zebrać środki na pomoc humanitarną. Nowe ruchy związane z alternatywnymi modelami konsumpcji i wymiany usług, określane zbiorczo ‘collaborative consumption’, zmieniają oblicze kapitalizmu. Oprócz tego, w krajach niedemokratycznych, w których cenzura obejmuje także nowe media, wirtualny aktywizm ma wymiar polityczny, a internet staje się narzędziem walki o wolność słowa i nie tylko. Wiele z tego, co nie było możliwe w świecie offline, stało się łatwe i powszechnie dostępne dzięki innowacjom w sferze online, a cyfrowy aktywizm ma realny wpływ na losy gospodarek i społeczności.

W takim razie, skoro jest tak dobrze – dlaczego jest tak źle? Od kilku lat zachodnie media (oczywiście głównie elektroniczne) równie często jak o internetowym aktywizmie wspominają o jego negatywnym odbiciu - ‘slaktywizmie’.

Slaktywizm

James Harkin, autor popularnej książki „Trendologia”[2], określa slaktywizm następującymi słowami: „Choć słowo „slaktywizm” jest raczej niezręczną zbitką dwóch słów: slacker (wałkoń) i activism (aktywizm), to koncepcja ta, wbrew oczekiwaniom, postuluje, że kanapowi wojownicy mogą jakoś zmienić świat i zepsuć dobry nastrój politykom, nie wstając nawet z krzeseł. (…)Cały problem ze slaktywizmem, który ostatecznie jest przecież lekkim, łatwym i przyjemnym sposobem uprawiania polityki, polega na tym, że jego metody sprowadzają się w gruncie rzeczy do nierobienia niczego.” Sam termin powstał prawdopodobnie już w 1995 roku, ale dopiero w roku 2002 zyskał obecne znaczenie[3]. Popularna internetowa encyklopedia miejskiego słownictwa Urban Dictionary podaje następującą definicję (czy raczej – zgodnie z zasadami wirtualnego świata i wymienionego portalu – na tę definicję zagłosowało najwięcej internautów): „[Slaktywizm to] akt uczestniczenia w  bezcelowych działaniach na rzecz konkretnej bardzo ważnej sprawy; działanie to jest przeciwieństwem do podejmowania starań aby faktycznie naprawić jakiś problem społeczny.” Slaktywizm odnosi się zatem do wszelkich form pasywnego, bezcelowego (lub pozornie celowego) pseudo-aktywizmu, nie tylko prowadzonego za pomocą sieci, choć o nim dyskutuje się obecnie najwięcej.

Za inicjatywy typowo ‘slaktywistyczne’ uważa się takie działania, jak podpisywanie internetowych petycji, dołączanie do „ideologicznie modnych” grup na Facebooku, okazywanie solidarności z jakąś sprawą lub walczącą o coś grupą poprzez dołączenie do swojego zdjęcia profilowego jakiegoś oznaczenia lub w ogóle zmiana awatara na znak jakiejś kampanii, noszenie t-shirtów lub innych gadżetów (wstążek, bransoletek) promujących akcję społeczną czy po prostu wspomniane już klikanie facebookowego oznaczenia „Lubię to!”. Przy czym to, co czyni slaktywistę, to pozostawanie wyłącznie na etapie wymienionych czynności, a więc nie angażowanie się w daną sprawę poza wirtualną (lub „modową”) manifestacją.

Lubię to!” nie znaczy „Robię to!”

Czy slaktywizm jest szkodliwy? Może być jeżeli zbyt długo stwarza iluzję rzeczywistości i w efekcie sprawia, że przestajemy być czujni wobec realnych zagrożeń i problemów, zwalniamy siebie z prawdziwej aktywności zadowalając się wyłącznie wirtualnym statusem aktywisty. Kiedy przystępujemy do grupy propagującej recykling albo odpowiedzialną konsumpcję, a w realnym świecie nie segregujemy odpadów i nie zwracamy uwagi na to, co i jak kupujemy. Kiedy popieramy ważne postulaty polityczne, a w dniu wyborów rezygnujemy z rzeczywistego głosowania. Kiedy podpisujemy się pod apelem o zakaz wycinki amazońskiej puszczy, a w sklepie nadal sięgamy po produkty wytworzone na bazie surowców dostarczanych przez firmy, które tego dokonują. Slaktywizm może łatwo odwieść nas od myślenia systemowego i sprawiać, że przestaniemy dostrzegać relację między naszymi działaniami w i poza siecią. Powracamy zatem do starej i oczywistej prawdy: żadna realna zmiana nie następuje jeśli nie zaczynamy od zmiany własnych zachowań.

W jaki sposób odróżnić kiedy jesteśmy aktywistami, a kiedy stajemy się slaktywistami? Odpowiedzi udzielają sami internauci – na setkach zagranicznych blogów można znaleźć porady na temat tego jak nie stać się kanapowym aktywistą. Aneshree Naidoo sugeruje na przykład, aby bacznie przyglądać się inicjatywom, które zakładają zbieranie środków finansowych na jakiś określony społeczny cel: „Stworzenie grupy nie wystarczy; żądaj regularnych uaktualnień na temat tego w jaki sposób wykorzystywane są zebrane środki; nie zgadzaj się na to, aby celem grupy było jedynie ‘budowanie świadomości’ i pytaj jakie działania proponowane są poza siecią [offline].”[4] Jak twierdzi wielu blogerów, najbardziej efektywne akcje internetowe to właśnie te, które aktywizują ludzi w sieci, ale wskazują im również w jaki sposób mogą wesprzeć projekt poza nią – tylko połączenie działań w trybie online i offline może przynieść wymierne rezultaty. Jak zauważa Donald Miller: „Ludzie potrzebują czegoś więcej niż pieniędzy, potrzebują innych ludzi.[5]

Media społecznościowe i odpowiedzialny biznes

Na portalu Forum Odpowiedzialnego Biznesu ukazały się niedawno dwa artykuły opisujące wpływ społeczności internetowych na zachowania przedsiębiorstw[6]. Autorki zauważają, że aktywność internautów w kwestii monitorowania lub wspierania działań biznesu może przyczyniać się do wzmocnienia standardów odpowiedzialności społecznej i przybliżyć nas do wejścia na ścieżkę zrównoważonego rozwoju.

Przykładem działań monitorujących mogą być akcje takie jak powstanie wirtualnej społeczności NabiciWmBank.pl, utworzonej przez klientów mBanku i Multibanku, niezadowolonych z warunków umów kredytowych, czy liczne akcje bojkotujące znane marki z powodu nieetycznych praktyk stosowanych w procesie produkcji (związanych z łamaniem praw człowieka czy niszczeniem środowiska). Jak zauważa Maria Roszkowska-Śliż: „Działania firm niezgodne z zasadami społecznej odpowiedzialności biznesu bardzo szybko spotykają się z krytyką Internautów oraz równie szybko z konkretnymi działaniami wymierzonymi przeciwko nieodpowiedzialnym praktykom. Z drugiej strony społeczności wirtualne posiadają ogromny potencjał tworzenia i wypracowywania kreatywnych rozwiązań, także w kontekście CSR, mogą tym samym stanowić niezwykle cenne źródło inspiracji dla wszystkich instytucji zaangażowanych w rozwój odpowiedzialnego biznesu.

Cyfrowi aktywiście mogą zatem nie tylko zmieniać świat, ale także zmieniać biznes. Oczywiście, ich skuteczność będzie tym większa, im bardziej będą skłonni zmieniać także siebie.


[1] CBOS, „ Aktywność Polaków w organizacjach obywatelskich w latach 1998-2010”, 2010

[2] James Harkin, „Trendologia. Niezbędny przewodnik po przełomowych ideach”, Wydawnictwo Znak, 2008

[3] Wikipedia – Slacktivism: http://en.wikipedia.org/wiki/Slacktivism

[4] http://memeburn.com/2010/07/activism-or-slacktivism-is-the-web-making-it...

[5] http://donmilleris.com/2010/05/06/are-you-a-slacktivist/

[6] Maria Roszkowska-Śliż, "Społeczności wirtualne i ich wpływ na rozwój społecznej odpowiedzialności biznesu"

 

komentarzy:
8

Komentarze

(8)
Dodaj komentarz
16.02.2011
1:22:20
Natalia Ćwik
(16.02.2011 1:22:20)
Justyno, rozumiem to podejście, być może jednak musiałybyśmy najpierw zdefiniować efektywność w odniesieniu do przedmiotu dyskusji. Mechanizm sieci, który opisałaś prowadzi do szerszej dystrybucji informacji. Dla mnie jednak ilość i dostępność danych nie przekłada się (nie zawsze lub nie wprost) na jakość realizowanych z ich inspiracji inicjatyw. Związek między efektywnością rozumianą jako dystrybucja informacji a efektywnością rozumianą jakościowo wymaga być może syntezy i głębszej analizy (szczególnie ciekawe jest dla mnie zweryfikowanie co jest miarą "aktywności" oraz miarą sukcesu końcowego - czy wzrost wiedzy i/lub świadomości przekłada się na ten sukces). Ponadto, krytyka slaktywizmu jest również krytyką pewnego rodzaju mechanizmów wykorzystywanych dla promocji marek/firm/organizacji, a "udających" aktywistyczne lub dających złudzenie autentycznego aktywizmu. Na takie kwestie powinniśmy być wyczuleni, jest to rodzaj nierzetelnego marketingu.
07.02.2011
20:51:44
justyna
(07.02.2011 20:51:44)
Natalio, zgadzam się z Tobą, że warto i trzeba rozmawiać o efektywności inicjatyw w Internecie. Swoim komentarzem chciałam zachęcić do spojrzenia na przedstawiony przez Ciebie problem trochę z innej strony. Może, z uwagi na mechanizmy sieci, slaktywizm paradoksalnie nie jest źródłem nieefektywności, a przyczynia się do zwiększenia efektywności cyfrowego aktywizmu?
03.02.2011
19:17:13
Natalia Ćwik
(03.02.2011 19:17:13)
Justyno - dziękuję za cenny i fachowy głoś w dyskusji. Świetnie opisałaś "logikę sieci". Mój tekst w żadnym wypadku nie jest uogólnieniem i nie traktuję zjawiska slaktywizmu jako reprezentatywnego dla społeczności internetowej jako takiej, zwracam jedynie uwagę na pewne aspekty. Sama zaliczam się do grona takich cyfrowo aktywnych jednostek, nie stronię od Facebooka i innych narzędzi, często klikam "Lubię to!" i cały czas na nowo odkrywam możliwości jakie daje sieć, uczę się ją wykorzystywać z pożytkiem dla siebie i innych, daleka jestem od tzw. cyfrowego sceptycyzmu. Przeciwnie - zależy mi na tym, żeby cyfrowy aktywizm rozwijał się jak do tej pory i abyśmy korzystali z sieci w coraz bardziej innowacyjny sposób. Dlatego właśnie, kiedy mówimy o specyficznym rodzaju akcji, takich, które dążą do jakiejś zmiany lub konkretnego społecznego czy ekologicznego efektu, warto abyśmy rozmawiali też o efektywności takich inicjatyw - jak tę efektywność mierzyć i - co najważniejsze - jak tę efektywność zwiększać (albo może: jak ograniczać nieefektywność, której źródłem może być właśnie to, co określa się jako slaktywizm). Nie chodzi o utopijne założenie, że wszyscy możemy stać się aktywistami w życiu codziennym, ale o poszukiwanie jak najbardziej skutecznych metod prowadzenia tego typu projektów. Podobają mi się np. takie inicjatywy jak "10 tactics for turning information into action" (http://www.informationactivism.org/en), które pokazują jak przekształcać wiedzę, informację i cyfrową technologię krok po kroku w wymierne działania. Dla mnie slaktywizm jest w pewnym sensie drugim końcem zjawiska greenwashingu. Warto o tym rozmawiać, bo jeśli z jednej strony będziemy mieli firmy, które udają, że coś robią, a z drugiej ludzi, którym wydaje się, że coś robią to - mówiąc banalnie - po środku zostanie nam planeta w niezmienionym stanie. Polecam w tym kontekście ciekawy blog: http://beyondclicktivism.com/
03.02.2011
9:11:28
Grzesiek
(03.02.2011 9:11:28)
Lubię to :)
02.02.2011
19:07:21
Justyna
(02.02.2011 19:07:21)
Oczywiście idealnie byłoby, gdyby większość z nas aktywnie reagowała na problemy tego świata, ale jest to utopia zarówno w sieci, jak i poza nią. Krytykując slaktywizm nie można zapominać, że środowiskiem Web 2.0 rządzą określone reguły, logika sieci. Cyfrowy aktywizm, tak jak większość form aktywności w mediach społecznościowych, najprawdopodobniej charakteryzuje się potęgowym rozkładem węzłów, co oznacza, że najbardziej aktywny użytkownik (w tym wypadku aktywista) jest dużo bardziej aktywny niż drugi w kolejności, a oni obaj są dużo bardziej aktywni niż wszyscy pozostali, a także przeciętny użytkownik. Trzeba jednak pamiętać o tym, że ta nierównowaga nierównowaga nie niszczy tych systemów, a wręcz pozwala im funkcjonować! (Ponad 50% wszystkich edycji Wikipedii jest wykonywana przez 0,7% użytkowników. Jest to jednak wystarczające, aby Wikipedia była wartościowym źródłem informacji dla milionów użytkowników na całym świecie.) Może dzięki temu, że aktywność kilkuset slaktywistów ograniczy się do kliknięcia „lubię to” na Facebooku, znajdzie się kilka osób, które dzięki temu w ogóle dowiedzą się o inicjatywie i podejmą konkretne działania? Nie można analizować tego typu systemów obserwując zachowanie losowo wybranego, pojedynczego użytkownika, lub małej grupy użytkowników, zakładając że reprezentują oni zachowania całego systemu. Całościowy efekt pracy jest wynikiem wysiłków i zachowań całej grupy. Każdy ma tu swoją rolę do spełnienia – zarówno mało aktywna większość slaktywistów, jak i mniejszość prawdziwych aktywistów.
02.02.2011
13:20:54
Natalia Ćwik
(02.02.2011 13:20:54)
Rito - zgadzam się, często to właśnie konstrukcja mechanizmu sprowadza się do "klikania". Oczywiście, budowanie świadomości też jest ważne i jeśli takie klikanie przekłada się na jej wzrost - doskonale. Są jednak sfery życia, takie jak ekologia, gdzie samo klikanie nie wystarczy żeby coś zmieniło się w rzeczywistości. A prawdziwi społecznicy - fakt, dla nich klikanie jest wtórne, ale mam poczucie, że takich społeczników wciąż jest u nas niewielu. Pani Anno - cieszę się, że wymieniła Pani te inicjatywy, to przykłady bardzo konkretnych, fajnych akcji. W tekście zresztą wskazuję na podobne - jak akcja Czerwonego Krzyża - i zgadzam się z Panią, że "są dobrym narzędziem do zorganizowania doraźnej pomocy". Zjawisko slaktywizmu dotyczy takich inicjatyw, których nie da się w pełni zastąpić mechanizmem wirtualnym, o czym łatwo zapomnieć jeśli mechanizm jest dla nas atrakcyjny. Zainteresowanych szerzej tematem slaktywizmu zachęcam do dalszej lektury (i, oczywiście, dyskusji), poniżej kilka ciekawych opinii na ten temat: http://causeglobal.blogspot.com/2010/03/slacktivism-revisited.html http://www.care2.com/causes/trailblazers/blog/slacktivism-why-snopes-got-it-wrong-about-internet-petitions/ http://mashable.com/2010/10/09/social-media-activism/ http://www.fastcompany.com/magazine/145/do-something-helping-humanity-with-a-click-of-the-mouse.html Niedawno pojawił się też ciekawy wpis na blogu Grzegorza Piskalskiego: http://piskalski.centrumcsr.pl/?p=232 Serdecznie pozdrawiam NĆ
01.02.2011
13:48:23
Rita
(01.02.2011 13:48:23)
też zauważyłam taką tendencję - klikamy "Lubię to", ale się nie angażujemy. Jest nam wygodniej kliknąć i mieć to - problem społeczny - z głowy, niż realnie pomóc. Dlaczego tak jest? Moim zdaniem to po części wina takich portali - one nie zachęcają do działania, tylko do klikania. z drugiej strony, osoby, które się naprawdę angażują w życie społeczne, akcje charytatywne - nie muszą klikać. one tym żyją :)
01.02.2011
13:35:09
Anna Miotk
(01.02.2011 13:35:09)
Nie do końca zgadzam się z tym, że aktywność w social media nie przekłada się na realne życie. Jeśli temat jest ważki społecznie, ludzie sami dzielą się informacjami i angażują się do działania. Przykład nr 1 - "Nakarm psa z Szerlokiem": poza tym, że sporo osób klikało w linki, do adopcji poszło 17 psów, a schroniska otrzymały też datki i dary od osób prywatnych. Przykład nr 2 - sprawa podpalonego psa Kuby. Internauci sami zaczęli upowszechniać informacje w sieci i namawiać znajomych do dokonywania wpłat, a także zawiadamiać media. Przykład nr 3 - zbudujchatke.pl - dwoje starszych ludzi za pośrednictwem fundacji zbiera fundusze na odbudowę domu, upowszechniając informację w internaucie. Na chwilę obecną mają już prawie 130 000 z potrzebnych 150 000. Przykład nr 4 - fundacje zbierające na leczenie zwierząt za pomocą sprzedaży cegiełek na Allegro. Ktoś te cegiełki kupuje... Przykład nr 5 - poszukiwania zaginionych osób, obserwowałam kilka, widziałam, jak ludzie się włączali. Myślę, że użytkownicy sieci mają wyczucie, na co mają wpływ, a na co już nie. I może społeczności nie są najlepszym narzędziem do organizowania protestów politycznych - ale są dobrym narzędziem do zorganizowania doraźnej pomocy.
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin