Mizerii ciąg dalszy?

dodano: 
22.04.2015

Autor:

dr Wojciech K. Szalkiewicz
komentarzy: 
0

We współczesnej polityce o sukcesie wyborczym decydują cztery „K”: kandydat, jego kampania, to co robi konkurent(-ci) oraz polityczny klimat. Niemniej współczesna „kampaniologia” („the science of campaigning” – „nauka wygrywania kampanii politycznych”) dowodzi, że najważniejszymi czynnikami sukcesu w walce wyborczej są wiedza, doświadczenie, fachowość i skuteczność doradców kandydatów zwanych enginers of consent (konstruktorami przyzwolenia) lub spin doctors (lekarzami wizerunku). To oni, decydując o formie i treści kampanii politycznych, mają decydujący wpływ na sukces polityków.

Amerykanie wiedzą o tym już od 1896 roku, kiedy to Markus Alonzo Hanna wziął się za kampanię prezydencką Williama McKinleya. Nasi kandydaci na prezydenta, mimo iż zapatrzeni w amerykański marketing polityczny, o tym „drobiazgu” zapominają. No i mamy kampanijną „mizerię”.

To, że Magdalenie Ogórek brakuje doradców widać niemalże codziennie. Bo to, co zaproponowała (lub jej sztab), to pomieszanie ignorancji z arogancją w stosunku do „kampaniologii”. Nieznana kandydatka, która nie zabiega o zaistnienie w mediach to prawdziwe kuriozum. Milczenie jest złotem, ale nie każdej sytuacji. Ale też trzeba mieć i co powiedzieć.

Poza tym, jak mówił wspomniany M. A. Hanna: „W polityce ważne są dwie rzeczy; pierwsza to pieniądze, a drugiej… nie pamiętam”, a wygląda no to, że właśnie SLD zakręciło swojej kandydatce kurek z pieniędzmi. W jej przypadku, jak wskazują zgonie przedwyborcze sondaże, w zasadzie jest już chyba „po ptakach”.

Patrząc na sondaże można też chyba żegnać się pomału i z Januszem Palikotem, który utracił pozycję lidera „oryginalnych” postaci polskiej sceny politycznej na rzecz Janusza Korwin-Mikke. A na tym przecież przez lata budował swoją popularność.

„Szału” nie ma chyba także w sztabie kandydata PSL-u, który od dłuższego już czasu ograniczył kampanijną aktywność. Adam Jarubas zrozumiał chyba, że na taką kampanię szkoda czasu i pieniędzy.

O innych – excusez le mot – „pomniejszych” kandydatach wspominać raczej nie warto. Oczywiście można zastanawiać się nad fenomenem Pawła Kukiza, ale tu odeślę P. T. Czytelników do mojego felietonu sprzed trzech lat

Zgodnie z wcześniejszymi prognozami, „walka” toczy się więc obecnie między Bronisławem Komorowskim a Andrzejem Dudą. Ale jest to „walka” dosyć niemrawa – w zasadzie, według sondaży – o to, czy będzie druga tura. Niemniej obu kandydatom również brakuje doradców, którzy „ustawiliby” te zmagania.

Komorowski – rozmydlił przekaz ogłaszając swoje „sześć priorytetów” i mówi wszystko o niczym, nie odpowiadając na pytanie: dlaczego ma być prezydentem przez kolejnych pięć lat? To znajduje odzwierciedlenie chociażby w banalnych spotach telewizyjnych, w których nie przemawia do Narodu, a dyskutuje niewiadomo z kim (rzadko przy tym patrząc w obiektyw kamery, tym samym w oczy wyborcom).

Na jego szczęście mizerna jest również kampania jego głównego konkurenta. Ten próbuje – a to wywołać dyskusje o euro, to „wrobić” prezydenta w SKOK-i, itp. – ale z miernym skutkiem. Na razie przynajmniej koncentruje się na jego dyskredytowaniu: a to, jako „strażnika żyrandola”, a to – „notariusza”, a to tym, że czyta z kartki. Takimi „argumentami” trudno „zbrzydzić” wyborcom cieszącego się dużym poparciem społecznym Prezydenta.

Warto tu zacytować innego wielkiego spin doktora – Karla Rove’a, czyli „mózg” prezydenta G. W. Busha. W swojej książce „Courage and Consequence” pisał m.in.: „ dobre i złe sposoby krytykowania oponentów. W zbyt wielu kampaniach zmarnowano zbyt wiele czasu ‘strzelając w płot’ nietrafnymi, błahymi ‘zarzutami’”.

A jak mawiał z kolei Lee Atwater, legenda amerykańskiego spin doctoringu lat 80.: „żaden kandydat mając negatywny wizerunek powyżej 35 procent nie odniesie sukcesu, jeżeli jego pozytywne rankingi nie będą o co najmniej 5 punktów wyższe. Zanim zacznie się krytykować innych, trzeba popracować nad ulepszeniem własnej wiarygodności”.

W zasadzie wszystkim kandydatom, a szczególnie ich sztabom warto zadedykować jeszcze jedną radę K. Rove’a: „Kampania musi się koncentrować na tzw. Big Ideas – motywach przewodnich, które odzwierciedlają filozofię oraz poglądy kandydatów i są postrzegane przez wyborców jako dla nich ważne. (…) Podstawowe przesłanie kampanii musi być powszechnie zrozumiane, mieć szeroki zasięg, być poparte dowodami i przykładami, autentyczne”.

Nie piszę o tym bez przyczyny, bowiem inni, niemniej słynni doradcy, małżeństwo Clem Whitaker i Leone Baxter, którzy zapoczątkowali nową gałąź „przemysłu” jakim jest wspolczesny profesjonalny marketing polityczny, radzili, aby koncentrować „aktywność kampanijną” w ciągu ostatnich trzech tygodni przed terminem wyborów. W ich opinii, dopiero wtedy wyborcy zaczynają zwracać uwagę na kampanie i w efekcie podejmują decyzję wyborcze.

Wybory – przynajmniej pierwsza tura – 10 maja.

X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin