Czego brakuje w kampaniach poświęconych zdrowiu i żywieniu

dodano: 
03.10.2019
komentarzy: 
0

● Emilia Hahn, szefowa PR Hub, i dr hab. Mariusz Panczyk z WUM opowiadają o kulisach współpracy agencji z uniwersytetem i wspólnym tworzeniu kampanii edukacyjnych w obszarze zdrowia i żywienia.

● Temat zdrowia i żywienia jest dziś bardzo popularny, podejmują go zarówno media, jak i influencerzy. Nie zawsze jednak te przekazy oparte są na faktycznych danych i sprawdzonych informacjach.

● Potrzeba uporządkowania wiedzy w tym obszarze była postawą współpracy PR Hub i WUM.

● Na początek planowane są cztery kampanie – zgodnie z ideą „evidence-based” będą one powstawały na gruncie przesłanek naukowych.

● Celem wspólnych działań jest także edukacja, jak szukać wiarygodnych informacji na temat zdrowia i żywienia.

● Pierwsza kampania poświęcona będzie insulinooporności.

PRoto.pl: Skąd Polacy czerpią informacje o zdrowiu i żywieniu i komu w tej kwestii ufają?

Dr hab. n. o zdr. Mariusz Panczyk, adiunkt Zakładu Edukacji i Badań na Wydziale Nauk o Zdrowiu Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego: Wiedza Polaków na temat zdrowia i żywienia jest bardzo zróżnicowana i zależy w dużym stopniu od płci i wykształcenia. Z raportu Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego z 2018 roku[1] wynika, że Polacy mają niski lub bardzo niski poziom wiedzy na temat czynników sprzyjających występowaniu takich schorzeń, jak np. zawał serca czy nadciśnienie. Osoby z niższym wykształceniem w porównaniu z osobami z wyższym wykształceniem są bardziej skłonne do obarczania „winą” czynników zewnętrznych (np. zanieczyszczenie powietrza) niż własnych zachowań (np. złe nawyki żywieniowe, niska aktywność fizyczna). Różnice w tym względzie były także zależne od płci, przy czym wiedza kobiet była nieco wyższa niż mężczyzn. Warto podkreślić, że raport ten powstał w oparciu o analizę ogólnopolskiej reprezentatywnej grupy Polaków, a więc przedstawione wyniki można uznać za bardzo wiarygodne.

Natomiast źródła informacji z zakresu wiedzy o zdrowiu i żywieniu są mocno uzależnione przede wszystkim od wieku i płci. Przeprowadzone badania pilotażowe[2] w grupie młodych kobiet (12-16 lat) wykazały, że głównym źródłem informacji są dla nich rodzice (taką odpowiedź wskazało 38,4 proc. badanych). Na drugim miejscu znalazły się źródła internetowe (26 proc.), a dalej wskazywano kolejno popularne czasopisma i poradniki (11 proc.), lekarza i dietetyka (9,6 proc.) czy nauczycieli (5,5 proc.). Z raportu GUS z 2016 roku[3] wynika natomiast, że ponad 39 proc. badanych nie posiadało żadnej wiedzy na temat zdrowotnych programów profilaktycznych, a pozostali czerpali taką wiedzę najczęściej z internetu (40 proc.). Ponadto, 35 proc. badanych, korzystało z internetu, aby zdobyć informację na temat zdrowego stylu życia, przy czym wśród kobiet odsetek ten wyniósł 42 proc., a u mężczyzn 26 proc. Osobami, które najczęściej wykorzystują internet do pozyskania informacji na temat zdrowego stylu życia, a także o chorobach i sposobach leczenia, są osoby młode i w średnim wieku (55 proc. badanych). Wśród osób w wieku 70-79 lat było to 13 proc., a w wieku 80 lat i więcej blisko 5 proc.

Emilia Hahn, prezes i założycielka agencji PR Hub: Dwa lata temu robiliśmy dla klienta badania na grupie matek[4], w którym jako źródło informacji najczęściej wskazywane były portale internetowe (49 proc.). Po nich w odpowiedziach pojawiały się: własna intuicja (26 proc.), radio i telewizja (24 proc.), dietetycy (24 proc.), lekarze (21 proc.), blogi (17 proc.), rodzina (17 proc.), przyjaciele (15 proc.), prasa (14 proc.), i telewizja śniadaniowa (12 proc.). Oczywiście w każdym badaniu trzeba zwrócić uwagę na grupę docelową: nasze badanie było badaniem mam. Moim zdaniem to może – chociaż nie musi – oznaczać, że częstsze wskazanie na środowisko medyczne wynika z faktu, że grupa ta ma częstszy kontakt z lekarzami i dietetykami. Sądzę, że gdyby badanie dotyczyło grupy reprezentatywnej dla całej populacji, to odsetek tych odpowiedzi mógłby być niższy. Dzieje się tak, ponieważ traktujemy ekspertów, liderów opinii – lekarzy czy dietetyków – jako osoby, które mają rozwiązywać konkretne problemy, a nie jako tych, którzy mogą i powinni dbać też o profilaktykę.

PRoto.pl: No właśnie, często źródłem informacji jest internet, a cały czas mówi się przecież o fake newsach, o wpływie influencerów – którzy nie zawsze mają odpowiednią wiedzę; duże zasięgi mają też takie grupy jak antyszczepionkowcy. Jak prowadzić komunikację o zdrowiu w obliczu tych zjawisk?

E.H.: To jest właśnie sedno tego, co skłoniło nas do współpracy. Temat zdrowia i żywienia jest dziś niezwykle popularny i bardzo wiele osób zarówno z obszaru mediów, jak i influencerów podejmuje tę tematykę, nie sprawdzając źródeł informacji, nie docierając do faktycznych danych. Te osoby często nie biorą pod uwagę wielu zmiennych, stosują skróty myślowe, które prowadzą do rozpowszechniania mitów czy niepełnych informacji i przez to wprowadzają odbiorców w błąd. Pojawiają się też „informacje” rozpowszechniane przez skrajne grupy, np. antyszczepionkowców, które nie tyle są niepełne, co wręcz przeczą badaniom naukowym.

Warto zwrócić uwagę, że w obszarze komunikacji o żywieniu dominuje dziś negatywny kontekst, który okazuje się bardzo atrakcyjny. Jest bardzo dużo przekazów, które mówią, że żywność nam zagraża. To z kolei powoduje, że zaufanie do branży spożywczej i produktów spożywczych jest nadszarpywane. Nie chcę tutaj wchodzić w dyskusję o tym, na ile zarzuty kierowane do branży są uzasadnione i na ile branża powinna pracować nad podnoszeniem jakości produktów, bo zawsze można być lepszym. Chcę zwrócić uwagę, że przekaz płynący z szeroko rozumianych mediów często jest straszący i dotyczy tylko pewnego wycinka rzeczywistości, najczęściej wyjętego z kontekstu. Mało jest za to tych pozytywnych komunikatów.

M.P.: Komunikacja naukowa wykorzystywana jest przez gremia naukowe do wzajemnego dzielenia się informacjami, których przedmiotem są najczęściej wyniki przeprowadzonych badań, a także polemiki czy też komentarze do ważnych dla nauki odkryć. Ten sposób komunikacji odbywa się zwyczajowo poprzez publikacje w specjalistycznych czasopismach, które raczej nie są dostępne dla ogółu, ale które czasami są wykorzystywane przez media ogólnodostępne, w tym także przez influencerów. Ci, którzy rozpowszechniają te informacje, mogą to robić na dwa, skrajnie różne sposoby. Mogą zapoznać się szczegółowo z opisem badań w specjalistycznym artykule i zastanowić się nad znaczeniem przedstawionych danych i wniosków dla przeciętnego człowieka, a następnie pokazać je z uwzględnieniem ważnych faktów i ograniczeń zaprezentowanych wyników. Niestety, częściej mamy do czynienia z innym podejściem, w którym informacja jest przerobiona na modłę „clickbaitu”, opatrzona chwytliwym, często prowokacyjnym lub sensacyjnym tytułem i puszczana w tej postaci w eter. W drugim wariancie następuje w dużym stopniu uproszczenie informacji, która u źródeł była zupełnie inna albo miała wiele aspektów, których w takim newsie prezentowanym przez influencera lub w poście w mediach społecznościowych nie uwzględniono. Przedstawia się opis, który jest czarno-biały, czasami z sensacyjnym nagłówkiem, który niekiedy nie ma nic wspólnego z pierwotną informacją. Problem, z którym mamy więc do czynienia, to tak naprawdę kwestia tego, kto dokonuje przejścia od komunikatu stworzonego pierwotnie przez naukowców dla naukowców do „informacji paranaukowej” skierowanej do przeciętnego odbiorcy.

E.H.: Jeszcze przed rozpoczęciem współpracy rozmawialiśmy z WUM, że badania naukowe rzadko są czarno-białe. Jest wiele zmiennych, które wpływają na wynik badania. Jednak kiedy badanie opublikowane w naukowym tytule podchwytują media, zazwyczaj skupiają się tylko na jednej konkluzji albo kilku konkluzjach, które wydają się najbardziej atrakcyjne z punktu widzenia rozprzestrzeniania się informacji. Czyli wybierają to, co jest największą sensacją, a niekoniecznie obiektywne przedstawienie wszystkich zmiennych. Tutaj doskonałym przykładem jest popularność informacji np. o genie otyłości. Zachęcam do zapoznania się z badaniem źródłowym i porównania go z informacjami, z którymi mogliśmy się później zapoznać większości przytoczeń.

M.P.: Takich nagłówków na pewno każdy widział sporo. Kiedy jednak próbujemy dotrzeć do pierwotnego źródła informacji naukowej, okazuje się, że faktycznie jest opis genu otyłości – ale u myszy, często poddanej określonym manipulacjom genetycznym (tzw. knockout mice) i hodowanej w specjalnych warunkach laboratoryjnych, czyli z odpowiednią paszą... I ten gen tam jakąś – uwaga: jakąś – funkcję pełni. Ale bardzo często pomija się fakt, że to było badanie na zwierzętach i inne ważne zmienne, które powodują, że ta otyłość ma szansę się ujawnić. Natomiast nie jest ciekawe, kiedy powiemy, że genów otyłości jest kilka albo kilkanaście i że muszą być spełnione określone warunki, aby efekt otyłości wystąpił, a i tak nie mamy stu procent pewności (jak to w nauce), że tak będzie.

To jest właśnie przykład, kiedy wychodzimy od informacji naukowej, która nie jest czarno-biała, tylko bardziej zniuansowana, ale tych niuansów nie będzie w newsie, który będzie rozpowszechniany. Będzie po prostu informacja w stylu: „Odkryto gen otyłości, który odpowiada za niepowodzenia w odchudzaniu”.

E.H.: Zgadza się. Wiele badań dotyczących żywienia opiera się np. na danych zbieranych za pomocą ankiety, czyli są to dane deklaratywne. Przy wnioskach z takiego badania autorzy często wskazują, że osoby, które udzielały odpowiedzi, pomimo anonimowości, mogły nie być w stu procentach szczere. Przez to wyniki wymagają pogłębienia, dalszych badań. Dzieje się tak, ponieważ chęć do pozytywnej autoprezentacji zawsze jest bardzo duża. To również należy brać pod uwagę przy interpretacji wyników badania, co autorzy robią, a czego najczęściej nie znajdziemy w przedrukach. W efekcie takiego podejścia wyniki badania są zazwyczaj prezentowane jako czarno-białe, natomiast pomijane są szarości. A najczęściej to te szarości są zmiennymi, które decydują, czy coś się wydarzy, czy nie.

Oczywiście nie twierdzimy – co bardzo wyraźnie chcę podkreślić – że wszystkie media, wszyscy dziennikarze czy blogerzy w ten sposób pracują. Znam dziennikarzy i blogerów, którzy w niezwykle ostrożny i rzetelny sposób przekazują informacje na temat żywienia i zdrowia. Dostrzegamy jednak, że w biegu i natłoku komunikatów w wielu miejscach, z których czerpiemy wiedzę, tych szarości brakuje. Czujemy więc dużą potrzebę usystematyzowania wiedzy w pewnych obszarach i chcemy połączyć nasze kompetencje, żeby to zrobić.

PRoto.pl: Jak więc dotrzeć skutecznie do odbiorcy z właściwym komunikatem?

E.H.: Mamy świadomość, że nie zmienimy świata i nie łudzimy się, że uda nam się wyeliminować styl komunikacji, jaki został przyjęty. Nasza koncepcja zakłada, że zajmiemy się określonymi problemami i o nich będziemy mówić. Będziemy poruszać wybrane problemy związane ze zdrowiem i żywieniem i w ramach kampanii rozwiewać mity, które dotychczas zostały opublikowane, nawiązując do źródeł naukowych.

M.P.: Jak wspomniałem powyżej, komunikacja naukowa zwykle dotyczy wymiany informacji między naukowcami. Jednak niezwykle istotną rolą, którą powinna odgrywać nauka, jest jej społeczna odpowiedzialność, która realizuje się między innymi przez komunikację zewnętrzną (np. publikowanie tekstów popularno-naukowych, organizowanie festiwali naukowych, itp.). Popularyzacja nauki oraz umiejętne prezentowanie wyników badań uzyskanych przez naukowców jest w Polsce wciąż na stosunkowo niskim poziomie. Obserwowany przez nas kryzys w obszarze autorytetów i spadający wpływ specjalistów na kształtowanie opinii publicznej w ważnych kwestiach, jak np. zdrowie, to ogromne wyzwanie. Nie mamy jednak ambicji, aby walczyć z globalnym problemem braku zaufania i rosnącą falą popularności różnych paranaukowych gremiów. Nas interesuje kształtowanie komunikacji, która będzie miała swoje korzenie w koncepcji „evidence-based”. Termin ten jest używany od wielu lat w różnych kontekstach, np. „evidence-based medicine”, „evidence-based health policy”. Założeniem jest, aby przy podejmowaniu ważnych dla zdrowia decyzji nie opierać się na intuicji, własnych przekonaniach czy też opinii znajomych, lecz na dostępnych wiarygodnych dowodach naukowych. Chcemy, by kampanie, które przygotujemy, powstawały na bardzo twardym gruncie, którego podłożem będą konkretne naukowe przesłanki. Dla nas jest to podstawa współpracy.

Komunikaty będziemy kierować do bardzo różnych grup, więc będą one dostosowane do ich specyfiki. Niezależnie jednak od grupy celowej, do której kierowany będzie przekaz, chcemy, by każdy zawierał tę samą bazę i wynikał z tych samych przesłanek naukowych.

PRoto.pl: Przeciętny człowiek dziś ma mało czasu, żeby szukać informacji, a w tym gąszczu sprzecznych komunikatów może czuć się zagubiony.

E.H.: Przeciętny człowiek też nie wie, gdzie tych informacji szukać, bo gdyby wiedział, łatwiej i szybciej mógłby do nich dotrzeć. Dlatego m.in. o tym chcemy powiedzieć w naszym projekcie. Nasza koncepcja zakłada, że na wstępie przygotujemy cztery kampanie. Nie chcemy jednak edukować, jak powinna wyglądać komunikacja w obszarze żywienia (specjalistów od tego jest bardzo wielu), tylko chcemy podjąć te tematy, które w grupach roboczych uznaliśmy za ważne, często poruszane np. przez media.

Mogę zdradzić, że pierwszym z nich będzie insulinooporność. Na bazie tego tematu – mówiąc, czym jest insulinooporność i jak sobie z nią radzić, zachęcając do badań profilaktycznych – chcemy pokazywać ludziom, gdzie szukać źródłowych informacji i jak weryfikować prawdziwość tego, co czytamy. Zadbamy też, aby nasza kampania „evidence-based” miała jednak charakter popularnonaukowy. Jest bowiem pewnym problemem fakt, że często środowisko naukowe nie umie konstruować komunikatu dla ogółu, mówi językiem naukowym, skomplikowanym, hermetycznym, przez co przekaz nie jest jasny i czytelny dla przeciętnego odbiorcy.

M.P.: Emilia poruszyła tu bardzo ważny wątek, który jest mi bliski. Jako naukowiec na co dzień mam do czynienia z innymi naukowcami i staram się z nimi komunikować. Chcę się jednak także efektywnie komunikować ze światem zewnętrznym, wyjść poza zamknięty krąg „naukowej bańki”, gdzie jest nam łatwo ze sobą rozmawiać, bo posługujemy się tym samym specjalistycznym językiem, rozumiemy te same terminy itd. Faktycznie jednak, jak wspomniałem wcześniej, w Polsce jest problem z tym, jak naukowcy komunikują się ze społeczeństwem[5].Na szczęście coraz więcej osób ze środowiska naukowego rozumie, że jedną z ważnych misji naukowca oraz uniwersytetu jest, obok prowadzenia badań naukowych i kształcenia studentów, także misja społeczna, czyli otwarcie się uniwersytetów i hermetycznego świata nauki na zewnątrz. Dla nas naukowców to otwarcie jest w pewien sposób inspirujące – co ludzie mówią i jak odbierają to, co robimy. Dzięki temu czujemy, że nasza praca jest wartościowa i może służyć społeczeństwu.

Jak widać, jest tutaj duże pole do działania nie tylko w obszarze funkcjonowania i roli mediów, lecz także wśród naukowców. Dążenie do tego, aby to, co robimy jako naukowcy, było bardziej zrozumiałe i dostępne nie tylko w specjalistycznych periodykach naukowych, lecz także np. na naszych profilach w mediach społecznościowych, jeśli jako naukowcy takie oficjalne konta posiadamy i prowadzimy.

PRoto.pl: Całkiem niedawno mieliśmy taką sytuację: polscy naukowcy dokonali odkrycia związanego z Drogą Mleczną. Temat zainteresował zagraniczne media, w polskich był mniej obecny. Ten przykład nie dotyczy zdrowia i żywienia, tylko samej nauki, ale zastanawiam się, czy w przypadku badań związanych ze zdrowiem jest łatwiej przebić się z komunikatem. Jakie są Wasze obserwacje, jeśli chodzi o przedostanie się do mediów komunikatów naukowych?

E.H.: Komunikaty dotyczące nauki jak najbardziej mają szansę się przebić, tylko faktycznie nie zawsze naukowcy potrafią je zaprezentować i odpowiednio wypromować. Myślę też, że obszar żywienia i zdrowia jest w nieco innej sytuacji, niż wspomniany przez Ciebie. To jest temat, który dotyka każdego, jest wszystkim bliski. Od pewnego czasu możemy też zauważyć bardzo dużą intensyfikację działań w tym obszarze – podejmowanych także przez marki, sieci handlowe, które stają się ekspertami w komunikacji w zakresie żywienia i zdrowia.

M.P.: Oczywiście, że naukowcy mogą się przebić z przekazem, jednak niektórymi tematami łatwiej jest zainteresować media, a innymi znacznie trudniej. Z jednej strony, jeżeli komunikuję, że mam nowy lek na jakąś dotychczas nieuleczalną chorobę (np. nowotworową), to dużo łatwiej mi się z taką informacją przebić, bo potencjalnych odbiorców, których to może dotyczyć, jest wielu. Jeśli więc mam lek na coś, czego dotąd nie dało się leczyć, to jest to „gorący news”. Z drugiej strony, czasami bardzo ważne dla nauki odkrycia i wyniki badań mogą nie znaleźć należytego miejsca w mediach, ponieważ trudno jest dla nich wskazać jakąś bliską każdemu człowiekowi perspektywę. Czasami udaje się jednak takie informacje odpowiednio „opakować”, tak aby zainteresować nimi przeciętnego odbiorcę. Należy też pamiętać, że zbyt częste komunikowanie w jakimś temacie może przyczynić się do spadku zainteresowania nim, czego przykładem może być pojawianie się co pewien czas informacji o opracowaniu w końcu szczepionki przeciwko wirusowi HIV (ile to już razy czytaliśmy o sukcesie w walce z tym wirusem?).

PRoto.pl: Na czym będzie dokładnie polegać Wasza kampania?

E.H.: Pierwszym z tematów, jak wspomniałam, będzie insulinooporność. Nie mogę jeszcze zdradzić strategii komunikacji, ale mogę powiedzieć, jak do niej podchodzimy. Chcemy to zrobić rzetelnie, w oparciu o szeroką analizę informacji na ten temat. W tej chwili jesteśmy w trakcie dwóch analiz: jedna to analiza publikacji medialnych na temat insulinooporności (z prasy – realizowana dzięki wsparciu Instytutu Monitorowania Mediów oraz z internetu). Przeprowadzamy zarówno analizę ilościową, jak i jakościową, co jest niezwykle ważne, bo pozwoli nam określić, jakie mity czy nieprawidłowe wskazówki są najczęściej powtarzane.

Drugie to badanie kwestionariuszowe na grupie reprezentatywnej dla całej populacji. Będzie ono sprawdzać, co ludzie wiedzą na temat insulinooporności. Na bazie wniosków płynących z tych analiz powstanie strategia kampanii edukacyjnej.

W projekcie tym mamy założenie, że działania będą realizowane szeroko, z wykorzystaniem wielu kanałów komunikacji. Myślimy też bardzo poważnie, żeby w strategii założyć, aby jedną z grup docelowych kampanii zostali lekarze. Współpraca z Warszawskim Uniwersytetem Medycznym daje ten potencjał. Chcielibyśmy zachęcić, szczególnie lekarzy pierwszego kontaktu, by skłaniali swoich pacjentów do wykonywania badań profilaktycznych w tym zakresie.

M.P.: Te badania nie są ani skomplikowane, ani drogie, więc można je zrobić na przykład przy okazji rutynowych badań jak morfologia krwi. O tym chcielibyśmy m.in. w tych komunikatach mówić.

PRoto.pl: Zwracaliście jednak uwagę, że lekarze nie są zwykle źródłem informacji. Czy chcecie też dotrzeć wyżej, do władz, by coś zmienić systemowo?

E.H.: W obszar public affairs na razie nie wchodzimy, jako partnerzy PR Hub i WUM muszą się najpierw dotrzeć na poziomie działań PR. Ale chcemy skierować komunikat do lekarzy, by zachęcić ich do kierowania pacjentów na badania profilaktyczne.

M.P.: Ja myślę, że jeszcze jedną grupą, która do tej pory rzadko była postrzegana jako ważna, a której kompetencje się poszerzyły, są pielęgniarki. Zyskały one uprawnienia do wystawiania recept i kierowania na badania diagnostyczne, więc myślę, że tę grupę również możemy zagospodarować. Szczególnie, że mają one w założeniu odciążać działania edukacyjne lekarzy, którzy nie mają na nie czasu. Być może w przyszłości większą rolę niż dotychczas zyska w Polsce opieka farmaceutyczna (na co osobiście bardzo liczę), wtedy farmaceuci i aptekarze staliby się kolejną ważną grupą specjalistów, do których można by skierować komunikaty w tego rodzaju kampaniach.

PRoto.pl: Jak wyglądały początki Waszej współpracy? Jak przebiega ona od ku­chni?

M.P.: Ja od dłuższego czasu mocno rozwijam swój profil naukowy na Facebooku. PR Hub także działa na Facebooku oraz LinkedInie. Ponieważ zajmuję się zawodowo obszarem nauk o zdrowiu, to naturalnie pewne tematy były dla nas wspólne.

E.H.: Po uzgodnieniu, co dokładnie nas interesuje, stworzyliśmy grupy robocze. W każdej grupie, poza Mariuszem i mną, są przedstawiciele środowiska naukowego oraz studenci. To zapewnia nam różnorodność podejścia i możliwość dyskusji różnych punktów widzenia. Kiedy powstały grupy, zaczęliśmy w ich obrębie zastanawiać się nad tematami kampanii. Propozycje były bardzo różne, jeszcze nie we wszystkich grupach mamy zdefiniowane obszary, na których chcielibyśmy się skoncentrować.

M.P.: Mamy podpisaną bezterminową umowę między WUM i PR Hub, bo nie chcemy zamykać się na jednym projekcie, myślimy długoterminowo. Ponadto to, co dla mnie jest bardzo ważne, to fakt, że oprócz pracy w gronie naukowców od samego początku włączamy do naszych działań studentów, którzy przy okazji również mogą się uczyć kompetencji, których nie nauczą się na zajęciach w sali wykładowej.

W tej chwili pracujemy ze studentami z kierunku dietetyka, ale być może będziemy poszerzać tę bazę w kolejnych projektach. To są osoby, którzy znają aktualne problemy, widzą, co się dzieje w ich środowisku. Ich głos w naszych grupach roboczych jest bardzo ważny, bo nie chcemy, aby to był tylko głos agencji i naukowców, ale żeby studenci też mogli w tej burzy mózgów mieć partnerski udział.

E.H.: Przy okazji chęci wyjścia z „dobrą komunikacją” i tworzenia kampanii edukacyjnych udało nam się też stworzyć sytuację, w której studenci mogą dotknąć praktyki takich działań. To też jest dla nich niezwykle atrakcyjne, są bardzo zaciekawieni, jakie są narzędzia komunikacji, jak buduje się strategię i jak przekłada się ją na działania. Myślę, że część z nich będzie to mogła potem wykorzystać w swoim życiu zawodowym.

PRoto.pl: Kampanii poświęconych tej tematyce było i jest dość dużo. Czego brakuje w tych kampaniach, że potrzebujemy nowych?

M.P.: W grupach roboczych staraliśmy się zdiagnozować obszary, które nie są objęte kampaniami. Nie chcieliśmy bowiem wchodzić w tematy, które już są mocno wyeksploatowane. Wybraliśmy temat insulinooporności nie tylko dlatego, że jest w miarę nowy, ale także dlatego, że w przypadku tego zaburzenia podjęcie wczesnych działań pozwala odwróć negatywny proces. Skutek tej kampanii może więc być bardzo praktyczny, i być może realnie zmieni sytuację zdrowotną pewnej grupy ludzi.

E.H.: Czym nasza kampania będzie się wyróżniała? Na pewno merytoryką i pomysłem na jej przekazanie. Nie dysponujemy wielkimi budżetami na przeprowadzenie planowanych kampanii. W tym momencie zakładamy, że w większości będziemy realizować je we własnym zakresie, z własnych środków, chociaż nie wykluczamy też pozyskania partnerów do naszych działań. Wierzę jednak, że ostatecznie ludzie, w tym liderzy opinii, zwrócą uwagę na rzetelne informacje, dostrzegą w tym wartość i będą chcieli do nas raz na jakiś czas zaglądać.

Emilia Hahn – prezes i założycielka PR Hub, agencji świadczącej usługi z obszaru public relations, public affaris, a także CSR oraz specjalizującej się w budowaniu relacji firm z interesariuszami. Posiada ponad 20-letnie doświadczenie w działaniach komunikacyjnych, również w obszarze komunikacji wewnętrznej. Absolwentka Uniwersytetu SWPS, Wydział Psychologii Społecznej.

Dr hab. Mariusz Panczyk – absolwent Wydziału Farmaceutycznego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, gdzie uzyskał także stopień doktora z zakresu biologii molekularnej. Od ponad 10 lat zatrudniony jako pracownik badawczo-dydaktyczny na Wydziale Nauki o Zdrowiu Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. W swojej pracy naukowej zajmuje się problematyką związaną z metodologią badań, w tym wybranymi zagadnieniami z zakresu planowania badań, statystyki medycznej i analizy danych biomedycznych. Gorący zwolennik praktyki medycznej opartej na dowodach naukowych. Pasjonat historii medycyny, ciekawostek i nowinek ze świata nauk medycznych.

Rozmawiała Małgorzata Baran


[1] B. Wojtyniak, P. Goryński: „Sytuacja zdrowotna ludności Polski i jej uwarunkowania” (raport Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny z 2018 r.). Publikacja została sfinansowana ze środków Narodowego Programu Zdrowia na lata 2016-2020 oraz funduszu prewencyjnego Powszechnego Zakładu Ubezpieczeń na Życie.  

[2] Pilotażowe badanie Zakładu Żywienia Człowieka Wydziału Nauki o Zdrowiu, Warszawski Uniwersytet Medyczny. Badano młode kobiety (12-16 lat) z terenu Zabrza i Gliwic (N = 219).

[3] Główny Urząd Statystyczny. „Ochrona zdrowia w gospodarstwach domowych w 2016 r.”, Warszawa (2018).

[4] Badanie Stowarzyszenia KUPS, 2017 r., CAWI, N=180, matki dzieci w wieku 3-14 lat. Pytanie brzmiało: „Skąd czerpie Pani informacje nt. zdrowego odżywiania (proszę wskazać trzy najczęstsze źródła)?”.

[5] M.P.: Polecam publikację Mrozowska, S. (2017). Od publicznego rozumienia nauki do komunikacji naukowej. Uwarunkowania rozwoju komunikacji naukowej w Polsce. Cywilizacja i Polityka, 15(15), 33-50.

X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin