Figurski chce poprawić swój wizerunek z Hill&Knowlton
„Doradca wizerunkowy drogiej jak limuzyna agencji public relations Hill&Knowlton, spytał, czy napiszemy o Michale Figurskim. Prezenter zniknął z show-biznesu, jest bezrobotny, siedzi w domu i czyta w gazetach, że gwałci Ukrainki” – mogliśmy przeczytać w sobotniej Gazecie Wyborczej.
W wywiadzie zatytułowanym „Milion dolców Figurskiego” Marcin Kącki stwierdza, że jego rozmówca korzysta z usług speców od PR-u, którzy doradzają mu, jak powrócić do świata celebrytów. Jak zauważa, „jeden z kolegów Figurskiego z agencji Hill&Knowlton dzwoni po gazetach”.
Wyrzucony z audycji „Poranny WF” dziennikarz i prezenter TV przyznaje, że zależy mu na tym, by poprawić swój wizerunek. Tym bardziej, że pracę stracił nie tylko on, ale też jego żona, Odeta Moro-Figurska. Podkreśla jednak, że współpraca z agencją, to „tylko życzliwa przysługa”. „Chcę wrócić do swojego nazwiska, a jeśli ono daje kasę, nie odmówię, bo to samo robi sportowiec, artysta, każdy fachowiec pracujący na swoją markę” – tłumaczy. Gdy Kącki zauważa: „po urlopie pytasz kolegę z PR, co dalej”, Figurski odpowiada: „A on pyta, czy chcę się oczyścić i wrócić. Chcę, bo nic innego nie potrafię. (…) On pomaga mi wybrać miejsca, w których powinienem się pokazać. Pytam, czy mam wziąć córkę pod pachę i wzorem skruszonych amerykańskich polityków kajać się, ale on mówi, że mam sobie darować, jeśli nie robiłem tego wcześniej. Sam zamawiam monitoring mediów, czytam i widzę, że bez względu na to, co powiem, interpretują to na moją niekorzyść” – zdradza. Kłopot w tym, że – jak przekonuje Alina Zakrzewska, account manager H&K – agencja wcale nie pracuje dla Figurskiego.
Tymczasem „współpraca” ta została już poddana krytyce. „Zastanawiam się, czy ten pan z Hill&Knowlton, kolega Michała Figurskiego, który pomaga mu (może należałoby użyć czasu przeszłego?) w naprawianiu nadszarpniętej reputacji, naprawdę jest specjalistą od kreowania wizerunku, bo raczej wygląda na kogoś, kto źle życzy Michałowi” – napisał jeden dziennikarzy 300polityka.pl. Jego zdaniem Figurski sprawia wrażenie zupełnie nieprzygotowanego do wywiadu i mówi dokładnie to, czego w takiej sytuacji mówić nie powinien.
Przyznaje np., że jego przeprosiny nie były szczere – to stacja mu kazała. Zasłania się po raz kolejny konwencją, twierdząc, że podobnie działał Monty Python. Żali się, że o Kubie Wojewódzkim media piszą łagodniej. Jemu samemu zaś zaczynają doskwierać konsekwencje żartu o Ukrainkach. Mimo że – jak zaznacza – wykonywał „intratne” obowiązki służbowe, został zawieszony i teraz zamiast na zagraniczne wczasy, jeździ do Zakopanego, nie stać go też na sushi raz w tygodniu ani na drogie zakupy. Musi oszczędzać na benzynę. Te zwierzenia wywołały na Facebooku prawdziwą burzę. Powstała nawet grupa „Tydzień bez sushi – gest solidarności z Michałem Figurskim”. Na stronie Fronda.pl czytamy z kolei: „Jak to? Nasz idol, autorytet moralny, przewodnik zagubionej w polskim zaścianku młodzieży nie ma na sushi? To czym ma się żywić? Parówkami, mortadelą i kartoflami z »Biedronki«?”. Inny internauta pomaga ten dylemat rozwiązać i radzi:„Michał, Donald kupuje w Biedronce, bo tam taniej, bierz bracie małżonkę , wsiadaj w MPK, bo wiesz, benzyna droga, i śmigaj po sushi. Albo do Lidla, tam chyba tydzień japoński jest :)”.
A dziennikarz 300polityka.pl winą za „kryzysowe” wyznania gwiazdy obarcza PR-owca: „Specjalista od kreowania wizerunku, w zależności od przyjętego celu, przygotowałby kilka ładnych zdań, które nadawałyby się do boldowania, zamiast tych nieszczęsnych słów o sushi. Może: »Nie mogę uwierzyć we własną głupotę. Jednym głupim zdaniem przekreśliłem 20 lat ciężkiej pracy«”. (es)