niedziela, 6 lipca, 2025
Strona głównaAktualnościLudzi nie wyprowadza na ulice Google ani Twitter

Ludzi nie wyprowadza na ulice Google ani Twitter

W Rosji do urn rusza potężna siła internautów, wśród której Putin nie jest popularny. Władzę przyprawia to o „ból głowy”, ale prawdziwa rewolucja wypływa nie z mediów społecznościowych, tylko z „urażonej godności, ambicji, poczucia krzywdy” – twierdzi w wywiadzie dla Gazety Wyborczej Anton Nosik, nazywany guru rosyjskiego internetu.

„Jego notowania wśród użytkowników sieci nie przekraczają 10 proc. Gdyby wybory były uczciwe, a opozycja wystawiła jednego silnego kandydata, zwycięstwo Putina w pierwszej turze byłoby absolutnie nierealne” –  powiedział w rozmowie z dziennikiem rosyjski bloger. Według Nosika „te wybory będą pierwszymi, w których weźmie udział tylu internautów”. A ponieważ „nikt nie wie, jak zagłosują”, na tym polega „ból głowy rządzących”. „Nasza władza nie zauważyła, że liczba użytkowników internetu rośnie o 25 proc. rocznie” – mówi i podaje, że zgodnie z jego obliczeniami wśród 100 mln obywateli z prawem do głosowania jest aż 66 mln internautów. Jak podaje, rosyjski internet „od pierwszego dnia rodził się bez udziału państwa i wielkiego biznesu”, dlatego był wiarygodny dla użytkowników. Teraz jednak powstają setki stron zakładanych przez partie lub inne organizacje rządowe, a najbardziej poczytnych blogerów się atakuje, puszczając „plotki i fałszywki”. Na szczęście ludzie coraz mniej nabierają się na tego typu prowokacje, „przestają się bać” i krytykują władzę, także w sieci.

Mimo to rozmówca gazety zaznacza, że nie zgadza się z powszechnym mniemaniem, że to media społecznościowe tworzą rewolucje. Gdyby tak było, można by je „łatwo stłamsić”, wyłączając chociażby nadajniki. Ale proces ten jest w jego opinii bardziej skomplikowany. „Coś musi pęknąć w człowieku, a przyczyną tego są: urażona godność, ambicja, poczucie krzywdy” – zaznacza. Dodaje, że technologia ma wpływ na rewolucję, ale wtórny. „Gdy ludzie czegoś naprawdę chcą, po wyłączeniu Internetu przerzucają się na telefony. A po wyłączeniu telefonów będą rozklejać plakaty na ulicach. (…) Ludzi nie wyprowadza na ulice ani Departament Stanu, ani Google, ani Twitter czy Facebook. Wychodzą, bo naprawdę chcą, a internet tylko im to ułatwia” – ocenia bloger. (es)

 

ZOSTAW KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj