Dziennikarze z łódzkiego dodatku Gazety Wyborczej chcieli przygotować ranking sponsorów łódzkiej kultury. Niestety ranking nie powstał, bo zarówno darczyńcy, jak i sponsorzy mówili niechętnie o sponsoringu, a konkretne kwoty to najściślej chroniona przez nich tajemnica. Dlaczego? Jeden ze sponsorów anonimowo powiedział, że jeśli chciałby ujawnić cele i kwoty przeznaczane przez niego na sponsoring, to „od razu na biurku urośnie mu taka lista podań, że przez kilka tygodni będzie musiał je czytać”. W Zespole Elektrociepłownie dziennikarze usłyszeli, że „nie podadzą żadnych kwot, bo jak przeczytają to mieszkańcy, zacznie się awantura o wysokie rachunki”. W komentarzu do publikacji Krzysztof Kowalewicz, redaktor magazynu Brief, stwierdził, że „wciąż w Polsce w działaniach sponsorskich ludzie doszukują się obłudy czy manipulacji, jeżeli firma przeznacza pieniądze na jakiś cel, to natychmiast znajdzie się ktoś, kto stwierdzi, że na pewnie nie robi tego bezinteresownie, tylko po to, żeby na tym zarobić. Tymczasem jedynym celem większości sponsorów jest po prostu budowanie dobrego wizerunku firmy. A skoro darczyńców wytyka się palcami i obmawia, nie tylko za plecami, to oni wolą nie opowiadać o swojej działalności, bo zamiast stwarzać dobry wizerunek, jeszcze stracą”. Kowalewicz zwraca również uwagę na wysoką skuteczność regularnych działań sponsoringowych, ponieważ gdy „wychodzimy z takiego (sponsorowanego- przyp. red.) spektaklu lub serial nam się podoba, to podświadomie, ale pozostaje nam w głowie dobre zdanie o sponsorze. Następuje przeniesienie wartości z wydarzenia na firmę, dzięki której do tego doszło”.