.

 

Unijne projekty – manna z nieba w czasach kryzysu

dodano: 
01.07.2013
komentarzy: 
0

Interes na wagę złota – tak o finansowanych przez Brukselę przetargach na promocję polskich produktów mówią przedstawiciele agencji PR, mimo że w walce o te budżety często muszą iść na spore ustępstwa. Polska to jeden z aktywniejszych graczy na tym polu – czytamy w magazynie Press.

Piotr Kondraciuk, dyrektor biura pro­mocji żywności Agencji Rynku Rolne­go, otwarcie przyznaje, że zaintere­sowanie unijnymi środkami jest coraz większe. „Firmy dowiedziały się, że to dobry interes. Regułą stało się już, że do przetargów na kampanie polskich pro­duktów w kraju zgłasza się kilkadzie­siąt agencji, a nie jak wcześniej cztery lub pięć” – mówi. „Na działania pod ha­słem »Trzy znaki smaku« współfinan­sowane z UE oferty złożyło 12 firm, a na promocję wieprzowiny – dziesięć” – wy­licza dalej Kondraciuk. Fenomen unijnych projektów tłumaczy Rafał Szymczak z agencji Profile: „To łakomy kąsek, bo unijne progra­my są rozpisane często na dwa-trzy lata, więc mamy zapewniony stabil­ny przychód, a jednocześnie te budże­ty są znaczące”. I dodaje, że w czasach kryzysu, kiedy z roku na rok przychody samych tylko agencji zrzeszonych w Związku Firm Public Relations zmniejszyły się o 20-25 proc., ta unijna kasa spadła im jak manna z nieba. Ratują się w ten sposób przede wszystkim agencje public rela­tions, a także marketingu zintegrowa­nego, które mogą skoordynować dzia­łania we wszystkich mediach. Co promujemy? Oliwę, mleko i jego przetwory, mięso, świeże i przetworzone owoce i warzywa, jaja, wino. „Bruksela pokrywa przy tym po­łowę kosztów. Reszta pochodzi z kra­jowego wsparcia: 30 proc. z budże­tu Polski, za pośrednictwem Agencji Rynku Rolnego, a 20 proc. z fundu­szy organizacji branżowej, która zgłosi­ła projekt” – wyjaśnia Kondraciuk z ARR.

Co na to eksperci? Nie brakuje takich, którzy w przypadku promocji polskich produktów w… Polsce pytają wprost: „Po co to?”. Mateusz Zmyślony, dyrektor kreatywny Grupy Eskadra, uważa, że to „bardziej skok na unijną kasę niż przemyślane dzia­łania promocyjne”. „W Polsce więk­szość agencji w ogóle nie zastanawia się nad sensem takich kampanii. Jest kasa z Unii, to trzeba ją brać” – krytykuje. Innego zdania jest Iwona Chromiak z biura prasowego Minister­stwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi – uważa, że krajo­we kampanie żywności przekładają się na konkretne korzyści finansowe. Z zestawienia ARR wynika, że naj­częściej budżety na kampanie żywności współfinansowane z Brukse­li zdobywa Partner of Promotion. „Tylko w ostatnim czasie w ramach konsorcjum ta agencja wygrała prze­targ na akcję wartą ok. 4 mln euro” – czytamy w magazynie. Druga na liście jest firma GAM Media, której powierzo­no ostatnio przygotowanie promocji np. wieprzowiny i makaronu (za gra­nicą) za ok. 6,7 mln euro. I jednej, i drugiej zarzuca się – jak dowiadujemy się z materiału – że zatrudnia osoby z doświadczeniem w pracy w ministerstwach lub z odpowiednimi koneksjami. Krzysz­tof Przybyłowski, prezes GAM Media, mówi w tym wypadku o „insynuacjach i pomówieniach”, a Paweł Trochimiuk, prezes Partner of Promotion, wspomina o „dużym nadużyciu” – donosi Press.

Co ciekawe, specjaliści zwracają uwagę na jeszcze jeden problem. „Jeśli agencja z góry zakłada, że jej działanie będzie polegać głównie na po­zorowanej pracy i raportowaniu suk­cesu, wtedy zarobek może być bardzo duży, nieobarczony ani wkładem włas­nym, ani specjalnym ryzykiem, bo re­zultaty są trudne do zweryfikowania. Poza tym zleceniodawca na ogół nie ma pojęcia o prawdziwym PR-ze, więc nawet nie wie, co sprawdzać” – wskazuje pre­zes jednej z warszawskich agencji PR, zastrzegając anonimowość. Inny dodaje, że agencja w połączeniu z nieprofesjo­nalnym zleceniodawcą może „najwięk­szą kasę” zebrać na prowizjach od wy­dawania pieniędzy z programu, przy praktycznie zerowym wkładzie pracy. (es)

Źródło:

Press, Unia reklamę żywi, Dorota Olczyk, 1.07.2013
komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin