„Witam” w mejlach jest ryzykowne wizerunkowo

dodano: 
03.02.2021
komentarzy: 
0

Rozmowa z dr hab. Ewą Rudnicką i Markiem Zboralskim, autorami koncepcji i redaktorami pierwszego w XXI w. „Słownika błędów językowych”, który niedawno ukazał się w ramach serii ZnamPolski.pl SŁOWNIKI BARDZO PRAKTYCZNE.

PRoto.pl: Jak to jest z tym słynnym „Witam”? Czy Państwo odpisują na tak zaczynające się mejle?

Dr hab. Ewa Rudnicka (Uniwersytet Warszawski) i Marek Zboralski, autorzy koncepcji i redaktorzy pierwszego w XXI w. „Słownika błędów językowych”: Odpisujemy, ale sami tak mejli nie rozpoczynamy. Jest to jednak kwestia naruszenia norm nie tyle poprawnościowych, ile grzecznościowych, których ważną częścią jest oczywiście etykieta językowa. Tradycyjnie wita gospodarz  – wita kogoś, kto go odwiedza, czyli gościa. Tej relacji nie da się przenieść jeden do jednego na sytuacje korespondencji mejlowej,  a diabeł tkwi w szczegółach... I to budzi emocje zwolenników i przeciwników mejlowego „witania”. Mimo że emocje już powoli opadają, to w dalszym ciągu stosowanie tej formy bywa ryzykowne, zwłaszcza wizerunkowo.

PRoto.pl: Czy Polacy dbają o językową poprawność?

E.R., M.Z.: Odpowiedź jest chyba łatwa do przewidzenia: różnie z tym bywa i zależy, o kogo chodzi. Jedni dbają wzorowo, czasem nawet nadgorliwie, co może skutkować hiperpoprawnością. Inni z kolei nie dbają wcale i w ogóle się poprawnością swojego języka nie przejmują. Jest pewne, że wielu Polaków lubi wytykać błędy i łapać innych za słówka, zwłaszcza tych, którzy posługują się językiem publicznie i mają duże tzw. zasięgi w mediach społecznościowych. Ich błędy bowiem bardziej przykuwają uwagę i bardziej rażą. Dbałość o język ma też jednak i inny wymiar. Otóż, wyrażanie myśli w logicznych, klarownych i poprawnych zdaniach jest coraz częściej wysoko cenione przez pracodawców, ponieważ daje gwarancję dobrej wizytówki firmy.

PRoto.pl: Co nam sprawia w języku trudność? Jakie błędy językowe Polacy popełniają najczęściej i z czego to wynika?

E.R., M.Z.: Bardzo częste są te błędy, które wynikają z samej natury polszczyzny – języka fleksyjnego, czyli mającego dość rozbudowany i skomplikowany – wcale nie tylko dla cudzoziemców – systemem odmiany wyrazów. Odmianie podlegają wszystkie podstawowe części mowy: rzeczowniki, czasowniki, przymiotniki, to znaczy te wyrazy, których w języku mamy najwięcej. Trzeba też pamiętać o nazwach własnych (imionach, nazwiskach, nazwach miejsc, obiektów itd.). Nierzadko końcówki fleksyjne są wybierane intuicyjnie, bez namysłu. Częste są także błędne połączenia słów, które nie pasują do siebie pod względem znaczenia i tworzą konstrukcje nielogiczne (np. ponieść sukces, pełnić rolę). W tym wypadku przyczyną potknięć jest nierzadko wpływ obcojęzycznych konstrukcji, rzecz jasna głównie angielskich. Po prostu dosłownie i bezrefleksyjnie tłumaczymy z obcego na polski. Czasem myśląc, że tak będzie nowocześniej, ambitniej, bardziej światowo, a czasem z lenistwa lub pośpiechu. Podobnie bywa z błędami składniowymi, czyli polegającymi na niepoprawnej budowie wyrażeń, zwrotów i zdań. Z ortografią natomiast nie jest wcale źle, choć to głównie zasługa autokorektorów tekstu. W doskonaleniu poprawności języka pomagają nam też rozmaite poradniki i słowniki – jak choćby nasz przystępny i praktyczny „Słownik błędów językowych”.

PRoto.pl: W dobie internetu mamy ułatwiony dostęp do informacji. Są strony czy kanały na YouTubie edukujące w zakresie poprawnej polszczyzny. Czy to się przekłada na większą poprawność, czy wręcz przeciwnie – internet nie służy dbaniu o język?

E.R., M.Z.: Niektóre strony i kanały internetowe – w tym profile społecznościowe – o tematyce językowej mają odpowiedni poziom merytoryczny i bardzo pomagają w propagowaniu poprawnego języka. Zarówno w sensie ogólnym – uświadamiając i przekonując, że to jest wartość, jak i praktycznym – wskazując i wyjaśniając, że powinno to polegać na użyciu takich, a nie innych słów, wyrażeń, zdań… Ale jeśli nie mamy orientacji w kwestii wiarygodności źródeł, to arcypopularny „wujek Google” łatwo może wprowadzić w błąd, zwłaszcza tych, którzy oczekują szybkich podpowiedzi bazujących głównie na statystyce użycia form językowych. W języku bowiem większość nie zawsze oznacza rację i poprawność. Ktoś kiedyś powiedział, że WWW to skrót od: wiedza wielce wątpliwa. To oczywiście przesada, ale… coś w tym jest.

PRoto.pl: „Trochę straszymy skutkami błędów” – tak, między innymi, piszą Państwo we wstępie do „Słownika błędów językowych”. Jakie więc są te konsekwencje?

E.R., M.Z.: To zależy od typu błędu, sytuacji jego popełnienia oraz od rangi społecznej czy pozycji zawodowej osoby, która jest danego błędu – uwaga! teraz celowo będzie błąd – „autorem”. Niektóre błędy mogą skutkować nieporozumieniem lub zakłóceniem komunikacji. Czasem wymagają od odbiorcy zastanowienia się, „co autor miał na myśli?”, ale czasem mogą mieć konsekwencje nawet… finansowe. Zdarzało się to już m.in. w związku z brakiem przecinka lub niepotrzebnym przecinkiem w tekstach o mocy prawnej, co skutkowało odmiennym sposobem naliczania opłat. Innym skutkiem błędów jest ośmieszenie się, kompromitacja. Wystarczy wspomnieć memy, docinki i aluzje po błędach popełnionych przez polityków, na przykład wziełem udział, posłowie się podśmiechują, cofa ideę jawności w tył, w bulu czy obiat. Podobna wpadka może się przydarzyć bodaj każdemu, ale jeśli zdarzy się komuś ze świecznika, to… huzia na Józia!

PRoto.pl: Dla osób zajmujących się komunikacją język jest najważniejszym narzędziem. O co, poza poprawnością, powinni dbać specjaliści od PR-u i marketingu?

E.R., M.Z.: O stosowność stylistyczną i skuteczność wypowiedzi, jej dobre przystosowanie do typu odbiorcy! To mniej konkretne, ale nie mniej – pisane oddzielnie! – ważne. W praktyce jednak trudniejsze. Owszem, można też znaleźć fachowe porady dotyczące efektywności, tyle że zawarte w nich wskazówki i przestrogi nie są tak bezpośrednie i jednoznaczne, jak te, które przeważają w publikacjach stricte poprawnościowych. W kwestiach stylistyczno-retorycznych potrzebna jest większa ostrożność, domyślność i wrażliwość. Tego nie da się po prostu wyczytać i nauczyć. Trzeba doświadczenia, wyczucia, inteligencji i pokory.

PRoto.pl: Jakie błędy czy nawyki językowe irytują Państwa najbardziej?

E.R., M.Z.: Do takich można zaliczyć błędy, które wynikają z bezmyślnego powtarzania tego, co się spotyka w innych wypowiedziach. Przykładem może być natrętne dokładnie (tak), ostatnio   chyba już trochę rzadsze. Zastępowanie przynajmniej przez bynajmniej – na przykład w zdaniu: bynajmniej ja tak uważam – także nie świadczy dobrze o wypowiadającym się. Trudno jest również słuchać słów niestarannie wymawianych (artykułowanych), z których znikają potrzebne głoski, jak np. psze (zamiast proszę), poem (zamiast powiem), człoek (zamiast człowiek), proesor (zamiast profesor) itd. Taka wymowa sprawia wrażenie nonszalancji i braku szacunku do słuchacza. Niektóre pleonazmy i tautologie – czyli wyrażenia potocznie zwane masłem maślanym – rażą nielogicznością lub nadmiarowością treści, jak np. kontynuować dalej, siła i moc.

PRoto.pl: Jak narodził się pomysł na „Słownik błędów językowych”?

E.R., M.Z.: Przed narodzinami musiało być poczęcie. A z tym było tak… Około półtora roku temu w swoich słownikowych i poradnikowych zbiorach znalazłem „Słownik polskich błędów językowych” autorstwa Stanisława Słońskiego, wydany w roku 1947. Stał gdzieś z tyłu i w kąciku – jako zabytek, kupiony kiedyś w antykwariacie. Nagle zaświtało mi pytanie: Dlaczego nikt tego nie powtórzył? Bo monumentalny „Słownik poprawnej polszczyzny” czy ciekawy „Słownik wyrazów trudnych i kłopotliwych” to przecież nie to samo. Po krótkim, ale głębokim namyśle uznałem, że jest rynkowo-wydawnicza luka, więc słownik błędów językowych opracowany i wydany „po nowemu” – przede wszystkim bardzo przystępny, przejrzysty i zwięzły – byłby przydatny wielu osobom, dla których poprawność języka jest (a przynajmniej powinna być) ważna ze względu na ich pracę zawodową czy działalność publiczną. Postanowiłem go opracować i wydać. Aby jednak ten słownik miał odpowiednio wysoki poziom normatywny i leksykograficzny, potrzebowałem bardzo fachowej pomocy. Zaproponowałem więc współpracę autorsko-redakcyjną dr hab. Ewie Rudnickiej z Uniwersytetu Warszawskiego, w której to ona byłaby liderem zespołu, czyli redaktorem naukowym. Ewy do pomysłu nie trzeba było przekonywać, ponieważ ma do błędów… „słabość”, więc szybko przeszliśmy do żmudnej fazy analizowania, omawiania i dopracowywania koncepcji treści i formy słownika. Jak piszemy we wstępie, podzieliliśmy się w tej pracy rolami czy raczej zadaniami: Marek dążył do tego, by słownik był możliwie prosty w odbiorze i użytkowaniu, a Ewa – by mimo swej prostoty i praktyczności był warsztatowo i merytorycznie bez zarzutów. Cieszymy się, że zdaniem bardzo wielu osób, w tym uznanych ekspertów popularyzujących poprawność języka, udało się nam to osiągnąć.

PRoto.pl: Ale czy publikowanie błędów nie spowoduje utrwalenia form niepoprawnych?

E.R., M.Z.: Już ktoś – hm, dowcipny – „pogratulował” nam popularyzowania błędów językowych. Na tę ironiczną uwagę nie odpowiedzieliśmy wyjaśnieniem, że przecież tyle samo miejsca w naszym słowniku zajmują, skontrastowane z błędami, formy poprawne. Myśląc w taki przewrotny sposób można by bowiem dojść do wniosku, że lektura Kodeksu karnego to najlepszy sposób, aby stać się przestępcą albo że Kodeks drogowy to zachęta do piractwa na drodze. Dla inteligentnych odbiorców „Słownik błędów językowych” to przydatne, łatwe w użyciu i „bezpieczne” opracowanie poprawnościowe. Wystarczy by korzystali z niego ze zrozumieniem. A dla pozostałych… Pozostali i tak po ten słownik nie sięgną.

PRoto.pl: Do kogo skierowana jest ta publikacja?

E.R., M.Z.: Jeśli powiemy, że do wszystkich, to wielu czytających pomyśli pewnie: czyli do nikogo! Tymczasem, owszem, najogólniej rzecz ujmując „Słownik błędów językowych” jest adresowany do wszystkich, którzy posługują się polszczyzną, bo niemal całej tej ogromnej grupie może się on bardzo przydać do eliminowania błędów językowych. Ale oczywiście od początku nie mieliśmy złudzeń, że uda się nam zainteresować słownikiem – a ściślej: korzyściami z niego wynikającymi – choćby ćwierć spośród ogółu jego potencjalnych odbiorców. Bo nie każdemu z nich na poprawnym języku zależy, nie każdy ma świadomość, że poprawny język to wartość. Postanowiliśmy więc tę grupę dookreślić: kierujemy nasz słownik głównie do osób aktywnych zawodowo i publicznie, którym na poprawności języka zależeć powinno, gdyż ma ona wpływ na ich wizerunek i zawodową pomyślność. Ponieważ osoby te są zwykle bardzo zajęte, skupione na celu działania, kiedy to nietrudno o dekoncentrację, więc założyliśmy, że słownik musi być tak opracowany, aby był bardzo praktyczny: przystępny, konkretny, przejrzysty, zwięzły…, bez „gawędziarstwa”, zawiłej teorii i fachowej terminologii. Nie jest to zatem idealna publikacja dla… „koneserów” problematyki poprawności języka, lecz dla tych, którzy chcą wystrzegać się błędów najpoważniejszych i najpowszechniejszych oraz nauczyć się poprawnego wypowiadania się możliwie łatwo i szybko.

PRoto.pl: Jakie hasła znalazły się w słowniku? Z jakimi tematami są związane?

E.R., M.Z.: Hasłami słownika są błędy i – co bardzo ważne – skontrastowane z nimi formy poprawne (bo słownik ma uczyć, a nie tylko wytykać i ganić). Są to jednostki związane z różnymi poziomami i zagadnieniami językowymi: odmianą, składnią, słowotwórstwem, a także słownictwem i frazeologią. Można powiedzieć, że „Słownik błędów językowych” jest uzupełnieniem słownika ortograficznego oraz pomysłowym „streszczeniem” typowych poradników. Oczywiście nie ma w nim wszystkich popełnianych błędów językowych, bo jest ich… nieskończenie dużo. Staraliśmy się dobrać te najczęstsze i najbardziej rażące, choć czasem także – zaskakujące (To naprawdę jest błąd?!). A ponieważ praktyczny słownik powinien być też zgrabny i poręczny, więc dobór błędów musiał zostać ograniczony. Możemy jednak zapewnić docelowych odbiorców słownika, że każdy z nich znajdzie w nim mniej lub więcej błędów, które sam popełnia – wcale o tym nie wiedząc! Znajdzie również takie, które go drażnią u innych. Ufamy, że nowatorski „Słownik błędów językowych” z serii ZnamPolski.pl okaże się bardzo przydatny i cieszymy się, że serwis PRoto.pl objął nad nim patronat medialny.

Słownik można nabyć przez stronę www.znampolski.pl. PRoto.pl jest patronem medialnym publikacji.

Specjalnie dla czytelników PRoto.pl mamy RABAT (-20 proc.) na zakup „Słownika błędów językowych”. Wystarczy wejść na stronę www.znampolski.pl, w odpowiednim miejscu wybrać preferowaną wersję słownika i po przejściu do koszyka zakupowego wpisać kod rabatowy PRoto. Zniżka obowiązuje do 7 lutego 2021 roku (do godziny 23:59).

fot. Urszula Nawrot

Dr hab. Ewa Rudnicka (Uniwersytet Warszawski), redaktor naukowy SBJ i współautorka jego koncepcji – językoznawca i leksykograf, ekspert w popularnych audycjach Polskiego Radia poświęconych kulturze języka („Poradnik językowy”, „Zagadki językowe”, „Słowoteka” i inne) oraz gość programów TV; autorka haseł do Nowego / Wielkiego słownika poprawnej polszczyzny PWN i innych słowników; autorka Uczniowskiego słownika języka polskiego oraz wielu artykułów w czasopismach specjalistycznych; prowadzi szkolenia nt. poprawności i sprawności języka dla firm i instytucji; rzeczoznawca MEN i członkini Komitetu Głównego Olimpiady Literatury i Języka Polskiego.

Marek Zboralski, współautor koncepcji SBJ i serii ZnamPolski.pl (absolwent polonistyki UAM) – językoznawca zajmujący się kulturą języka, onomastyką (nauka o nazwach własnych) i nazewnictwem marketingowym; były redaktor prasowy i dziennikarz; autor felietonów poradnikowych, pierwszych na polskim rynku książek o nazwach firm i produktów („Rzeczpospolita” Businessman Book; Polskie Wydawnictwo Ekonomiczne) oraz artykułów w czasopismach specjalistycznych; twórca i recenzent nazw wielu znanych marek oraz copywriter. Językowy praktyk.

Rozmawiała Małgorzata Baran, redaktor naczelna PRoto.pl

X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin