Walter Chełstowski: spoty kandydatów to archeologia

dodano: 
14.05.2015
komentarzy: 
0

PRoto.pl: Jak Pan ocenia stronę merytoryczną i wizualną prezentowanych spotów wyborczych kandydatów?

Walter Chełstowski, polski reżyser i producent programów i widowisk telewizyjnych. Członek Akademii Fonograficznej ZPAV: Dla mnie wszystkie te spoty są archeologią. Tylko pozornie były też sprawne warsztatowo. Pięć, dziesięć, piętnaście lat temu takie spoty wyglądały tak samo. Powiem więcej. Mam wrażenie, że zarówno sztaby wyborcze, jak i autorzy filmów kompletnie nie zrozumieli fenomenu mediów społecznościowych. Gdyby jakiś antropolog czy archeolog za dwieście czy trzysta lat je obejrzał, to mógłby napisać pracę habilitacyjną pod tytułem „Spoty wyborcze schyłkowego okresu tradycyjnych mediów elektronicznych przełomu dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku”.

PRoto.pl: Czy słusznie, że w ostatnich spotach Bronisław Komorowski postawił na atak na swojego głównego rywala – Andrzeja Dudę?

 W.Ch: Nikogo nie interesuje program kandydatów. U nas w Polsce większość spotów czy kampanii opiera się na emocjach negatywnych.
Myślę jednak, że spot Bronisława Komorowskiego o poglądach Andrzeja Dudy na temat in vitro jest skuteczny, bo pokazuje prawdę. W tym filmie o niesamodzielnym Dudzie z twarzą Jarosława Kaczyńskiego też widzimy prawdę. Ale z drugiej strony jest jeszcze spot wyborczy Pawła Kukiza. On pokazuje, że ludzie w Polsce chcą czegoś takiego, co występuje w pierwszej kampanii Baracka Obamy, opartej na haśle: „Yes We Can”.  Dominują tu energia, przyszłość, a nie uderzanie w  przeciwnika. Więc tego typu spoty oczywiście mogą być skuteczne tylko, że pamiętajmy jeszcze o jednym. W ciągu tych ostatnich pięciu lat do głosu doszło pięć roczników wyborców, którzy nie pamiętają PiS-u i nie wiedzą, o co chodzi w tym sporze. Choć spoty wyborcze Komorowskiego były dobre, atak na Dudę też, to i tak na końcu okazało się, że trafił trochę obok tarczy.

PRoto.pl: Dużo kontrowersji wzbudził spot wyborczy Magdaleny Ogórek. W mediach pojawiały się także kąśliwe uwagi, że sposób mówienia kandydatki SLD bardziej przypominał syntezator IVONA. Mam trochę wrażenie, że sztab Ogórek nie wykorzystał potencjału formy, jaką jest spot.

W.Ch: Bardzo się cieszę, że Pani jako młode pokolenie wie jeszcze, co to jest syntezator IVONA. Magdalena Ogórek zdecydowanie powinna popracować nad swoim głosem. Oglądając ten spot miałem wrażenie, że mamy tu do czynienia z prezentacją powiedzmy na poziomie uczennicy drugiej klasy gimnazjum, odpowiadającej na temat: „Na czym polega rola gimnazjalisty w Polsce”.

I teraz gimnazjalista odruchowo wchodzi w Google, wpisuje różne hasła, uprawnienia, po czym Pani znów mówi: „To teraz pokaż swoją prezentację i powiedz, co prezydent w Polsce może lub czego nie może zrobić. To po prostu kompletna amatorka. Jeżeli Magdalena Ogórek, jeszcze jako doktor, na coś takiego się zgadza, to „Sorry, Winnetou”, ale chyba jest „pierwszą naiwną”.

PRoto.pl: Czy któryś z prezentowanych spotów kandydatów zwrócił Pana szczególną uwagę? Pozytywnie zaskoczył?

W.Ch: Myślę, że wszystkie spoty były zrealizowane sprawnie, tyle że  według takiej filozofii z poprzedniej epoki.  Janusz Korwin-Mikke wychodzi w nim na paranoicznego egocentryka.  Jedyny spot, jaki „czułem” -  a to jest bardzo istotne -  to ten prezentowany przez Pawła Kukiza. Mimo, iż całkowicie nie zgadzam się z jego poglądami politycznymi, to w tej kampanii był prawdziwy. Jest takie stare powodzenie: czy od tego polityka kupiłbyś używany samochód. Tu tak. Od Andrzeja Dudy bym nie kupił, bo bym się bał. Od Bronisława Komorowskiego kupiłbym, mimo, że miałby duży przebieg. Od Magdaleny Ogórek kupiłbym, bo wiem, że w tym samochodzie nie piła, nie paliła, nie śmieciła. Od Janusza Korwin-Mikkego bym nie kupił, ponieważ nie bardzo wierzę, żeby chciałby mi go tak naprawdę sprzedać. Od Pawła Kukiza bym kupił, bo na końcu, gdybym  go przycisnął, to powiedziałby, że tak naprawdę lewy błotnik jest zbity, maska kiedyś była wgnieciona, zawieszenie nie jest najlepsze.

PRoto.pl: Wspomniał Pan na początku, że wszystkie spoty podczas kampanii prezydenckiej były swego rodzaju archeologią. W którą stronę należałoby więc pójść?

W.Ch: Trochę mówi o tym ostatni materiał Tomasza Lisa w sprawie jedynego króla majonezu w Polsce. On nagle zrozumiał, że dzisiaj nie sprzeda się majonezu obrazkiem rodziny siedzącej przy stole. Żeby przekonać ludzi, trzeba mówić prawdę bezpośrednią. Dobrą i złą. Czyli albo trzeba czasami w przypadku skrajnych kandydatów pójść retoryką agresji robić to z ogniem w oczach, albo przypadku mądrych kandydatów powiedzieć tak: „nie jest źle, damy radę, żeby było lepiej”. Wydaje mi się, że wszystkie następne spoty muszą być oparte na takim bezpośrednim kontakcie człowieka z człowiekiem – nawet, jeśli ma się to odbywać przez telewizor. I tak już się poprawiło, bo coraz mniej prezentuje się spotów, gdzie w tle jest muzyka Szopena, fortepian, patriotyzm, owieczki, góry czy morze. Tego przekazu nie było w tej kampanii, ale wydaje mi się, że jeszcze pojawi się w najbliższej, parlamentarnej.

Rozmawiała Magdalena Wosińska

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin