Ryzykowne oczernianie w sieci
Coraz powszechniejszy czarny PR – czy to w wykonaniu firm osłabiających konkurencję, czy zwykłych internatów rozpowszechniających negatywne posty w portalach społecznościowych i na forach – nie jest bezkarny. I jedni, i drudzy wichrzyciele opinii muszą mieć się na baczności, bo mogą naruszać prawo cywilne i karne – informuje Dziennik Gazeta Prawna B.
Aleksandra Oziemska, adwokat z kancelarii White&Case, uważa, że w ostatnich latach możemy obserwować eskalację problemu czarnego PR. „Fora są pełne tego typu opinii. Nieuczciwe przedsiębiorstwa korzystają z rozwoju tego zjawiska i zamieszczają w sieci nieprawdziwe, negatywne opinie na temat konkurencji” – potwierdza na łamach dziennika prof. Jacek Sójka z Polskiego Stowarzyszenia Etyki Biznesu. Autorki tekstu przestrzegają jednak tych, którzy decydują się na takie nieetyczne praktyki – przeciwko nim może być prawo cywilne i karne.
Niezgodne z prawem jest np. grożenie przedsiębiorcy ujawnieniem informacji, które mają go zdyskredytować w oczach klientów. Grozi za to kara grzywny, ograniczenia albo pozbawienia wolności do lat dwóch, ale jest jeden warunek – „groźba musi budzić w zagrożonych uzasadnione obawy, że zostanie spełniona”. Niezadowolony z usług prawnika internauta, jak potwierdza to przykład poruszony w gazecie, może dzięki swoim niewybrednym wpisom doprowadzić nawet do wszczęcia przeciwko niemu postępowania dyscyplinarnego. Sam może narazić się także – zarówno na sprawę karną, jak i cywilną. Kiedy internetowa krytyka przedsiębiorstwa przybiera postać pomówienia czy zniewagi, można za nią trafić nawet do więzienia – odpowiednio na dwa lata lub rok. Przedsiębiorca oczerniający inną firmę dopuszcza się „czynu nieuczciwej konkurencji”, a w przypadku niedozwolonego marketingu najczęściej mamy do czynienia z naruszeniem dóbr osobistych. By niewinny na pierwszy rzut oka post nie został potraktowany jako przestępstwo, prof. Marian Filar radzi, by unikać w komentarzach uogólnień, złośliwości i poniżających sformułowań. (es)