Wojciech Szalkiewicz o kampanii prezydenckiej

dodano: 
30.04.2015
komentarzy: 
0

PRoto.pl: Wiele jest opinii, że to najbardziej nijaka kampania, z jaką mieliśmy do tej pory do czynienia. Czy rzeczywiście?

Wojciech Szalkiewicz: Brakuje w niej emocji, nie ma co do tego wątpliwości. Jest miałka z kilku przyczyn. Sondaże pokazują, że wynik jest niemalże pewny, w związku z tym brakuje tych „fighterów”, którzy mieliby o co walczyć. Nawet przypadku Dudy jest to walka o drugą turę, z daleką opcją w tyle głowy, że może uda się wygrać tak jak w 2005 roku. Badania sondażowe prowadzone od początku roku pokazują, że Komorowskiego trudno jest pokonać, a na pewno nie w tym stylu, w którym prowadzona jest kampania Dudy. Jeśli bierze się udział w takiej walce to z nadzieją na wygranie, ale trzeba to lepiej rozgrywać.

PRoto.pl: Kampania nie jest specjalnie agresywna – czy sztabom nie udało się zebrać kompromitujących materiałów czy może stratedzy uznali, że nie warto emitować negatywnego przekazu?

W.S.: Od czasu Kurskiego i dziadka w Wehrmachcie cały czas twierdzę, że to jest tak jak z maskami gazowymi w czasie II wojny światowej. Po I wojnie światowej wszyscy wiedzieli, że jest taki środek bojowy i wszystkie wojska były w maski gazowe zaopatrzone, ale w II wojnie światowej nikt tego nie użył. Ten „czarny PR” gdzieś tam jest w arsenale, ale jeszcze nieuruchomiony. I najprawdopodobniej uruchomiony nie będzie. Wszystko zależy od drugiej tury – jeżeli do niej dojdzie, wtedy rzeczywiście ta walka będzie mogła się na tej zasadzie odbyć. Mieliśmy tu parę takich przykładów wyciągania „haków”, chociażby te słynne SKOK-i i próba wrobienia zarówno jednego kandydata, jak i drugiego w tę aferę. W obu przypadkach to się gdzieś rozmyło, rozeszło po kościach i nie stanowi przedmiotu debaty. Rzeczywiście takich mocnych akcentów brakuje i albo oba sztaby nie odrobiły lekcji z badania ciemnych stron kandydata, albo zrobiły to i mają tę broń w arsenale, ale boją się jej użyć. Nasi wyborcy zresztą nie za bardzo lubią takie negatywne akcje. Przykłady kampanii z roku 2005 czy z 2000, słynna sprawa z całowaniem ziemi kaliskiej, pokazały, że to nie są działania, które poprawiają notowania autorów tych ataków.

PRoto.pl: W mediach społecznościowych popularnością cieszy się Janusz Korwin-Mikke. Czemu ta popularność nie przekłada się na poparcie w sondażach?

W.S.: Zawsze jest taka postać, która jest tym trzecim, gdzie dwóch się bije. Tutaj aktualnie tą trzecią postacią jest Korwin, wcześniej to był Palikot. Trzeba pamiętać, że media społecznościowe to jest domena młodych ludzi. Rzeczywiście te kilka procent, które pokazują sondaże, to są ci młodzi ludzie. Jeden z profesorów w wywiadzie zwrócił uwagę, że kiedy młodzież zaczyna u niego studia na politologii, to są to zwolennicy Korwina, a w miarę upływu czasu dojrzewają i przestają być jego zwolennikami. Korwin nie ma też dużo do zaoferowania prócz populistycznej, agresywnej retoryki, co jest trochę sztuczne. Przez te lata obecności w polityce wyrobił sobie markę i jest to postać niezbyt poważna. A tu mówimy o poważnych wyborach. W określonej sytuacji może zdobyć jakieś poparcie, ale niegwarantujące sukcesu. To, że wszedł do Parlamentu Europejskiego to chyba szczyt jego możliwości.

On też nie ma zinstytucjonalizowanego zaplecza, ten nowy twór powstały przed wyborami nie gwarantuje mu struktur, które są potrzebne do prowadzenia kampanii ogólnopolskiej. Tu jednak logistyka jest istotnym elementem. Posiadanie zaplecza w postaci działaczy partyjnych i zwolenników rozsianych po całej Polsce – to daje podstawy do sukcesu. Ktoś musi zawiesić plakaty, zorganizować spotkanie itd., tego w kampanii ogólnopolskiej nie da się robić z Warszawy. Chyba że ma się wielkie pieniądze, tak jak w Stanach Zjednoczonych – ci kandydaci od kilkunastu lat nie korzystają ze struktur partyjnych, one są jedynie wspomagające, tylko sami organizują to zaplecze. Ale tu mówimy o zupełnie innych pieniądzach – Obama wydaje pół miliona dolarów na kampanię, u nas z tych oficjalnych limitów PKW, czyli 30 milionów złotych nikt takiego profesjonalnego zaplecza nie zbuduje. A Korwin, mimo że bogaty człowiek, takich pieniędzy nie ma.

PRoto.pl: Pojawiły się informacje, że komisja chce karać za upublicznienie nagrań z prac komicji obwodowych. Skąd taki pomysł – większość ludzi uzna takie działanie za przejaw cenzury.

W.S.: Wybory powinny być jawne, ale nie w każdym aspekcie. To jest kwestia na przykład ochrony wizerunku – czy członkowie komisji to osoby publiczne? Na miejscu są mężowie zaufania, jest kontrola społeczna, więc można do tego podchodzić w różny sposób. Ja akurat nie jestem tego zwolennikiem. System, który mamy wypracowany od lat doskonale się sprawdza, pomijając problem z komputerami w poprzednich wyborach, ale nie takie rzeczy w ojczyźnie demokracji, czyli w Stanach Zjednoczonych, się działy. To jest wypadek przy pracy, a nie reguła. Ten mechanizm jest dosyć dobry – kiedy robiłem badania, nie było jakichś elementów fałszowania wyników wyborów, jedynie naprawdę sporadyczne przypadki fałszowania wyników głosowań w komisjach. W kategoriach ilościowych to mógł być ułamek promila. To się zresztą zdarza wszędzie. „Grubych afer” nie było, więc trudno zakładać, że teraz będą. Ten mechanizm pozwala też na społeczną kontrolę. Członkowie komisji są losowani, więc dobór jest przypadkowy, są wprawdzie zgłaszani przez różne organizacje, ale następuje przemieszanie i w komisji zawsze znajdą się przedstawiciele zgłoszeni przez partię rządzącą i przez partie opozycyjne. Cztery lata temu PiS powołał swoją grupę kontroli wyborów i po wyborach stwierdzili, że nie wykryto żadnych nieprawidłowości. System, który mamy w mojej ocenie funkcjonuje sprawnie, czy należy go ulepszać? Jawność jest potrzebna, ale czy nakład sił i środków będzie adekwatny – trudno to ocenić.

PRoto.pl: Pojawił się pomysł, aby umożliwić transmitowanie online prac komisji wyborczych. Czy pełna jawność działania komisji jest sposobem na protesty wyborcze?

W.S.: Protesty będą zawsze, niezależnie od tego, jakich metod kontroli użyjemy. Zawsze ktoś będzie niezadowolony. Trzeba pamiętać, że miejsce do wygrania jest jedno, a chętnych w tych wyborach jedenastu – czyli dziesięciu będzie niezadowolonych. I oni zawsze będą mówili, że wybory zostały sfałszowane i zmanipulowane. PiS jest w tym obszarze liderem – za każdym razem, gdy przegrają wybory, mówią, że coś było nie tak. Ale biorą w tym udział i nie widać pomysłów, żeby to zmienić. W tych samych warunkach organizacyjnych i legislacyjnych wygrali wybory w 2005 roku, więc trudno te argumenty uznawać za merytoryczne, raczej za polityczne – to szukanie winnych po przegranej. Zawsze jest tak, że szukamy winy na zewnątrz, a nie w sobie, a jak mówi psychologia, na ogół sami sobie jesteśmy winni. To, dlaczego PiS przegrywa wybory wiadomo już od dawna, a kolejna porażka nie będzie niczym zaskakującym. Gdyby to było zwycięstwo, to rzeczywiście może być to zaskoczenie. PiS od dziesięciu lat brnie w swoją narrację i ona się nie zmienia. Nie zmienia się też ich pozycja na scenie politycznej w tej silnej, ale jednak opozycji. Szansy na władzę jakoś nie mogą dostać.

PRoto.pl: Wracając do działania komisji – czy dla PKW dzień wyborów będzie sądnym dniem? Po ostatnich problemach media będą bardziej wyczulone na nieprawidłowości.

W.S.: Przy wyborach samorządowych mieliśmy co najmniej cztery karty do głosowania, liczba kandydatów to setki tysięcy – zliczenie tego w sposób precyzyjny i miarodajny zajmuje dużo czasu. Teraz mamy sytuację prostą: jedna karta do głosowania, jedenaście nazwisk. Prostsza jest tylko druga tura, gdzie mamy dwóch kandydatów. Tak naprawdę w poprzednich wyborach chodziło o przesyłanie protokołów do komisji – ludzie to policzyli, miało to być wysyłane systemem komputerowym, a ten system zawiódł, stąd to opóźnienie. Samo liczenie nie jest problematyczne, to dostarczenie protokołów wymaga czasu. PKW już zapowiedziała, że w tych wyborach będzie to ręczne liczenie głosów, co najwyżej wspomagane elektronicznie. Podejrzewam, że nie będzie problemów.

komentarzy:
0
Graficzne pułapki CAPTCHA
Wprowadź znaki widoczne na obrazku.
X

Zamów newsletter

 

Akceptuję regulamin